Śmieciówka kontra prawdziwy etat. Czy umowy zlecenia naprawdę są takie złe?
Zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego przez umowę zlecenia przyjmujący zlecenie (np. pracownik) zobowiązuje się do dokonania lub świadczenia określonych czynności dla dającego zlecenie (czyli dla pracodawcy). Co do zasady, za wykonanie zlecenia należy się wynagrodzenie.
Zleceniobiorca ma pewną swobodę w realizowaniu umowy. Zasada jest prosta: zlecenie ma być wykonane. To, w jaki sposób dana osoba osiągnie zamierzony cel, jest okolicznością drugoplanową. Od klasycznych umów o pracę zlecenie odróżnia między innymi to, że zleceniodawca z reguły nie może wydawać zleceniobiorcy wiążących poleceń co do sposobu wykonywania pracy, a zleceniobiorca nie musi świadczyć pracy osobiście. To oznacza, że w wypadku nagłej sytuacji ktoś może go zastąpić.
Co więcej, zleceniobiorca może wypowiedzieć umowę w dowolnym momencie (oczywiście jeśli nic innego nie wynika z zawartej między stronami umowy). Wybór miejsca oraz określenie czasu pracy także należy do przyjmującego zlecenie i to on decyduje, w jaki sposób wywiąże się z zaciągniętego zobowiązania.
Czytaj też: Co musi się znaleźć w umowie o pracę? Bez tych elementów niczego nie podpisuj
Niestety, zleceniobiorcom nie przysługuje szereg uprawnień pracowniczych, określonych w kodeksie pracy, a w konsekwencji sądem właściwym do rozpoznawania zaistniałych sporów jest sąd cywilny, a nie sąd pracy, w którym z reguły pracownik – jako strona słabsza – jest zwolniony od ponoszenia kosztów postępowania.
Reasumując, umowa zlecenie była, jest i powinna zostać alternatywną formą zatrudnienia na rynku pracy. Tym, którym wydaje się, że ich umowy zlecenia bardzo przypominają umowy o pracę, polecamy zapoznać się z tym artykułem. Być może pracodawca próbuje cię oszukać. ([email protected], fot. Pixabay.com)