Teresa i Tadeusz Polańscy: od 72 lat razem w przysiółku Latawcowa
Od ślubu, którego w październiku 1947 r. udzielił im ksiądz Piotr Lewandowski, minęło 72 lata. Z trójki dzieci córki Joanna i Maria wyszły za mąż i mieszkają na Latawcowej, w pobliżu domu rodziców. Syn Józef, jako młody człowiek, zginął tragicznie na budowie we Francji. Mimo to życie państwa Polańskich jest spokojne i pogodne. Przez całe długie pożycie małżeńskie wspierali się wzajemnie i darzyli miłością. Są przykładem dla młodych, jak można i trzeba we dwoje stawiać czoła przeciwnościom losu, jak się cieszyć, nawet z drobnych rzeczy i jak po prostu pięknie żyć.
Piwniczna-Zdrój przysiółek Latawcowa: dzieje Rozalii i Jakuba Polańskich
Jakub pochodził z Latawcowej, a Rozalia (Roza) z domu Martiniec była Czeszką z Moraw. Piwniczanie zwali ją czarodziejką Morawiczką. Roza z Jakubem poznali się w Wiedniu, w domu generała austriackiego wojska. Jakub był jego adiutantem, a Roza niańką generałowych dzieci. Wielkie uczucie jakim się obdarzyli zaowocowało ślubem, przyjazdem do Polski i osiedleniem małżonków na Latawcowej w domu rodzinnym Jakuba, na 3 hektarowym gospodarstwie.
Po kilku latach, w roku 1922, zbudowali własny dom z gankiem wzdłuż ściany frontowej, kryty gontem. Posiadał sień i dużą izbę z kamiennym piecem i nalepą. Po drugiej stronie sieni była druga mała izba. Rozalii i Jakubowi urodził się w r. 1895 jedyny syn Marcin, który ożenił się z Marią z d. Kaczor (ur. 1895). Mieli pięcioro dzieci: Zofię, Tadeusza (o którym powyżej), Jana, Stanisława i Marię.
Dom podczas II wojny światowej był niejednokrotnie schronieniem dla partyzantów, którzy, bywało, że spali w domu, a poniżej Jakub, który po pobycie w Wiedniu, dobrze znał j. niemiecki, wysłuchiwał złorzeczeń i przekleństw na Hitlera wcielonych do grenzchutzu starszych wiekiem żołnierzy austriackich, patrolujących granicę w okolicach Cichoniówki i Kosarzysk. Roza „Morawiczka”, która służyła w Wiedniu także u doktora, od którego dostała książkę lekarską, znana była z leczenia ziołami i wróżenia z kart. Zmarła świadomie w roku 1952 w małej izbie, w otoczeniu najbliższych, mając 98 lat.
Wnuk Tadeusz, dziś 97-letni starszy pan, tak ze łzami w oczach wspominał ten dzień:
Babcia Rozalia, która od kilku lat prawie nie chodziła, przywołała całą rodzinę i oświadczyła, że jutro umrze. Byliśmy w szoku, a ona prosiła, aby wszyscy zostali w tym dniu w domu i żeby nie zamykać drzwi do jej malutkiego pokoiku. Następnego dnia po południu, kiedy wszyscy siedzieliśmy w dużej izbie i modliliśmy się, babcia uniosła się trochę i tylko raz przywołała nas palcem, prosząc o modlitwę różańcową. Ledwośmy uklękli i zaczęliśmy: Zdrowaś Mario… babcia zamknęła oczy i cichutko umarła.
W latach powojennych, podczas panowania władz komunistycznych, dom „odkrył” na nowo ks. proboszcz Ludwik Siwadło. Na oazy przyjeżdżała młodzież, której opiekunem był ojciec Mrozek, jezuita z Wrocławia. Obecnie dom stoi pusty.
Barbara Paluchowa