Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
05/01/2021 - 16:05

"Zastanawiam się, czy to ten sam zmierzch, na który patrzył ojciec"

"Traktat o łuskaniu fasoli" - wielka powieść Wiesława Myśliwskiego. Narrator w monologu skierowanym do tajemniczego przybysza dokonuje bilansu całego życia. [...] To swoista medytacja nad rolą przeznaczenia i przypadku w ludzkim życiu.

[…]. Łuskanie fasoli zaczynało się zawsze od światła. Matka zmyła statki po obiedzie, zamiotła i na ten czas do zmierzchu zapadała z różańcem w ręku między łóżkiem a kredensem. Babka zazwyczaj drzemała. Dziadek wychodził na obejście rozejrzeć się, czy wszystko jest, jak było. Każdy czekał jakby na ten zmierzch, gdy się miało łuskać fasolę. Ojciec siedział na ławie pod oknem i kurząc papierosy jeden za drugim, patrzył w okno, jakby kogoś wypatrywał. Zmierzch z wolna wszystko już zasnuł, a on patrzył i patrzył w okno, jakby kogoś wypatrywał.

Wydawać by się mogło, że na ten zmierzch patrzy. Ale czy to wiadomo, na co ktoś patrzy? Sądzi się, że na to czy na tamto patrzy, a on może patrzy w siebie. O, w sobie też ma człowiek widoki. Ale może i na zmierzch, jak gęstnieje, patrzył. Powie pan, cóż w takim zmierzchu może być ciekawego? Otóż powiem panu, kiedy sam nieraz patrzę, jak tak zmierzch zapada, zastanawiam się, czy to ten sam zmierzch, na który patrzył ojciec. Czy to mało? A od czasu do czasu jak gdyby wtórował temu swojemu patrzeniu:
- O, króciutki już dzień. Króciutki. Ani się w nim człowiek już mieści. Jeszcze się nie skończy, a tu noc. I po co tyle tej nocy? Po co? – I gasząc kolejnego papierosa, rzucał w stronę matki: - Świeć.
Matka podnosiła się od różańca. Zdejmowała lampę z gwoździa na ścianie. Sprawdzała, czy nafty w lampie starczy na to łuskanie. Czasem pytała się ojca:
- Może dolać?
- Na co ojciec zwykle:
- Dolej. – I nie omieszkał jej nigdy przypomnieć, żeby knot przycięła, bo pewnie upalony, szkło wyczyściła, bo z wczoraj okopcone.

Niepotrzebnie. Matka i tak by to zrobiła. Przygotowywanie lampy stanowiło jakby zwieńczenie dnia dla niej. Pewnie nawet jakiś rodzaj dziękczynienia, że się znów dzień przeżyło. Toteż wkładała w przygotowywanie całą swoją staranność, jakby od tej staranności zależało, czy się i następny przeżyje. […]
Nie uwierzy pan, ale nie mogłem się doczekać tej chwili, kiedy matka zapali lampę. Ledwo zmierzch zaczynał się snuć za oknami, prosiłem: - Zapal, mama, zapal. – Nie umiem sobie tego wytłumaczyć, ale pragnąłem, żeby w całej wsi pierwsze światło u nas zapaliło się w oknie. […].

Wiesław Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli, wydawnictwo Znak, wydanie pierwsze: 2006







Dziękujemy za przesłanie błędu