Czy odwiedziny w tych wioskach naddunajeckich pozwolą zrozumieć motywy ich postępowania?
Fragment rozdziału "Bardzo jest pięknie w Tropiu nad Dunajcem"
(...)
Świerad był pierwszym apostołem Sądecczyzny, a było to bardzo, bardzo dawno, bo chociaż nie wiadomo, w jakim roku się urodził, już w 998 roku spotykamy go daleko od Tropia, po drugiej stronie grzbietu Karpat, w opactwie św. Hipolita w naonczas węgierskiej, a dzisiaj słowackiej Nitrze. Tam właśnie wstąpił do zakonu benedyktynów, przyjmując zakonne imię Andrzej. Mnisi ukończywszy czterdziesty rok życia uzyskiwali zezwolenia na samotną służbę Bożą, czasem z jednym uczniem. Takie zezwolenie uzyskał od opata również i Andrzej Świerad. W Tropiu i pod Nitrą prowadził życie pustelnicze i wciąż zapamiętale karczował las.
„Nielekka to praca, mimo to święty zadawał sobie dodatkowe umartwienia: przez trzy dni w tygodniu zachowywał ścisły post, na nieco lepszy posiłek pozwalając sobie wyłącznie w niedziele – czytamy w Żywotach świętych pańskich. – Przez cały Wielki Post spożywał tylko jeden włoski orzech dziennie, popijając wodą źródlaną. Nawet w czas przeznaczony na odpoczynek czynił umartwienia: spał, siedząc na dębowym pieńku, otoczonym ostrymi prętami, na głowę zakładał drewnianą koronę, obciążoną czterema kamieniami, o które uderzał przy każdym poruszeniu; ciało opasał mosiężnym łańcuchem, który z czasem wpił się w nie i obrósł skórą”.
Właśnie ta dobrowolna tortura stała się przyczyną jego śmierci, wedle jednych było to w 1011 roku, wedle innych po roku 1030. Umierał w aurze wielkiej świętości, jeszcze za jego życia opowiadano wiele o cudach, które miały miejsce za jego sprawą, o aniele, który się pojawił i odwiózł go wozem do pustelni, gdy wycieńczony zemdlał przy pracy w lesie. Otoczone kultem relikwie św. Andrzeja Świerada znajdują się w dwóch miejscach: są w Tropiu i w węgierskim Ostrzyhomiu.
Jego uczeń i współtowarzysz był Słowakiem. To on przekazał najwięcej szczegółów o życiu św. Świerada, opowiadając o nim zakonnym braciom. Jak się przypuszcza, ów Benedykt, kanonizowany razem z Andrzejem Świeradem, pojawił się u boku mistrza jeszcze w Tropiu i tam zapewne namówił Świerada do udania się w jego rodzinne strony. Zginął jak święty, trzy lata po Świeradzie, napadnięty przez zbójców i utopiony w Wagu. Nietknięte ciało odnaleziono po roku, jakby czas nie miał nad nim władzy. Kronikarze zanotowali, iż przez cały ten czas nad miejscem zgonu unosił się orzeł.
Gdy patrzy się z dziedzińca kościelnego w Tropiu, widać w dole taflę jeziora, na południowym horyzoncie wypiętrzają się lesiste grzbiety Beskidu, a bliżej pagóry Podbeskidzia. To wśród nich,w dzikiej puszczy znajdowali spokój, zapomnienie i drogę do Boga – Świerad w Tropiu, Just w Tęgoborzu, Urban w Iwkowej. Czy odwiedziny w tej okolicy, w tych ludnych dzisiaj wioskach naddunajeckich pozwolą zrozumieć motywy ich postępowania i cel umartwień? Łatwo zasłonić się stereotypem i powiedzieć: to było przecież średniowiecze. Trudniej jest pojąć, dlaczego ludzie tak żyli, dlaczego dokonywali takiego wyboru? Przy okazji warto zastanowić się nad sobą i swoim życiem, rozpiętym pomiędzy wygodnym fotelem przed telewizorem a niemniej wygodnym siedzeniem samochodu. (...)
Lechosław Herz, Wardęga. Opowieści z pobocza drogi, wydawnictwo Iskry