Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
26/01/2020 - 09:30

Dobra książka, klasyka literatury: A. Dumas "Hrabia Monte Christo" (7)

Mroczne lochy twierdzy If zabiły łatwowiernego młodzieńca, ale jednocześnie uformowały człowieka świadomego i uwolniły wielkiego konstruktora misternego planu oddania sprawiedliwości tak wobec wrogów, jak i przyjaciół, wedle ich zasług i przewinień.

(...). Na łóżku, oświetlony słabym blaskiem mglistego dnia, który przenikał przez okienko, leżał płócienny wór, a w jego załamaniach widoczny był zarys długiej, sztywnej sylwetki. Był to całun Farii, ten całun, który tak niewiele kosztował wedle dozorców. A więc wszystko się skończyło. Dokonał się materialny rozdział między Dantesem i jego przyjacielem. Edmund nie spojrzy już w jego oczy, które zostały otwarte, jakby chciały zajrzeć za granicę śmierci, nigdy już nie uściśnie tej przemyślnej ręki, która zdarła zasłonę zakrywającą przed nim tyle tajemnic. Faria, ten użyteczny, dobry człowiek, do którego tak mocno się przywiązał, istniał już tylko w jego pamięci. Edmund usiadł na tym straszliwym łożu i oddał się gorzkim, ponurym rozmyślaniom.

            Sam! Znów został sam! Znów zapadł w ciszę, a wokół otaczała go nicość!

            Sam! Ani widoku, ani głosu tej jedynej istoty, która go przywiązywała jeszcze do życia! Nie lepiej byłoby pójść z Farią, aby zapytać Stwórcę o zagadkę bytu, choćby przyszło przejść przez wrota cierpienia. Myśl o samobójstwie, którą przyjaciel odegnał, którą usunęła jego obecność, zaczęła jak widmo krążyć w myślach Edmunda, gdy tylko znalazł się przy zwłokach Farii.

            - Gdybym mógł umrzeć – rzekł sam do siebie – poszedłbym tam, gdzie on i znowu bym go spotkał. Lecz jakże umrzeć? Nic trudnego – sam sobie ze śmiechem odpowiedział. – Zostanę tu, rzucę się na pierwszego, co tu wjedzie, zabiję go, a potem zetną mi głowę na szafocie.

            Ale jak to się zdarza w wielkich cierpieniach, jak i podczas gwałtownego sztormu, nagle przepaść otwiera się między dwoma szczytami bałwanów, podobnie było z Dantesem: cofnął się na myśl o tej haniebnej śmierci i odbiwszy się gwałtownie od dna rozpaczy, zapragnął gorąco życia i swobody.

            - Umrzeć! O nie! – zawołał. – Po tym, co przeżyłem, po tylu cierpieniach miałbym umrzeć? To było dobre kiedyś, gdy przed laty tak zadecydowałem, ale dziś pomagałbym tylko mojemu nędznemu przeznaczeniu. O nie, ja chcę żyć, chcę walczyć do końca, muszę odzyskać to szczęście, które mi wydarto. Zapomniałem, że nim umrę, powinienem ukarać moich prześladowców, a może, kto wie, nagrodzić też kilku przyjaciół? Ale przecież, zapomniany w tym lochu, wyjdę stąd dopiero tak jak Faria.

            Powiedziawszy to, Edmund nagle znieruchomiał i wpatrzył się w przestrzeń, jak człowiek, którego niespodziewanie uderzy jakaś myśl straszliwa. Powstał nagle, podniósł rękę do czoła, jakby doznał zawrotu głowy, przeszedł się kilka razy tam i z powrotem po celi, a w końcu zatrzymał się przed łóżkiem.

            - Ach! – szepnął. – Któż mi zsyła tę myśl? Czy to Ty, o Boże! (str. 211)


Aleksander Dumas, „Hrabia Monte Christo”, część I, Wydawnictwo MG, Kraków 2017
Wybór fragmentów: AH







Dziękujemy za przesłanie błędu