Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
10/04/2020 - 07:35

Tragiczny dzień 10 kwietnia 2010 we wspomnieniach sądeczan

Dla wszystkich, którzy zbudzili się tamtego poranka, był to szok. Prezydent, jego małżonka, załoga samolotu i pasażerowie... Zginęło 96 osób, najważniejsi ludzie w państwie. Do dziś trudno się nam z tym pogodzić, do dziś pytamy, dlaczego Rosja więzi wrak samolotu... Jak tamtą tragedię wspominają sądeczanie?

- Późnym wieczorem, właściwie już nocą z 9 na 10 kwietnia 2010 roku spotkaliśmy się z Maciejem Płażyńskim i Tomaszem Różniakiem - wspomina Zygmunt Berdychowski. - Rozmawialiśmy o polskiej polityce, o naszym w  niej miejscu. Rozmowa była niezwykle ciepła. Pamiętam jak dziś, Maciej Płażyński trochę się za mną droczył, mówił, że nie chce mi się już nic zmieniać, że wszyscy powinniśmy się otrząsnąć ze swej błogiej kontemplacji. Długą rozmowę skończyliśmy przed pierwszą w nocy. Następnego dnia rano zadzwonił do mnie świętej pamięci Heniu Szewczyk. Zapytał: - Słyszałeś, co się stało? Nie? To włącz telewizor.

- Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem - mówi Zygmunt Berdychowski. - Doniesienia były początkowo niepełne, chaotyczne, dawały jeszcze nadzieję. Złapałem telefon i dzwoniłem do Macieja Płażyńskiego. Trzeci, czwarty, piąty sygnał… Nikt nie odbierał…

Z Heniem Szewczykiem rozmawialiśmy tego dnia jeszcze kilka razy, w tym czasie napływały coraz pełniejsze informacje, rozwiały wszystkie nadzieje. Skończyła się pewna epoka. Zginął prezydent i 95 innych osób, które leciały na obchody rocznicy zamordowania polskich oficerów. Trudno sobie wyobrazić bardziej tragiczną klamrę spinającą lata 40. i nasze czasy. Te kręgi historii pokazuje też pochówek prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu… Ostatnim tam pochowanym był przecież premier rządu emigracyjnego, generał Władysław Sikorski, który zginął w katastrofie lotniczej w Gibraltarze.

Do dziś, gdy myślę o tym, co stało się dziesięć lat temu, wciąż wraca dźwięk sygnału telefonu Maćka Płażyńskiego…

Bożena Jawor, ówczesna wiceprezydent Nowego Sącza:

- Dnia katastrofy smoleńskiej nie zapomnę do końca życia. Tak, jak nie zapomnę dnia, w którym odszedł Ojciec Święty Jan Paweł II. 10 kwietnia 2010 roku był i jest ciągle dla Polaków dniem tragedii narodowej. Pamiętam, że rano, gdy tylko się obudziłam włączyłam radio, ale jeszcze chwilę leżałam w łóżku. W tym dniu, od godz. 9 miała być transmitowana uroczystość w Smoleńsku. W pewnym momencie zadzwonił telefon. Gdy odebrałam okazało się, że dzwoni Edyta Brongiel, wówczas sekretarz miasta Nowego Sącza i powiedziała mi, że w Smoleńsku rozbił się rządowy samolot z parą prezydencką i prezydentem Ryszardem Kaczorowskim oraz polską elitą na pokładzie.

Ta dramatyczna wiadomość poderwała mnie na nogi. Wtedy uświadomiłam sobie, że coś słyszę w radiu, ale zupełnie to do mnie nie docierało. Włączyłam telewizor, było chyba kilka minut po tym, jak do kraju dotarły pierwsze informacje o katastrofie. Były one wtedy bardzo skąpe. Pamiętam, że prowadzący serwis informacyjny mówili: „podobno wszyscy zginęli”. Na początku nic nie było wiadomo. Błyskawicznie  ubrałam się i pojechałam do sądeckiego ratusza.

Pamiętam, że w ratuszu, w którymś z pokojów, był włączony telewizor. Wszyscy, którzy wtedy tam byli milczeli porażeni tą tragiczną wiadomością. Czekaliśmy na każdą nową informację. Dzwoniliśmy do Warszawy, aby dowiedzieć się czegoś więcej, ale nikt nie odbierał telefonu. Bardzo szybko zdjęcia obu prezydentów – prof. Lecha Kaczyńskiego i Ryszarda Kaczorowskiego, które były zrobione podczas wizyt w Nowym Sączu dostarczyliśmy do zakładu fotograficznego, gdzie zostały powiększone i oprawione i na stelażach  ustawiliśmy przy wejściu do ratusza. Przy nich gromadzili się mieszkańcy miasta. Zapalali znicze, modlili się. W tym dniu zginęła polska elita.

Bożena Jawor wspomina, że w lutym 2010 roku pojechała na zaproszenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Warszawy na spotkanie miast królewskich, a do takich miast zaliczany jest Nowy Sącz. Odbywało się  ono w Pałacu Prezydenckim, a jego częścią był fantastyczny  wykład, wygłoszony przez prof. Lecha Kaczyńskiego. Ówczesna wiceprezydent reprezentowała wtedy władze Nowego Sącza. Do Warszawy zawiozła książkę Zenona Szewczyka „Kuchnia Lachów Sądeckich”, by podarować ją Marii Kaczyńskiej, żonie prezydenta RP.

Dzięki wstawiennictwu obecnego wicepremiera Jacka Sasina udało jej się spotkać z prezydentem Lechem Kaczyńskim i wręczyć mu tę publikację dla żony. Oprócz Bożeny Jawor do stolicy pojechali wtedy także przewodniczący Rady Miasta Nowego Sącza Artur Czernecki i ówczesna rzecznik prezydenta Małgorzata Grybel. Wtedy – w lutym sądecka delegacja mogła też zobaczyć kaplicę w Pałacu Prezydenckim. Dwa miesiące później władze miasta oddali w niej cześć prezydenckiej parze, która zginęła wraz z 96 innymi osobami w Smoleńsku.  

Dwa lata po katastrofie smoleńskiej w sądeckim ratuszu pojawiły się popiersia byłych prezydentów Polski: Lecha Kaczyńskiego i Ryszarda Kaczorowskiego. Rzeźby zostały ufundowane przez prezydenta miasta i jego zastępców. Ustawiono je w niszach nad drzwiami sali reprezentacyjnej. Uroczystego odsłonięcia dokonała podczas obchodów drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej - Karolina Kaczorowska, wdowa po tragicznie zmarłym Ryszardzie Kaczorowskim.

W holu sadeckiego ratusza jest wmurowana również tablica upamiętniająca Honorowych Obywateli Nowego Sącza - Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i ostatniego prezydenta na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego.

Jak 10 kwietnia 2010 roku wspomina poseł Arkadiusz Mularczyk?

- Znałem zdecydowaną większość uczestników lotu do Smoleńska. Nie znałem może kilkunastu osób - mówi nam poseł Mularczyk. - Przede wszystkim była to duża grupa parlamentarzystów, wiele osób z administracji państwowej, prezes IPN, Rzecznik Praw Obywatelskich i wielu innych najwyższych przedstawicieli władz państwowych i kancelarii prezydenta. Jechałem do Katynia pociągiem.

- Gdy dotarła do nas informacja o katastrofie samolotu, byłem wstrząśnięty. Od razu pomyślałem od Andrzeju Dudzie. Byłem przekonany, że on również był w tym samolocie. Na szczęście okazało się, że nie leciał. To był dla nas wszystkich straszny szok i wstrząs, bo stojąc w Katyniu nad grobami zamordowanych osób, dostaliśmy informację o katastrofie samolotu prezydenckiego. Nie zapomnę tego do końca życia – dodaje. 

- O ile jadąc do Katynia mieliśmy poczucie, że wypełniamy patriotyczny obowiązek, bo przecież uczcimy pamięć pomordowanych oficerów, o tyle wracając, wszyscy byliśmy niezwykle
przygnębieni. W kolejnych dniach, tygodniach uczestniczyłem w kilkunastu pogrzebach osób, które zginęły w tej katastrofie. Był to dla mnie niezwykle stresujący i bardzo dramatyczny czas, bo niemalże
każdego dnia brałem udział w jednym, dwóch pogrzebach moich kolegów i przyjaciół - wspomina te dramatyczne chwile poseł Mularczyk. 

- Minęło 10 lat od tej katastrofy. Niestety, decyzje, które podjął Donald Tusk kilka dni po katastrofie poprzez przyjęcie konwencji chicagowskiej, powierzenie wyjaśniania katastrofy komitetowi, na którego czele stała pani Anodina, braku inicjatywy w zakresie śledztwa międzynarodowego, ekspertów międzynarodowych, to wszystko przyczyniło się do tego, że ta katastrofa nie została wyjaśniona i stanowi jedną wielką traumę narodową i tajemnicę.

- To jest narodowa tragedia, która pokazuje, że we współczesnym świecie może spaść samolot na czele z Prezydentem Polski i do dzisiejszego dnia nikt za to nie poniósł odpowiedzialności – dodaje. Jak poseł Mularczyk będzie obchodził 10. rocznicę katastrofy Smoleńskiej? - Na pewno zapalę znicz w miejscu pamięci. Polska straciła wielu wspaniałych patriotów, wybitnych Polaków, którzy oddani byli Ojczyźnie. 


Leszek Zegzda, w 2010 roku wicemarszałek województwa małopolskiego:

- O tragedii w Smoleńsku dowiedziałem się z radia. Był to dla mnie ogromny wstrząs, jak dla każdego Polaka. Była to tragedia całego narodu. Później, niestety ta tragedia została wykorzystana politycznie. Zamiast łączyć ludzi w tym bólu i cierpieniu nastąpiły podziały i potworne oskarżenia. To, niestety kładzie się cieniem na tej strasznej tragedii, ze tak instrumentalnie i brutalnie została potraktowana w walce politycznej. Z jednej strony jest to bolesne wspomnienie narodowej traumy dla wszystkich bez wyjątku, a z drugiej strony pojawiające się oskarżenia zaburzyły szacunek do tego dramatu. Pamiętam ciszę i pustkę w Nowym Sączu, ludzie masowo modlili się w kościołach.

Artur Czernecki, ówczesny przewodniczący Rady Miasta w Nowym Sączu:

- Ten dzień pozostanie mi w pamięci do końca życia. Zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała: - Słyszałeś, co się stało? Usłyszałem – doszło do strasznej tragedii. W Smoleńsku rozbił się rządowy samolot z 96 osobami, w tym parą prezydencką na pokładzie. Taka wiadomość zwaliła mnie dosłownie z nóg. Nie mogłem w nią uwierzyć. Nawet jej nie dopuszczałem do siebie. Połowa osób lecących w tym samolocie do Smoleńska to byli moi znajomi. Z niektórymi widziałem się kilka tygodni wcześniej w Warszawie. Nie mogłem powstrzymać łez.

Skontaktowałem się z ówczesnym ministrem Adamem Kwiatkowskim, z którym bardzo dobrze się znam i zapytałem, czy to, co podają media jest prawdą. Niestety potwierdził. Ciągle nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Zadzwoniłem do kolegi, który pracował w obstawie prezydenta RP, który tam był na miejscu. Zadałem mu to samo pytanie. On mi także potwierdził, że doszło do niewyobrażalnej tragedii. Zadzwoniłem wtedy do prezydenta Ryszarda Nowaka i powiedziałem mu, że w obliczu takiej tragedii musimy przygotować miasto. Wspomniałem o portretach prezydentów – Honorowych Obywateli Miasta Nowego Sącza. Błyskawicznie w ratuszu zebrał się - można powiedzieć - taki sztab kryzysowy. Oprócz prezydenta, wiceprezydenci: Bożena Jawor, Jerzy Gwiżdż, Edyta Brongiel, ówczesna rzeczniczka prezydenta Małgorzata Grybel i ja. Byliśmy w kontakcie z księdzem proboszczem.

Pamiętam, że  wystawiliśmy przed ratusz portrety tragicznie zmarłych prezydentów, wyłożyliśmy w ratuszu księgę kondolencyjną. Mieszkańcy tłumnie gromadzili się na rynku. Zapalali znicze, modlili się w skupieniu za ofiary tej katastrofy. Była przejmująca cisza. W tej katastrofie zginął kwiat narodu polskiego. W tym gronie byli prezydenci RP, parlamentarzyści od lewa do prawa, generałowie, duchowni, załoga samolotu. Pamiętam, że w tych trudnych chwilach Polacy potrafili się pięknie jednoczyć. Tak pięknie się o sobie wypowiadali. Dzisiaj ten język bardzo się wyostrzył.  W dziesiątą rocznicę tragedii smoleńskiej chcę zaapelować do sądeczan, aby o 10 kwietnia o godz. 8.41 zapalić znicz i odmówić w intencji tragicznie zmarłych modlitwę.

Z inicjatywy Artura Czerneckiego w Lasku Falkowskim w Nowym Sączu co roku odbywał się apel pamięci za tragicznie zmarłych w Smoleńsku.

([email protected])







Dziękujemy za przesłanie błędu