Warunek wyruszenia w drogę musiał być jeszcze jeden – na tej drodze powinni pojawić się ludzie
Fragment wstępu
Podróżując w inny sposób, nie spotkasz tylu różnych ludzi. Nie ma również tańszego środka transportu, na dodatek bardziej przyjaznego środowisku. Nawet rower musi używać opon. Jadąc autostopem, wypełniasz jedynie pustą przestrzeń w pojeździe, który i tak zmierza w wybranym przez ciebie kierunku. Ekologia i czystość. A jeśli na dodatek otrzymałeś łaskę wiary, masz pewność, że Pan Bóg jest i nieustannie otacza cię swoją opieką.
Od razu darowaliśmy sobie encyklopedyczne wiadomości o okolicznych krajach. Nie interesowały nas wielkie miasta i tłumnie oblegane zabytki. Żadnych przewodników, baz noclegowych, miejsc, które „koniecznie trzeba zobaczyć”. Byliśmy spragnieni słuchania historii mieszkających tam ludzi. Takich zwyczajnych, miejscowych, którzy po swojemu szukają sensu otaczającego ich świata. Słowo „zwyczajny” nie jest jednak właściwe. Zwyczajność jest pozorem, który odbiera ostrość widzenia. Spotkania z tymi osobami odsłaniały niezwykłość, której wcześniej nie potrafiłem dostrzec.
W plecaku cztery bananowe kaszki, trochę bakalii, po butelce wody i zestaw „małego księdza”. „Przeżyjemy”, powtarzaliśmy sobie. Był strach, że może się nie uda, choć oczywiście nie przyznawałem się do tego. Jednocześnie, w głębi serca, na samą myśl o wyjeździe narastało to cudowne poczucie wolności, dzika pasja podróży i jakiś rodzaj bezczelnej wiary, że niezależnie od wszystkiego, On wciąż będzie z nami. „Bóg przecież nie daje człowiekowi pragnień, których by nie mógł wypełnić” – twierdziła św. Teresa z Lisieux. Niektórzy mówią, że przypadek to Bóg, który pojawia się incognito. Takich „przypadków” podczas wyprawy było wiele.
„Nie cel jest ważny, a droga”, „To podróż daje szczęście, a nie cel” – można przeczytać w każdej już niemal relacji z podróży. Zdania zbyt często powtarzane stają się zwietrzałe, pretensjonalne i trącą banałem. Nie zmienia to faktu, że mogą wciąż być prawdziwe. Dla nas warunek wyruszenia w drogę musiał być jeszcze jeden – na tej drodze powinni pojawić się ludzie.
Od pierwszego dnia postanowiłem pisać dziennik podróży. Robiłem to po raz pierwszy i teraz, już w ciszy klasztornej celi, stwierdzam, że pisanie dziennika jest doskonałym sposobem utrwalenia tego wszystkiego, o czym człowiek nie chciałby zapomnieć. Pisanie porządkuje myśli, zatrzymuje chwilę, aby móc do niej jeszcze wrócić i zbyt szybko nie wymazać z pamięci napotkanych osób. A przede wszystkim nie zapomnieć Jego działania. Opisana została każda osoba, dzięki której mogliśmy przejechać choć kilka kilometrów. Bez żadnych wyjątków. Czasem były to krótkie notatki, kilka zebranych myśli, innym razem dłuższe refleksje, skojarzenia, a nawet całe dialogi. [...]
Pisanie daje też chwilę wytchnienia. Gdy stoisz kilka godzin na autostradzie do Belgradu czy na małej wiejskiej drodze gdzieś w Bośni, Kosowie czy Słowenii, możliwość wyrażenia swoich emocji słowami sprawia, że czujesz się lepiej. Masz kontakt z samym sobą. Ale dziennik podróży daje coś jeszcze. Pomaga zachować to, co łatwo ulatuje z pamięci.
Krzysztof Pałys OP, Ludzie ósmego dnia, wydawnictwo W drodze