Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
02/06/2023 - 15:00

Wojskowe perypetie Brzechwa wykorzystywał w kabaretowych skeczach i recytacjach

Kapral Piętka nie lubił mądrzejszych od siebie, robił innym kawały, które śmieszyły wyłącznie jego, i miał zasady moralne…

Fragment rozdziału Zniszczyłem swoje utwory i zacząłem od początku

(...) Latem 1920 roku sierżant Brzechwa przyjechał do Warszawy jako kurier. Zabrał ze sztabu przeznaczone dla dowództwa pułku rozkazy i paczki, zapakował je do dorożki i ruszył na dworzec brzeski, skąd miał powrotny pociąg na front. Jadąc na stopniu wypchanej pakunkami dryndy, czytał otrzymaną od Leśmiana odbitkę korektorską jego nowego tomiku Łąka. Po drodze natknął się na Tuwima i pochwalił się, co ma. Tuwim zaczął czytać, wykrzykując na przemian, a to, że utwory Leśmiana są genialne, a to, że cudowne. Nie mógł się od nich oderwać aż do odjazdu pociągu.

Wojskowe perypetie Brzechwa wykorzystywał w kabaretowych skeczach i recytacjach. Rozważania kaprala Piętki to cykl monologów o przygodach tytułowego kaprala i niezbyt rozgarniętego rekruta cynamonera (przypominającego nieco Dobrego wojaka Szwejka) podczas wojny polsko-bolszewickiej.

Kapral Piętka nie lubił mądrzejszych od siebie, robił innym kawały, które śmieszyły wyłącznie jego, i miał zasady moralne… to znaczy „zasadzał rekrutów do paki”. Uważał też, że najładniejsza we wsi dziewczyna powinna być mu dozgonnie wierna, bo podarował jej bandaż. Cynamoner nosił okulary, a wiadomo, że łatwiej się do kryminału dostać, niż rekruta w okularach wyćwiczyć, i zdaniem Piętki był tak głupi, że nawet guzik od sutanny księdza kapelana jest od niego mądrzejszy. Na przykład kiedy całe wojsko miało na rozkaz maszerować albo lewą, albo prawą nogą, to Cynamoner zawsze zaczynał obiema naraz.

– Jak się nazywasz? – pytał kapral.
– Cynamoner, panie kapral.
– To ty jesteś ten, co w okularach chodzi, taki czarniawy brunet średniego wzrostu?
– Tak jest, panie kapral, ten sam, tylko to mój brat, bo ja jestem blondyn – odpowiadał rekrut.

Z Hanką Ordonówną Brzechwa spotkał się znów po wyjściu z wojska. Artystka właśnie podbijała swoim głosem stolicę, a on dostarczał do kabaretów teksty piosenek. Oboje byli świadkami końca Sfinksa, który w 1921 roku dokonał żywota w sposób może nieoczekiwany, ale na pewno godny kabaretu. 

Na którąś z prób kolejnej rewii przybiegł podekscytowany reżyser i kierownik teatru Wacław Julicz, wymachując podłużną kopertą. To był list od polskiego przedstawicielstwa amerykańskich linii okrętowych Transatlantic White star, które upatrzyło sobie siedzibę Sfinksa na swoje warszawskie biuro i zaproponowało, że lokal odkupi.

– Zrobimy im kawał – zaproponował Julicz i kazał zawołać Brzechwę. Student prawa miał pomóc mu w zredagowaniu listu w taki sposób, żeby amerykanom raz na zawsze odechciało się głupich pomysłów. Postanowili z „wujaszka z Ameryki” zakpić i zgodzić się na sprzedaż, ale zażądać sumy tak horrendalnie wysokiej, żeby nawet bardzo bogata firma nie mogła jej przyjąć. ale to jeszcze nie było wszystko. (...)

Mariusz Urbanek, Brzechwa nie dla dzieci, wydawnictwo ISKRY, 2023







Dziękujemy za przesłanie błędu