Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 27 kwietnia. Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty
16/03/2020 - 16:20

Dobra książka: "Danuta Szaflarska - jej czas", Gabriel Michalik (2)

102 lata fascynującego życia, burzliwej kariery i dramatycznych zwrotów historii. Pierwsza biografia Danuty Szaflarskiej.

W Piwnicznej domy wznoszono drewniane, najpopularniejszymi zawodami rzemieślniczymi były więc ciesielka i stolarstwo. Zanotowano obecność murarzy, ale zajmowali się raczej robotą zdunów: stawiali piece i kominy. Zgodne z nazwą fachu zajęcie znajdowali tylko wtedy, gdy bogatszy gospodarz życzył sobie podmurówki pod dom zamiast drewnianych podwalin opartych na kamieniach, co zdarzało się bardzo rzadko. Rozkwitał za to przemysł szewski i kopyciarski. Ten drugi nie jest wbrew pozorom adresowaną do zwierząt kopytnych odmianą szewstwa, lecz sztuką wyrobu szewskich kopyt. (…) Drewno spławiali Popradem flisacy. Szwacze szyli wełniane portki. Działała też fabryczka mebli giętych. Cała ta gospodarka ledwie tylko ocierała się o obrót pieniężny. Dominował handel wymienny, za usługi płacono płodami rolnymi. Gazdowie kupowali w mieście sól, gorzałkę, tytoń i zapałki. Pozostałe niezbędne artykuły powstawały w ich własnych gospodarstwach lub w gospodarstwach sąsiadów.
W ten model życia wpisali się Szaflarscy, z miejskich przyzwyczajeń zachowując tylko nawyk czytania i obcowania ze sztuką. Dzieci nasiąkały gwarą góralską. Później, po latach, w trakcie egzaminu do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej Danusia przekona się, że zdanie „Zamkłam okno, bo niebo zachmurane” odbiega od obowiązującego kanonu. Będzie od podstaw uczyła się artykulacji właściwej literackiej polszczyźnie. Przekona się, że nie mówi się „dzem” tylko „dżem”, że coś nie jest „mjondzy” czymś, tylko „między”, że nie „Ździsław jychoł”, ale „Zdzisław jechał”.

W czasach, kiedy niebo nad Danusią całkiem bezkarnie mogło być zachmurane, jej ojciec zakochał się w gospodarstwie i w pracach polowych; w zwierzętach, w zapachu siana i zbóż. Gdy w końcu w 1920 roku stanęła na Kosarzyskach szkoła z prawdziwego zdarzenia, z prawdziwą izbą lekcyjną i z mieszkaniem dla rodziny nauczycielskiej, zaopatrzona w takie wygody jak własny chlewik i drewutnia, sprowadzili fortepian. Wanda Szaflarska dawała koncerty, czasem solo, a latem, gdy na Kosarzyska zjeżdżali znajomi z jej dawnego krakowskiego świata, w aranżowanych ad hoc duo i triach. Przechowano wspomnienie o aplauzie, jaki wywołał wspólny koncert nauczycielki z bawiącymi na Kosarzyskach oficerami, cywilu – artystami muzykami. Opowiadano też, że gdy pani Wanda grała, przez okno wsuwał łeb do izby pasący się nieopodal koń, którego w efekcie przezwano melomanem.

Gabriel Michalik, „Danuta Szaflarska – jej czas”, wydawnictwo Agora, 2018







Dziękujemy za przesłanie błędu