Dobra książka. Mariusz Urbanek "Genialni. Lwowska szkoła matematyczna" (6)
(…) Profesorska pensja Banacha nie była mała, ale wydatki uczonego, który lubił używać życia, o wiele większe. (…) W archiwach Uniwersytetu Jana Kazimierza historycy z Polski i Ukrainy znaleźli dokumenty świadczące o niekończących się kłopotach finansowych Banacha.(…)
Nie pasował do lwowskiej profesury. W odróżnieniu od Steinhausa nie nosił fraka ani cylindra, a kiedy jeszcze zaczął pojawiać się w absolutnie „niedopuszczalnej” u profesora koszuli z krótkimi rękawami, z rozpiętym szeroko kołnierzykiem, bez kamizelki i krawata, mówił o tym cały Lwów. (…)
„Był młodym człowiekiem łamiącym różne formy” – wspominał Stefan Banach junior. Także wychowawcze. Ojciec zachęcał go do zajęcia się matematyką, ale kiedy zrozumiał, że Stefana juniora bardziej interesują nauki przyrodnicze i humanistyczne, nie odwodził go od pomysłu studiowania medycyny. „Uważał, że każdy powinien żyć z hobby”.
Finansowe kłopoty Banacha mogły wynikać z trybu życia, jaki prowadził. Powojenna Polska miała wiele do nadrobienia. „Pod względem towarzyskim panował wtedy chaos i szum powojenny. Szał tańca, zabawy, wycieczki, libertynizm, zdrady i tymczasowe związki, jednym słowem używanie swobody, o której marzono przez lata”- wspominał Hugo Steinhaus. A Banach miał do nadrobienia podwójnie, bo czasy najpierw krakowskiej, a później lwowskiej biedy. (…)
Posiedzenia w Szkockiej były zarezerwowane przede wszystkim dla matematyków „dorosłych”, uczonych z tytułami, dorobkiem. Studenci byli zapraszani rzadko, a dopuszczenie ich do dyskusji na równych prawach z ich uniwersyteckimi mistrzami było jak bilet wstępu na matematyczny parnas (…)
Jednym z pierwszych, którzy dostąpili tego wyróżnienia, był student Wydziału Mechanicznego Politechniki Lwowskiej Stanisław Ulam. (…)
Miał jedenaście lat, gdy postanowił, że zostanie astronomem albo fizykiem. Swój szkolny notes podpisał: „S. Ulam, astronom, fizyk i matematyk”. Moja miłość do astronomii nigdy nie osłabła; sądzę, że była to jedna z dróg, które doprowadziły mnie do matematyki” – wspominał. Trafił na jeden z otwartych dla publiczności wykładów, jakie wygłaszali uczeni z Uniwersytetu Jana Kazimierza i Politechniki. Dwunastolatek siedzący wśród znanych lwowskich adwokatów, lekarzy i przedsiębiorców na wykładzie z teorii względności musiał budzić sensację.
- Wygląda na to, że ten chłopiec rozumie Einsteina! – z dumą opowiadał znajomym ojciec.
„Sądziłem, że powinienem utrzymać zdobytą w ten sposób reputację, chociaż zdawałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie rozumiem żadnego szczegółu” – napisze Ulam sześćdziesiąt lat później. (…)
Cytowane fragmenty pochodzą z książki:
Mariusz Urbanek
„Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”
Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2014