Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 19 marca. Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety
05/10/2018 - 08:00

Są na skraju bankructwa. Klęska urodzaju przyniosła im biznesową katastrofę

Tyle trudu, tyle pracy, zainwestowanych pieniędzy, a na końcu finansowa katastrofa. Tak wygląda sadowniczy biznes kilkuset gospodarstw w gminie Łącko. Bo jak przeżyć do następnego owocowego sezonu, kiedy kilograma jabłek nie można sprzedać za więcej niż... 16 groszy? Do tego doprowadziła klęska urodzaju.

Wedle szacunków wójta Łącka, Jana Dziedziny na terenie rządzonej przez niego gminy około trzysta pięćdziesiąt gospodarstw żyje wyłącznie z sadownictwa. Ten rok przyniósł temu biznesowi totalną zapaść.

- Najpierw był agrest, którego po prostu nie miał kto skupować. Potem była czarna porzeczka, która już od kilku lat jest w niełasce, bo cena owoców oscyluje na poziomie 40 groszy za kilogram, podczas gdy usługa zbioru kombajnem to 60 groszy za kilo. Potem podobnie było z wiśniami. Ceny śliw, to w ogóle szkoda gadać - opisuje kłopoty sadowników wójt Łącka i opowiada, jak przy okazji służbowej wizyty w Warszawie, ze zdumieniem oglądał, jak na jakimś straganie śliwki były sprzedawane po 4-5 złotych, a na giełdzie w Nowym Sączu nikt nie chciał ich kupować za 50 groszy.- To jakiś kosmos - mówi Dziedzina.

Ale najgorsze, że ten kosmos przeniósł się też na tegoroczne zbiory jabłek. I to wszystko przez klęskę urodzaju, która ceny owocowej chluby Łącka doprowadziła do granic absurdu.

- Najpierw za jabłka przemysłowe płacili w skupie po 20 groszy za kilogram, potem 18, a teraz od dwóch dni 16 groszy, podczas gdy koszt wyprodukowania owoców, nie licząc już pracy, to 40 groszy - kręci głową Jan Dziedzina.- Na razie jeszcze nie zaczął się skup jabłek konsumpcyjnych. Ich cena to teraz wróżenie z fusów, ale już teraz wiadomo, że szału nie będzie - dodaje wójt.   

Żyjących z uprawy sadowników czeka bardzo trudny rok i zaciskanie pasa. Bo przecież oprócz codziennych potrzeb, trzeba mieć jeszcze środki na domowe wydatki związane z utrzymaniem rodziny i wyłożyć pieniądze na uprawy w przyszłym roku.

- Mało kto spośród naszych sadowników ma jakieś większe oszczędności, bo w tym biznesie, trzeba inwestować. W ostatnich latach ludzie odmładzali uprawy, kupowali maszyny, wszystko po to, żeby sprostać konkurencji na tym coraz trudniejszym rynku - tłumaczy Dziedzina. Sadowniczym zagłębiem w  Polsce są jeszcze Sandomierz i Grójec, gdzie sadownicy ze względu na lepsze niż na Sądecczyźnie gleby, mają  korzystniejsze warunki do uprawy i przez to niższe koszty produkcji. 

Czytaj też Koniec z leasingiem auta na full wypas. To już nie będzie się tak opłacać

Jabłkowej katastrofie, która dopadła sadowników w całej Polsce, próbuje zaradzić resort rolnictwa,

- Podejmujemy działania, które sprawią, że ta dramatycznie niska cena wynosząca 10, 12, 15 groszy za kilogram pięknych, polskich jabłek nie może być dalej na rynku tolerowana – poinformował minister Jan Krzysztof Ardanowski po rozmowach z przedstawicielami branży sadowniczej.

Zdaniem szefa resortu niskie ceny jabłek dyktują najwięksi przetwórcy, którzy zmonopolizowali rynek. Ceny płacone rolnikom, nie mają żadnego uzasadnienia ekonomicznego i dlatego sadownicy nie mogą pozostać bez pomocy – podkreślił szef resortu.

Czytaj też Co z tymi inwestycjami na Sądecczyźnie? Minister kontra urzędnik z Brukseli

Rząd podjął decyzję o współpracy z prywatnymi firmami, które zagospodarują pół miliona ton jabłek. Od przyszłego tygodnia rozpocznie się skup, a sadownicy otrzymają gwarantowane 25 groszy za kilogram od prywatnych firm. Jabłka zostaną przeznaczone głównie na produkcję koncentratu na eksport.

- Nawet gdyby to było 25 groszy, to i tak nie ocieramy się o pułap przyzwoitości - komentuje rządowe decyzje wójt Łącka - ale zawsze to lepsze od tego, co dzieje się teraz na rynku.  

[email protected] fot. archiwum, gov.pl







Dziękujemy za przesłanie błędu