Zjadłam, nie zapłaciłam, wyszłam. Do ciupy mnie nie wsadzili i wstydu nie było
To było w niedzielę tydzień temu. Zabrałam moją trzyletnią córeczkę na zlot food trucków na sądecki Rynek. Moja mała nijak smakołyków próbować nie chciała. Skończyło się na zakupie balonika i haśle: jak chcę pierożki z mięskiem. A jak pierożki, to Ratuszowa. I tak się skończyło. Zamówiłyśmy po porcji a w oczekiwaniu moja mała z przyjemnością szperała w koszu zabawek, który przed nią ustawiono.
Mnie coś czknęło, odruchowo zajrzałam do portfela i… pot zimny mnie oblał. Nie ma karty. No nie ma. Grzebię po wszystkich przegródkach i portfela, i torby. No nie ma. Pani z obsługi widzi, że coś nerwowo się kręcę. Mówię w czym rzecz. Pani uspokaja – proszę na spokojnie sprawdzić, nic się nie dzieje.
Sprawdzam zatem i przy okazji dzwonię do korporacji taksówkarskiej, bo do Rynku jechałam taksówką i może w tej taksówce przy płaceniu wyleciała karta. Nie. W taksówce karty nie ma. No i klops. Wstyd jak diabli. Przyszła baba z dzieckiem, zamawia a pieniędzy nie ma. Jakoś apetyt mi minął: raz, że wstyd, dwa – jak zapłacę, trzy – cholera, mogę płacić zbliżeniowo i ktoś mnie pewnie wydoi ostro zanim zablokuję kartę.
Zobacz też: Z dziką rozkoszą wskażemy miejsca nieprzyjazne matkom. Piszcie i dzwońcie: gdzie czyhają pułapki?
Dziecię moje niezawodne z apetytem wcina pierogi. Ja nie. I nagle stres mija jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. – Niech się pani nie martwi. Proszę spokojnie jeść. Nic się nie stało. Tym, że pani dziś nie zapłaci absolutnie nie ma co się martwić. Tu trzeba szybko kartę zablokować – słyszę od obsługi. Taktownej, zainteresowanej, empatycznej. Chcę zostawić dowód, jako gwarancję, że przyjdę i zapłacę. Obsługa żywo protestuje. Po skończonym posiłku wracam więc do domu. Zapłacić miałam nazajutrz, ale nie doszłam - moje dziewczę złapało anginę i nijak się wyrwać z domu nie mogłam, bo mąż na wyjeździe, więc zostałyśmy same.
Zapłaciłam dopiero w czwartek. I obiecałam obsłudze, że Ratuszową opiszę, bo uważam, że w świetle mojego doświadczenia naprawdę warto.
Zobacz też: Restauracja Lemon w prestiżowym przewodniku kulinarnym
Tym samym zachęcam Czytelników do wskazywania miejsc równie przyjaznych, nie tylko dla roztargnionych na równie ze mną mam – karta była w portfelu, tyle, że w przegródce do której nigdy wcześniej jej nie wkładałam, ale i dla rodzin. Bo jeszcze coś muszę napisać – ledwo moja Ida siadła a już dostała zabawki i super pomoc w zainstalowaniu balonu, który prawdę powiedziawszy był większy od niej i nie w każdym miejscu byłby równie miło przyjęty.
Przydarzyło się Wam coś podobnego? Jak Was potraktowano? Gdzie jeszcze na Sądecczyźnie można spodziewać się podobnej reakcji obsługi jak w Ratuszowej? Piszcie, czekamy i z przyjemnością opublikujemy pozytywne wieści.
ES [email protected] Fot.: ES