Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
07/04/2020 - 15:55

Teraz jest tylko pustka i smutek, a niedawno wszystko tętniło tu życiem

Rok temu, o tej porze, interes Henryka Hajdzińskego kręcił się na całego. Po zakończeniu zimowych ferii, na stoku narciarskim rozgrywały się zawody, karczma i hotel tętniły życiem; pękały od gości. - Marzec był zawsze lepszy od grudnia – mówi biznesmen - a teraz przez tę epidemię wszystko jest na głucho zamknięte. Jestem bliski bankructwa. Nie wiem co będzie z ludźmi, którzy pracują u mnie ponad dwadzieścia lat…

W tym roku na stokach narciarskich w Krynicy były znakomite warunki. Gruba warstwa białego puchu i utrzymujące się w nocy temperatury poniżej zera sprawiały, że trasy można było cały czas naśnieżać. Przy mikroklimacie uzdrowiska sezon mógłby spokojnie potrwać do świąt Wielkanocny. A potem, kiedy wybuchła epidemia koronawirusa, wszystko było jak w złym śnie. Biznes zamarł w jednym momencie.

Czytaj też Wykończą mu w Sączu biznes. Zbijanie kasy na epidemii czy twarde prawa rynku  

- Tych strat nie da się już odrobić ani w tym roku, ani w przyszłym - mówi krynicki przedsiębiorca, Henryk Hajdziński, właściciel ośrodka narciarskiego. -  Marzec był po grudniu jednym z najlepszych miesięcy. Po zakończeniu zimowych ferii na stoku rozgrywały się zawody, odbywały się też biznesowe konferencje… w hotelu było i ze dwadzieścia grup naraz. Karczma pękała w szwach, wszystko tętniło życiem. Teraz jestem bliski bankructwa.

Dwa hotele, gospoda, wypożyczalnia i przechowalnia sprzętu narciarskiego do tego serwis i szkółka narciarska... To wszystko jest teraz na głucho zamknięte, nie przynosi żadnego dochodu, a ludzie nie mają pracy. Są w rozpaczy.

- Nie mam wyjścia. Część pracowników muszę zwolnić – mówi biznesmen. - Niektórzy już dostali wypowiedzenia. Zostało mi jedenastu ludzi. To pracownicy kolejki krzesełkowej, których zatrudniam od kilkunastu, a niektórych nawet od ponad dwudziestu lat i pracownicy gospody. Może w karczmie w lipcu będzie jakiś ruch – dodaje z nadzieją w głosie.  

- W hotelu są teraz trzy, cztery osoby. Robią jakieś małe remonty, malowanie, wymyślam im jakieś zajęcie, żeby było co robić, bo żal mi tych ludzi. Przecież muszą z czegoś żyć.   

Przedsiębiorca ubolewa, że jego ludzie nie mają szans na wypłatę tak zwanego postojowego, w ramach rządowej tarczy antykryzysowej.

- Ta pomoc obejmuje tylko tych, którzy zatrudniają nie więcej niż dziewięć osób. A co z takimi jak ja? Moim zdaniem, w tym trudnym okresie, państwo powinno przede wszystkim wziąć na siebie ciężar kosztów pracowniczych i podatkowych. Nic więcej. Chodzi tylko o to, że nie popaść w długi – mówi Hajdziński.

- Ja nie potrzebuję teraz zarabiać, ja tylko muszę utrzymać to, czego się dorobiłem. Żeby mieć na życie, mogę cokolwiek sprzedać. Ale tu chodzi o to, żeby utrzymać całą strukturę zatrudnienia. Chodzi o wartościowych, wyszkolonych pracowników. Jeśli nie pracują, generują koszty.  W takiej sytuacji jest wielu lokalnych przedsiębiorców w branży turystycznej i hotelarskiej. To są usługi - klienta się nie ma, klienta się zdobywa.

Czytaj te z Śmiertelny koronawirus z chińskiego Wuhan zabija mu biznes w Nowym Sączu  

Czy jest pan w stanie oszacować swoje straty? - pytamy. - W tej chwili nie, ale ja Krynicę znam dobrze, bo prowadzę w niej biznes od ponad dwudziestu lat. To całkiem położy hotelarską branżę. Teraz jak zmiłowania wyczekujemy końca tej epidemii. Ale z tego kryzysu trzeba będzie wychodzić bardzo długo - mówi przedsiębiorca.

[email protected] fot. gospodakrynica.pl







Dziękujemy za przesłanie błędu