Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 24 kwietnia. Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego
23/09/2015 - 10:50

Małgośka, mówią jej, czy na pewno powinnaś iść do polityki?

Chce iść do polityki, choć wie, że to nie jest zajęcie dla delikatnych i grzecznych panien. Ma już za sobą pierwszą porażkę, ale kiedy przegrała w wyborach samorządowych, syn powiedział jej, że ze swoimi pomysłami i energią powinna działać wyżej i szerzej.

Rozmowa z Małgorzatą Belską, startująca w wyborach parlamentarnych z listy Prawa i Sprawiedliwości

Chyba bardzo panią ciągnie do polityki. Chociaż start w wyborach samorządowych, podczas których ubiegała się pani o mandat w małopolskim sejmiku zakończył się porażką, to pani nie odpuszcza. Wręcz przeciwnie. Ustawiła sobie pani poprzeczkę jeszcze wyżej . Teraz z listy Prawa i Sprawiedliwości zawalczy pani o miejsce w parlamencie.

-Przyznaję. Bardzo mnie ciągnie do polityki, chociaż niektórzy znajomi mówią do mnie: Małgośka czy ty na pewno powinnaś tam iść. 

I co im pani odpowiada? To właściwe miejsce dla Małgośki Belskiej, szczęśliwej mężatki, matki trzech synów, dobrze radzącej sobie w biznesie?

-Oczywiście, mogłabym sobie powiedzieć: czego brakuje ci w życiu. Lepiej zajmij się tym, co robisz. Więc może wydawać się że w tej mojej chęci wejścia do polityki brakuje rozsądku. Bo przecież akurat na tym środowisku, szczególnie ostatnio, strasznie wiesza się psy. O politykach prawie w ogóle nie mówi się dobrze.

No więc po co to pani.

- Pewnie aż ciśnie się na usta takie pytanie. Ale skoro politycy aż tak bardzo źle są oceniani przez społeczeństwo, to może warto wziąć byka za rogi i zmierzyć się z tym. Może warto wnieść ,jak to się mówi, trochę świeżej krwi, tym bardziej, że często uczestniczę w rozmowach, z ludźmi, zajmującymi się różnymi sprawami, mniej lub bardziej ważnymi. Od tych społecznych po gospodarcze. Mam wiele pomysłów i nie raz słyszałam, że warto je zrealizować.

I taką szansę daje czynny udział w polityce na szczeblu centralnym?

- Mój syn po przegranych przeze mnie wyborach samorządowych powiedział mi: mamo, może jednak dobrze, że się nie dostałaś do sejmiku wojewódzkiego, bo ze swoimi pomysłami i ze swoją energią powinnaś działać wyżej i szerzej. Ten pierwszy, pochodzący od mojego syna impuls zaczął kiełkować. Pomyślałam, że jeśli będzie taka szansa to na pewno ją wykorzystam.

Mówi pani, że polityka potrzebuje świeżej krwi, że konieczna jest nowa jakość…Co chciałaby pani wnieść „w posagu” w to środowisko?

- Uważam że bardzo źle odbierana jest współzależność od siebie niektórych polityków i składane obietnice, które nigdy nie zostały spełnione. W medialnym przekazie na okrągło widzimy, że politycy nie potrafią ze sobą rozmawiać, że wolą się kłócić o nadobniejsze rzeczy dla samej kłótni, a nie po to, żeby ze sporu wyciągnąć konstruktywne wnioski.  Takiej polityce ja także mówię nie. Bo polityka powinna być dialogiem  który pozytywnie wpływa na kreowanie rzeczywistości. I dlatego uważam, że odświeżenie sceny politycznej jest nam po prostu potrzebne.

Jako kobieta chce pani w polityce łagodzić obyczaje? Im więcej kobiet w polityce, tym mniej agresji?

- Kobiety na pewno łagodzą obyczaje, a mężczyźni powinni bardziej wsłuchiwać się w to, co kobiety mają do powiedzenia. Mamy w sobie taki naturalny rozsądek wynikający z różnych doświadczeń życiowych. Rozognione głowy polityków trzeba czasem ostudzić. Kobiety świetnie to potrafią zrobić, ale w polityce ciągle jest nas za mało. Tymczasem często mamy odmienne spojrzenie na niektóre problemy i dostrzegamy możliwości ich rozwiązania takimi sposobami, które niekoniecznie przyszłyby do głowy mężczyznom. 

To wynika z kobiecego, odmiennego postrzegania rzeczywistości?

- Wystarczy odnieść się do konkretnego przykładu. Kiedy idzie się na konsultacje społeczne z udziałem organizacji pozarządowych, w większości uczestnikami spotkania są kobiety. To potwierdzenie tego, że to my stanowimy inspiracje do rozwiązywania problemów. Organizacje pozarządowe to obszar aktywności obywatelskiej, gdzie kobiety świetnie się sprawdzają. Te szczególnie aktywne powinny wejść do czynnej polityki. 

Ale zgodzi się pani ze mną, że to nie jest zajecie dla delikatnych i wrażliwych panien. Trzeba mieć skórę nosorożca, oblaną betonem. Jest pani na to gotowa?

- Ta skóra nosorożca i beton to chyba jednak wykreowany obraz polityki. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest lokalny samorząd, tylko sprawy ogólnokrajowe i międzynarodowe i wiem też, że czasem trzeba tupnąć nogą, a czasem zrobić pół kroku w tył, żeby potem coś osiągnąć. Uważam, że jestem do tego przygotowana.

Merytorycznie również? Nie ma pani politycznego doświadczenia. Działalność w sądeckim, osiedlowym samorządzie to chyba jednak za mało. Wydaje się, że po kolei trzeba zdobywać szlify: najpierw osiedle, rada miasta, samorząd wojewódzki, a potem dopiero parlament. Chyba taka powinna być ścieżka politycznej kariery. Tymczasem pani wprost z rady sądeckiego osiedla Zabełcze, gdzie jest pani członkiem zarządu, chce wskoczyć do sejmu, do wielkiej polityki.

- Nie zgadzam się z tym, że powinno się przechodzić przez poszczególne szczeble politycznej kariery. Uważam, że w dzisiejszych czasach nie jest to konieczne. Jeżeli ktoś chce otworzyć dużą firmę, to ją po prostu otwiera. Jeżeli ktoś chce coś robić, to po prostu to robi. Moim zdaniem ważniejsze jest przygotowanie wewnętrzne, postrzeganie całej sfery politycznej i socjologicznej w kraju, aniżeli przechodzenie przez kolejne etapy, tak naprawdę kariery administracyjnej. Gdybym zaczęła od samorządu lokalnego, to prawdopodobnie w pewnym momencie doszłabym do wnioski, że mam dość. Bo kiedy się obserwuje pewne zawirowania i niechęć dogadania się w podstawowych, najważniejszych kwestiach to czasem opanowuje człowieka rezygnacja. Ale to wszystko jest konsekwencją tego, co dzieje się na szczeblu centralnym. A skoro mówi się, że ryba psuje się od głowy, to trzeba od samej góry zacząć to zmieniać. I ja chcę to robić.

Nie obawia się pani posądzenia o polityczny koniunkturalizm? W wyborach samorządowych była pani w przegranej drużynie Solidarnej Polski posła Arkadiusza Mularczyka. Teraz, przed wyborami parlamentarnymi została pani członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Pewnie nie brak komentarzy w rodzaju, Belska zapisała się do PiS-u, bo chce się załapać do sejmu. A z „ziobrystami” nie byłoby to możliwe.

 - Nie wiem czy nie byłoby to możliwe, bo to jest zawsze pytanie do osób, które podejmowały decyzję. Ale jeśli chodzi o jakieś nieprzychylne komentarze, to nie obawiam się ich. Ludzie zawsze mówią takie rzeczy, które mogą wbić szpilkę w bok temu, kogo się krytykuje. Taka była moja decyzja i uważam, że była słuszna.

I dopiero teraz nagle zaczęła się pani identyfikować z formacją Jarosława Kaczyńskiego, kiedy po latach politycznych klęsk szykuje się do wygrania wyborów i rządzenia?

- Moje serce zawsze biło bliżej prawej strony sceny politycznej. Nawet jeśli ktoś jest, czy to z Solidarnej Polski czy z Prawicy Rzeczypospolitej od Marka Jurka, to przecież wszyscy myślimy prawicowo. Nie do końca jestem przekonana o tym, że bycie w innej partii, ale jednak prawicowe, jeżeli ma się takie poglądy, jest czymś niesłusznym. Uznałam, że powinnam zmienić ugrupowanie i zrobiłam to z różnych przyczyn.

A jakie to były przyczyny?

- Uznałam, że w tej formacji będę bardziej skuteczna jako polityk. Prawo i Sprawiedliwość to partia bardzo dobrze zorganizowana, przygotowana i politycznie i organizacyjnie do zrealizowania swoich zamierzeń.

A czym skutecznie chce się pani zajmować, jeśli zostanie pani posłem?

- Generalnie zajmują mnie szeroko rozumiane sprawy społeczne, w szczególności te dotyczące dzieci, młodzieży, osób starszych i niepełnosprawnych. Chciałabym również zająć się sektorem pozarządowym, aby usprawnić i ułatwić funkcjonowanie organizacji społecznych. To obszar, który mobilizuje ludzie do działania i obywatelskiej aktywności. Interesuje mnie jeszcze jedna kwestia. Jak Polska jest przygotowana w ramach obrony cywilnej kraju. 

Wyborcy będą oczekiwać od pani pilnowania w Warszawie interesów Sądecczyzny.

- To oczywiste, że sprawy naszego regionu nigdy nie pozostaną w tle mojej działalności politycznej. To przede wszystkim problemy, o których mówią wszyscy politycy czyli brak odpowiednich połączeń kolejowych i drogowych, zlikwidowane jednostki Straży Granicznej czy Sanepidu, wyprowadzona z Nowego Sącza dyspozytornia pogotowia ratunkowego . To wszystko i mnie leży na sercu.

Rozmawiała Agnieszka Michalik

Fot. P.D







Dziękujemy za przesłanie błędu