Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
11/05/2020 - 15:30

Ewa K. Czaczkowska: "Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość"

Nieznane oblicze jednego z najwybitniejszych Polaków XX wieku - Prymasa Tysiąclecia

„Niełatwo było mu przyjąć decyzję Piusa XII, zarówno w 1946 roku, gdy miał zostać biskupem lubelskim, jak i dwa lata później, gdy papież mianował go arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim, prymasem Polski. Po latach, wielokrotnie do tego wracając, wyrzucał sobie grzech pychy. „Było to tak bardzo niezależne od mojej woli, tak dalekie od moich myśli, tak bardzo ukryte przede mną, że muszę uznać ten fakt, dotyczący mego życia, za absolutną wolę Bożą – wspominał nominację na biskupa lubelskiego.

Dlaczego się jednak opierał? Nominacją tą był „mocno przestraszony”. Brak mu było „wiary we własne siły i możliwości”. Lękał się siebie, jak pisał, na „stanowiskach eksponowanych”. „Raczej uważałem, że nadaję się do pracy kameralnej, książkowej, biurkowej, chociaż i tutaj brak mi było niektórych zalet, zwłaszcza wytrwałości i dociekliwości. Moim ideałem była praca duszpasterska na wiejskiej parafii, położonej wśród lasów”. Wyszyński chciał być wiejskim proboszczem, ale również wykładowcą seminarium duchownego we Włocławku oraz publicystą, tak jak to robił z powodzeniem w okresie międzywojennym. Nominację w końcu przyjął, bo kardynał August Hlond, który go o niej zawiadomił, przypomniał mu zasadę, że Ojcu Świętemu się nie odmawia. (…)

W 1948 roku opór trwał dłużej, bo i powodów było więcej. Dużo dowiadujemy się o nich z listu, jaki Stefan Wyszyński jako prymas nominat napisał do Piusa XII. Ten list odnalazłam niedawno, a po siedemdziesięciu latach od chwili jego powstania. Wyszyński pisał go 1 stycznia 1949 roku, godząc się ostatecznie na przyjęcie nominacji, którą papież podpisał już 16 listopada 1948 roku. W piśmie tłumaczył przyczyny wahania. Uważał, że jest człowiekiem niegodnym i małym wobec tej wzniosłej funkcji. „Jestem człowiekiem tak marnego stanu, że mój wybór pozwala myśleć, że obecne dumne i wyniosłe czasy wymagają skromnych i pokornych narzędzi, by dzięki nim Kościół wzrastał i powiększała się chwała Jedynego Boga” – pisał.

A na postawione przez siebie pytanie, co może ofiarować Kościołowi, odpowiadał: „Mam, to prawda, nieustraszoną wiarę człowieka otwartego, miłość niemal dziecięcego serca, przywiązanie do Kościoła i wolę poniesienia jakiejkolwiek ofiary. Jednak gdy patrzę na siebie, nie widzę roztropności takiej, jaka jest konieczna, wykształcenia, doświadczenia, przygotowania intelektualnego. I tylko wielkie Boże miłosierdzie i Wasza, Ojcze Święty, niezwykła łaskawość, mogą dopełnić tym brakom”. Uderzające jest, że cechy, jakie zdaniem Wyszyńskiego powinny charakteryzować osobę stojącą na czele Kościoła w Polsce w tych trudnych czasach, w nim właśnie z czasem się w pełni objawiły. Pisał: „Ojcze Święty! Obecne czasy wymagają męża w pełni i doskonale Bożego, gotowego na wszelką ofiarę, mocnego duchem, obdarzonego mądrością i chrześcijańską rozwagą, aby znaki Kościoła, z którymi dziś wiąże się los Narodu, były prowadzone w tych dniach jak najgodniej”.

Ewa K. Czaczkowska, „Prymas Wyszyński, Wiara, nadzieja, miłość”, wydawnictwo Znak, Kraków 2020
Dziękujemy Autorce za udostępnienie wybranych fragmentów







Dziękujemy za przesłanie błędu