Tutaj, na tej ziemi, przeszłości dotyka się w sposób wyjątkowo wyczuwalny
Fragment rozdziału "Bardzo jest pięknie w Tropiu nad Dunajcem"
(...) W miejscu, gdzie wznosi się kościół w Tropiu, miał się znajdować pogański gaj. „Tam, na urwisku skały – opowiadał Jan Wiktor, syn sądeckiej ziemi – wyrasta dąb, o którym lud mówi, że ten staruszek pamięta czasy prasłowiańskie i że mieszkańcy tej ziemi, poganie, oddawali mu świętą cześć w zamierzchłej przeszłości. Klechda prawi, że przed bezdomnym Świradem drzewo pękło, aby w jego dziupli mógł znaleźć schronienie. Gałęzie osłaniały pustelnika, a żołędzie służyły za pożywienie. Drzewo wydziera się z litej ściany, chociaż wokoło nie widać ani skrawka gleby. W jaki sposób wyrosło, w jaki zapuściło korzenie w tę twardzieliznę, tego nie można zrozumieć.
Ten dąb ma w sobie niespożytą moc, szaleńczy opór i straszliwe pragnienie życia. Przetrwał wieki. Jeden pień runął, a drugi się urodził, aby nadal żyć prawdą baśni przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Kora poorana bruzdami jakby od piorunów. Wśród liści sterczą potwornie powykręcane konary, jakby mękom poddane, porosłe guzami i naroślami. Co roku gałęzie rozsypują żołędzie, zasiewają opokę skalną, ale ani jedno ziarno nie wzrosło. Wszystkie marnieją. Tylko tarniny czepiają się kolcami pnia, tylko głogi rozplatają swe kiście, jakby kładły wieńce obryzgane krwią na pamiątkę krwi spływającej z ran klechdy ludowej. Nieraz ma się wrażenie, że ta skała zmieniła się w drzewo i zazieleniła liśćmi”. Dzisiaj dąb jest już zupełnie martwy.
Jezioro Rożnowskie
Tutaj, na tej ziemi, przeszłości dotyka się w sposób wyjątkowo wyczuwalny. Wcale się nie ukrywa. Jest na wyciągnięcie ręki, niemal wszędzie obecna, mimo asfaltowych szos, ukwieconych nowoczesnych, wygodnych domostw stojących na ich poboczach, mimo wszechobecnych satelitarnych anten i innych oznak współczesności. Trzeba tylko umieć ją zauważyć i z nią się zaprzyjaźnić.
Był taki wielowiekowy zwyczaj, iż Węgrzy w podzięce za to, iż Tropie obdarowało ich świętym, w dniu patrona tego kościółka nad Dunajcem rok w rok przysyłali tutejszemu plebanowi osiem beczek przedniego węgierskiego wina. Co roku 16 lipca przywoził je woźnica ze złotym biczem w ręku. Potem ten obyczaj zanikł. Ostatnio jednak znów węgierskie wino zagościło w Tropiu. Tylko że już nie woźnica ze złotym biczem w ręku przywozi je konnym zaprzęgiem.
(...)
Lechosław Herz, Wardęga. Opowieści z pobocza drogi, wydawnictwo Iskry