Budynki te są świadectwem czasów wielkiej świetności uzdrowiska

Fragment rozdziału Szczawnica Pana Szaleya
(...) Od pierwszej chwili jej sławy poczęli ściągać do Szczawnicy znakomici goście ze świata sztuki; bywali tutaj m.in. Goszczyński, Pol i Kolberg, Odyniec i Norwid, Bałucki, Kraszewski, Prus i Sienkiewicz, Wyczółkowski, boska Modrzejewska. Jeden z przebywających tutaj poetów zobaczył w szczawnickim parku szesnastoletnią piękność, Anielę Grudzińską, i tutaj właśnie narodziła się jego nieszczęśliwa miłość i słynny wiersz:
Gdybym był młodszy, dziewczyno,
Gdybym był młodszy,
Piłbym, ach wtenczas nie wino,
Lecz spojrzeń twoich najsłodszy
Nektar, dziewczyno.
Adam Asnyk miał wówczas lat trzydzieści i na owe czasy był starcem. Niezaakceptowany przez rodziców swojej bogini, nie mógł się otrząsnąć ze swojego zauroczenia przez wiele lat.
A Józef Szalay? Czy był szczęśliwy? Szczawnica pochłaniała go całkowicie. „Ten człowiek pełen zapału wkładał w ten zakątek wszystkie dochody, wysiłki, aby uczynić z niego Meran Polski” – napisze potem zakochany w Szczawnicy i często w niej się zatrzymujący literat Jan Wiktor. Szalay założył ogromny park, sam podobno wytyczając w nim dróżki. Powstawały coraz to nowe pensjonaty i liczne letniskowe wille.
Wcale niemało tych drewnianych cudeniek z przeszłości dotrwało jeszcze do naszych czasów, chociaż smutkiem napawa dzisiejszy stan niektórych budynków zdrojowych w centrum uzdrowiska, pobudowanych wokół placu Dietla w ogólnoeuropejskim, uzdrowiskowym stylu z XIX wieku. Budynki te są świadectwem czasów wielkiej świetności uzdrowiska i mimo uszczerbków tworzą bardzo interesujący, wcale jednolity kompleks, mający wielką wartość jako całość przede wszystkim. Nie zawsze tak sądzono, był czas, gdy tego rodzaju budownictwo na ziemiach polskich uważano za niepatriotyczną narośl, szpecącą polski pejzaż. To o tych budowlach przecież w 1956 roku pisali Hanna Pieńkowska i Tadeusz Staich, osoby o dużym autorytecie, autorzy jednej z najlepszych opowieści o zabytkach i tradycjach ziemi podhalańskiej, wydanej pod tytułem Drogami skalnej ziemi: „Z czasów rozkwitu pochodzi szereg zachowanych jeszcze budynków, będących dla nas szczytem «nieporozumienia», przeniesieniem bez jakichkolwiek zmian «architektury» niemieckich kurortów. W niedługim jednak czasie trzeba będzie zapewne jeden z takich przykładowych budynków uznać za zabytek i zachować na pamiątkę poglądów tamtego okresu”. Cóż, tempora mutantur et nos mutamur in illis! (...)
„Przejażdżka z Czerwonego Klasztoru do Szczawnicy jest jednym z najpiękniejszych w świecie spacerów – donosił w 1852 roku krakowski «Czas». – Płynęliśmy 7 parami łódek z drzewa, żłobionych na kształt pirogów, jakich używają dzicy Indianie. A na czele, w pierwszej tratwie płynął zawsze niemal on, Józef Szalay, niby król pieniński lub admirał dunajecki, pod powiewającym flisackim sztandarem. W miejscach, «gdzie najpiękniejsze echo», rozlegały się strzały z moździerzy ustawionych na łodziach. Płynącym przygrywała góralska kapela, a dźwięki basów nie gorzej od wystrzałów moździerzowych tłoczyły się w parowie przełomu pod Sokolicą i Mnichami”.
Szalay zajmował się również malarstwem i utrwalał na płótnie romantyczne zakątki szczawnickie, wiele jego obrazów – podobno – zdobiło góralskie izby jego rozlicznych kochanek i nieślubnych synów, obficie zaopatrzonych przez ojca na dalsze życie. Niewiele ich się zachowało, część spłonęła, większość przepadła. To dobrze, że w dolnej Szczawnicy można wciąż jeszcze oglądać malowane około 1840 roku szalayowskie godła domów letniskowych: „Pod Trzema Koronami”, „Pod węgrzynem”, „Pod Hiszpanem” i wiele innych. Już w 1841 roku pisał Ksawery Prek, iż „jedni mieszkają pod rakiem, drudzy pod zajączkiem lub capem, trzeci pod piękną góralką, pod krakowiakiem, pod różą”. Właśnie od tych godeł wzięły nazwę domy, a rodziny – przydomki, np. Węglarz od Węża, Wietrzniak, Majerczak-Krakus itp.
Lechosław Herz, Wardęga. Opowieści z pobocza drogi, wydawnictwo Iskry