Szczawnica pana Szalaya
fragment rozdziału Szczawnica pana Szalaya
Gdy wkraczam do Szczawnicy od strony Krościenka, najpierw wita mnie Kotuńka, ogromna skała pośród dunajcowych nurtów, a potem po obu stronach ulicy pojawiają się malowane godła na domach w Dolnej Szczawnicy. Malował je przed laty stu i pięćdziesięciu sam Józef Szalay, słusznie nazywany ojcem szczawnickiego uzdrowiska. Jest to jedno z najsławniejszych i najbardziej popularnych uzdrowisk polskich. Położenie ma wyjątkowe: obok Pienin i niezwykłej urody przełomu Dunajca, u stóp Małych Pienin z urodziwymi górskimi halami i lesistych zboczy Beskidu Sądeckiego. Leży w łagodnym klimacie podgórskim. Jak Pieniny, ich okolica i cała ziemia sądecka jest bardzo mocno związana z polską historią – wspominał już o niej Jan Długosz.
O rozwoju Szczawnicy zdecydowała obecność wód mineralnych, zwanych szczawami, od których poszła nazwa miejscowości. Szczawnickie zdroje znane były od bardzo dawna, a pierwsi kuracjusze przyjeżdżali tutaj od początków XIX wieku. W 1828 roku właścicielami zdrojowiska zostali Józefina i Stefan Szalayowie, pochodzący z ziemiańskiej rodziny z Węgier. Wznieśli oni pierwsze znaczniejsze budynki i uporządkowali źródła, nazywając je swoimi imionami, te najstarsze, w centrum uzdrowiska, noszą je do dzisiaj. Prawdziwy rozwój kurortu zaczął się w 1838 roku za sprawą ich syna Józefa Stefana Szalaya, który nadał szlif temu miejscu, jego przyjaciel, powszechnie znany krakowski lekarz dr Józef Dietl, gorąco zachęcał swoich pacjentów do odwiedzin uzdrowiska, które nazywał „królową wód polskich”. I tak Szczawnica rychło została zbornym punktem dla polskich gości spod wszystkich trzech zaborów.
zabytkowa willa Marta
Czym właściwie była Szczawnica z wieku dziewiętnastego? Była bardziej salonem niż uzdrowiskiem. Szczawy szczawnickie były pretekstem do przyjazdu. Opisywał to wszystko ze szczegółami powszechnie znany stary plotkarz Ferdynand Hoesick, który tak uwielbiał wszystkie „bady” i ich gości, iż został bohaterem uszczypliwego, wielce dowcipnego wierszyka Boya o panu Esiku z Ostendy. Zjeżdżano tutaj na lato, trochę tylko dla kuracji, głównie dla przyjemnego towarzystwa. Przyjeżdżało też wiele matek z córkami na wydaniu oraz młodzież do tańca, wśród której nie brakło i statecznych epuzerów, pragnących wejść w związki małżeńskie. Ba! szczawnicki, galicyjski bad zaszczycali swą obecnością Potoccy, Radziwiłłowie, Sapiehowie i Tarnowscy. Autor popularnego przewodnika po Tatrach, projektujący w Szczawnicy murowany kościół parafialny, Walery Eliasz Radzikowski, mocno narzekał na krępującą etykietę i ceremoniały, z których zrezygnować przecie było nie sposób, jeżeli nie chciało się narazić na obmowę. (...)
Lechosław Herz, Wardęga. Opowieści z pobocza drogi, wydawnictwo Iskry