Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
06/03/2014 - 07:45

Wojny nie będzie, ale popatrzmy, co tam w schronach słychać...

Na co dzień piwnice, warsztaty, schowki, magazyny, archiwa… a po godzinach - schrony ochronne. Miejsca, w których można się ukryć na wypadek wrogich ataków, czy też nawet - wojny. I choć trudno się spodziewać, by w najbliższym czasie pojawiły się na naszym niebie bombowce, postanowiliśmy sprawdzić, czy w Nowym Sączu mamy się gdzie przed nimi schować.
Dwadzieścia bunkrów na terenie miasta, część z nich miejska, a część podlegająca zakładom pracy, w których – czy też raczej pod którymi – się znajdują. Do miejskich zmieści się dokładnie 1130 osób, do zakładowych – 705. W sumie – 1835 miejsc. Przede wszystkim dla tych, którzy nad schronami mieszkają lub pracują.
Na co dzień schrony pełnią funkcję piwnic lub schowków dla mieszkańców, magazynów i archiwów, warsztatów czy świetlic. Spotykają się tam również miłośnicy historii, co obejrzeć można w załączonej do artykułu galerii zdjęć. Schron znajdujący się pod kamienicą przy ulicy Berka Joselewicza niedługo pełni bowiem funkcję ich siedziby. Dzięki temu schron nabrał dodatkowego charakteru, bo poukładane mundury, hełmy, a nawet broń świetnie wpisują się w bunkrowy klimat.
- Takie wykorzystanie schronów w gruncie rzeczy jest bardzo dobre – mówi Jakub Stężowski z Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Ochrony Ludności Urzędu Miasta Nowego Sącza. – Lepiej, że są użytkowane, niż miałyby niszczeć.

Żaden z tych 20 schronów nie jest przygotowany, aby móc od razu przyjąć ludność. Muszą zostać odpowiednio przygotowane, a to trwa - w zależności od tego, czy mają odpowiednie zaplecze sanitarne, czy są w jakiś sposób użytkowane czy nie – od czterech godzin (gdy chodzi tylko o napełnienie zbiorników na wodę) do nawet miesiąca, jeśli w schronie znajduje się np. magazyn przychodni. – Do każdej budowli ochronnej przydzielona jest drużyna schronowa, sześć osób. Oni przygotowują schron na przyjęcie ludzi, wpuszczają ich, i zarządzają schronem – mówi Stężowski.

W sytuacji kryzysowej w przeważającej części mieszkańcy miasta ewakuowani są według przygotowanego – i obowiązującego już teraz – planu ewakuacyjnego. Zaledwie cząstka z nich „załapie” się na schron. Szczęściarze ci muszą jednak pamiętać, że schron nie zapewni im nic więcej, jak tylko czyste powietrze (co w przypadku ataków jądrowych, bomb biologicznych i innych toksycznych substancji) i wodę. Na trzy dni.

- Każdy udający się do schronu musi pamiętać, żeby wziąć ze sobą suchy prowiant na trzy dni, ciepłe ubranie, koc, leki, jeśli zażywa jakieś regularnie, i źródło światła – latarkę, a nie świeczki czy lampy olejne, bo one pobierają tlen z powietrza – mówi Jakub Stężowski. Jak bardzo tlen jest ważny, każdy wie. W szczelnie zamkniętym bunkrze jest na wagę złota, nie wolno nawet śpiewać czy zbyt dużo się ruszać, żeby zbyt szybko się nie zużył. Nad tym czuwa również drużyna schronowa, która pilnuje maszyn odpowiedzialnych za dostarczanie do wnętrza schronu świeżego powietrza – jeśli nie ma prądu wyznacza osoby, które obsługują maszynę, bowiem w schronie każdej osobie trzeba zapewnić 2 metry sześcienne powietrza na godzinę, i jest to absolutne minimum, które trzeba wtłoczyć. W każdym schronie przygotowanych jest miejsc siedzących dla 1/3 osób, tyle samo dla leżących, a reszta stoi. Grupy te - zarządza przez drużynę schronową - mają się co jakiś czas zmieniać, tak, by nikt nie był poszkodowany.

Przepisy przewidują również inne minima i cyferki – zbiorniki na wodę muszą pomieścić trzydniowy zapas wody dla wszystkich, którzy są w bunkrze, według przelicznika -3 litry wody na dobę na jedną osobę; w każdym schronie musi być minimum jedna toaleta na 50 osób i minimum jedna umywalka na 100. Na jedną osobę w bunkrze przypadać ma 0,7 metra kwadratowego, dla chorego – 1,2. Największy bunkier znajduje się pod przychodnia przy Batorego, bo może pomieścić nawet 250 osób.
Wszystko na trzy dni, bowiem tylko tyle ludzie mogą przebywać w schronach. Po tym czasie, nawet jeśli na zewnątrz trwać będą walki, a powietrze będzie zanieczyszczone toksycznymi substancjami, zaopatrzeni w maski gazowe i pod opieką odpowiednich, przeszkolonych osób, muszą zostać ewakuowani.

Szkoda jednak, że zamiast dbać o schrony (czyli pośrednio o nasze bezpieczeństwo), są one sukcesywnie likwidowane – na terenie Newagu było kiedyś pięć schronów, teraz został zaledwie jeden i wobec niego podobno również istnieją plany likwidacji, to samo mówi się o schronie pod budynkiem dworca PKP.
Nie przewidujemy jednak, by jeszcze kiedyś pojawiła się konieczność skorzystania ze schronów i uruchamiania perfekcyjnie przygotowanych planów ewakuacyjnych. Jesteśmy optymistami, przekonanymi o tym, że Nowy Sącz, tak jak konsekwentnie pomijany jest w rożnych kontraktach, planach inwestycyjnych i programach rozwoju, tak samo pomijany zostanie przez wrogów. Możemy więc czuć się bezpiecznie.
(i)
Fot. autora






Dziękujemy za przesłanie błędu