Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
30/08/2020 - 16:20

„No więc jesteśmy na tym piku, tylko wieje jak cholera"

W bazie szał. Ogłuszające „Hurra!!!”, a potem z radiotelefonu płynie fragment hymnu śpiewanego przez Joan Baez We shall overcome — wspominała tę chwilę Krystyna Palmowska. — Takiego przyjęcia nie miał nawet zespół męski, który pierwszy odniósł sukces, zdobywając Gaszerbrum II nową drogą.

[...]

„Wiążemy się liną — iść dalej bez asekuracji byłoby zbyt ryzykowne, teren nie jest łatwy, a i wysokość też trzeba brać pod uwagę — tak Halina opisywała ostatni etap drogi, pokonywany wspólnie z partnerką. — Po przejściu około stu metrów jesteśmy na szczycie”.

Wchodzą i wypełnia je „beztroska” czysta radość. „Jesteśmy szczęśliwe, bardzo szczęśliwe. Nie myślimy o tym, co było, o wielkim zawodzie, jaki spotkał nas wczoraj, o przeżytym zdenerwowaniu, rzuconych w eter najostrzejszych słowach. Ani o tym, co będzie, o szczytach, które nas czekają, o pracy, o najbliższych. Jesteśmy dziś z górami i tylko z górami” — napisze Halina.

Na szczycie Gaszerbrumu II ze śniegu wystają kilkumetrowe skały z kruchych kamieni. Himalaistki zabierają po kilka z nich na pamiątkę, robią fotografie i nawiązują przez radiotelefon połączenie z bazą.

Jest około godziny siedemnastej. Chcą poinformować wszystkich kolegów na dole, że weszły.

„Halo baza, tu Anka i Halina, czy nas słyszycie? Odbiór”.

W bazie szał. Ogłuszające „Hurra!!!”, a potem z radiotelefonu płynie fragment hymnu śpiewanego przez Joan Baez We shall overcome — wspominała tę chwilę Krystyna Palmowska. — Takiego przyjęcia nie miał nawet zespół męski, który pierwszy odniósł sukces, zdobywając Gaszerbrum II nową drogą.

Mówi Halina: „No więc jesteśmy na tym piku, tylko wieje jak cholera. Zaraz schodzimy na dół. Od przełęczy podchodziłyśmy trzy godziny. Aniśmy się obejrzały, żeśmy weszły, a już schodzimy! — kończy jakby zaskoczona”.

Z drugiej strony radiotelefonu słychać radość, gratulacje i upomnienia kolegów, żeby uważały w czasie zejścia.

„Przerywamy łączność — pisała później Halina o tym, co się działo — gdyż szczyt przywitał nas bardzo silnym i mroźnym wiatrem. I mimo kurtek puchowych jest nam zimno, a ponadto trzeba się spieszyć. Jest godzina siedemnasta, a my musimy zejść do obozu”.

Wolą nie biwakować na tej wysokości. Rzucają jeszcze ostatnie spojrzenie na góry. „K2 i Broad Peak wydają się niedalekie — napisze Halina — patrzę z góry na grań Gaszerbrumu III, która nas nie «puściła», i na przepiękne i groźne góry, otaczające nas wokół”.

Schodzą, uważając na siebie, w miarę szybko na dół.

„Po przejściu śnieżnego «konia» rozwiązujemy się i zostawiamy linę — i tak nie znieślibyśmy jej z obozu III, ale po raz pierwszy porzucam sprzęt (…)” — Halina opisywała to dziwne uczucie towarzyszące pozostawianiu lin.

„Trawers dłuży się, ale w końcu po dwunastu godzinach wracamy do namiotów obozu III, gdzie czekają na nas Wanda i Krystyna z gorącą herbatą” — zapamiętała ostatni etap drogi powrotnej z ośmiotysięcznika.

Chudnie w czasie drogi i zmienia się nie tylko jej sylwetka, ale też twarz. „Wysoko w górach — powie o tym kiedyś w jednym z wywiadów — w dzień jest bardzo silna operacja słoneczna, tak że my właściwie cały czas byłyśmy poparzone”.

Wraca z ośmiotysięcznika spalona słońcem i do tego zostaje z niej „mniej więcej połowa — jak wspominała Krystyna Palmowska — i… cięty język, którym ma zwyczaj przedstawiać swoją zawsze rzeczową ocenę sytuacji”. [...]

Anna Kamińska "Halina. Dziś już nie ma takich kobiet", Wydawnictwo Literackie 2019
Dziękujemy Wydawnictwu Literackiemu za udostępnienie wybranych fragmentów







Dziękujemy za przesłanie błędu