Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 23 kwietnia. Imieniny: Ilony, Jerzego, Wojciecha
16/11/2022 - 12:35

Ta parafia przybliża ludzi do Boga. Tutaj każdy może znaleźć coś dla siebie

Parafia św. Jana Pawła II w Nowym Sączu jest młodą, ale bardzo prężnie działającą parafią, o czym świadczy choćby liczba grup religijnych, modlitewnych i charyzmatycznych, które tam funkcjonują. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Jedną z takich grup jest Rycerstwo św. Jana Pawła II. O tym, co to takiego i o budowie kościoła rozmawiamy z Wojciechem Papajem.

Parafia św. Jana Pawła II jest najmłodszą parafią na terenie Nowego Sącza. Jak pan wspomina okres budowy kościoła?

- Świątynia jest centrum, ośrodkiem działania parafii jako wspólnoty. Jednak nawet najwspanialszy kościół nie zastąpi tego właśnie, wspólnotowego, wymiaru życia parafialnego. Bez wspólnoty zresztą nie powstałby kościół – to zatem ją najpierw należało zbudować. I tego dzieła od początku podjął się nasz proboszcz ks. Zbigniew Biernat. A zadanie miał niełatwe – bo choć zdawać by się mogło oczywistym, że parafia Św. Małgorzaty jest już po prostu zbyt duża, że nowe osiedla sądeckie powstałe w latach osiemdziesiątych XX w. potrzebują osobnego ośrodka duszpasterskiego, to czas wydawał się nie sprzyjać tym planom: globalny kryzys, w kraju rosnące bezrobocie i emigracja młodych, postępująca laicyzacja… Przyznam, że sam sceptycznie przyjąłem informację o tym projekcie ks. Andrzeja Jeża, ówczesnego proboszcza sądeckiej fary. Na szczęście nie ja zająłem się tworzeniem nowej parafii, a Duch Święty, który znalazł dla tego dzieła chyba najlepszych wykonawców: wspomnianego ks. proboszcza Andrzeja Jeża (dziś – z pewnością nie przypadkiem – biskupa tarnowskiego) i jego następcę ks. proboszcza Jana Piotrowskiego (dziś biskupa kieleckiego), ale przede wszystkim (i niech mi ten porządek czcigodni księża biskupi wybaczą) wskazał Duch Święty na księdza Biernata. To ksiądz Zbigniew zaczął budować wspólnotę wokół – właściwie, w sensie materialnym – nierozpoczętego jeszcze dzieła. Począwszy od jesieni 2010 roku, od Drogi Krzyżowej z Krzyżem Misyjnym, niesionym przez wiernych i kapłanów spod Bazyliki Św. Małgorzaty aż na plac przyszłej budowy, gdzie postawiono krzyż i gdzie – wokół tego właśnie krzyża – zaczęła rodzić się wspólnota wiernych. Msze święte polowe, nabożeństwa majowe i inne uroczystości organizowane przez ks. Biernata sprawiły, że w świadomości mieszkańców osiedla Barskiego, parafia przestała być mglistym projektem, a stała się rzeczywistością, codziennością i przyszłością. Również mój pierwotny brak przekonania stopniał błyskawicznie i ja stałem się parafianinem. W tych okolicznościach rozpoczęły się właściwe prace budowlane – najpierw przy kaplicy (pełniącej też od początku rolę plebanii), a potem, gdy w 2013 ks. bp Jeż utworzył formalnie nową parafię, jesienią 2014 r. ruszyła budowa świątyni parafialnej.

Zobacz też Ta parafia to Boża przystań w centrum miasta. Tutaj wiara wciąż jest żywa

Czy ludzie chętnie pomagali w pracach budowlanych?

- Właściwą budowę prowadziła specjalistyczna firma. Dziś już niemożliwe byłoby zrealizowanie takiego przedsięwzięcia siłami parafian (co przecież jeszcze niedawno było normą), nie tylko ze względów technicznych, ale nawet formalno-prawnych. Wierni natomiast chętnie angażowali się w drobniejsze prace pomocnicze. Trzeba tu koniecznie wspomnieć o śp. Panu Czesławie Bochniarzu, który wiele starań włożył w pomoc przy budowie i stał się takim nieformalnym liderem grupy mężczyzn, gotowych w razie potrzeby taką pomoc świadczyć. Dla wielu z nich zresztą był to początek stałego zaangażowania w działalność parafii na różnych polach: czy to w radzie parafialnej, czy w grupach modlitewnych, czy poprzez różnego rodzaju wsparcie, także techniczne, przy organizacji wszelkich wydarzeń skupiających wspólnotę.

Czy wszystko szło zgodnie z planem, czy może pojawiły się jakieś trudności w trakcie budowy świątyni?

- Cóż, przy realizacji tak dużej inwestycji z pewnością zdarzały się jakieś komplikacje czy trudności, ale o tym mogliby się wypowiedzieć sami budowniczowie. Jeśli takowe były, to musiały mieć zupełnie standardowy charakter, bo nie powodowały żadnych opóźnień. Budowa postępowała i niespełna cztery lata od wbicia pierwszej łopaty, ks. bp Andrzej Jeż poświęcił gotowy kościół. To naprawdę błyskawiczne tempo. Zawdzięczamy je na pewno fachowości budowniczych, ale i niespożytej energii księdza proboszcza oraz ewangelicznemu duchowi przenikającemu Kościół tarnowski. To właśnie ten wyższy, diecezjalny wymiar wspólnoty wiernych, pozwala z sukcesem podejmować takie przedsięwzięcia poprzez ofiarność zarówno naszych parafian, jak i wiernych z parafii patronackich. Wspieramy się nawzajem, co buduje poczucie solidarności i zobowiązania wobec innych wspólnot w całej diecezji. Dobrą ilustracją tego ducha przezwyciężającego trudności, może być sytuacja z samych początków tworzenia parafii. Otóż, jak relacjonuje mój współbrat i członek Rady Parafialnej Eugeniusz Świerad, pierwsza pasterka odbywała się w bardzo mroźną noc Bożego Narodzenia 2010 r. Plac wokół Krzyża Misyjnego długo pozostawał pusty. I kiedy już w sercach obecnych zaczął powstawać niepokój, ruszyła fala wiernych, rozdano grubo ponad 1000 komunikantów. I idzie ta fala po dziś dzień. Widać to było wyraźnie podczas pierwszej w historii parafii procesji Bożego Ciała ulicami osiedla, która zgromadziła również tłumy wiernych, parafian i gości.

Jakie uczucia panu towarzyszą, gdy patrzy pan na tę piękną świątynię, która powstała dzięki zaangażowaniu tak wielu osób?

- Panie redaktorze, ja jestem z pokolenia, które dobrze jeszcze pamięta czasy tzw. demokracji ludowej. Polegało to z grubsza na tym, że „lud” nie miał nic do powiedzenia, bo władza (a jakże – „ludowa”!) wiedziała lepiej, czego ludowi naprawdę potrzeba. Wiedziała na przykład, że ludowi nie potrzeba kościołów ani księży, bo religia to „opium dla ludu”. Wychowywałem się w Nowej Hucie – mieście socjalistycznym, które w założeniach ówczesnych projektantów „nowego człowieka” miało być miastem bez Boga. Jedynym kościołem w granicach szybko rosnącej dzielnicy Krakowa, było opactwo cystersów w Mogile. Tak pozostawało aż do wybudowania słynnej Arki Pana, konsekrowanej w Bieńczycach przez kardynała Wojtyłę w 1977 r. W części Huty, gdzie mieszkałem, wierni mogli korzystać z posługi duszpasterskiej prowadzonej bez zezwoleń władz przez księży z parafii w odległym Pleszowie. Zamiast kościoła były zaadaptowane prowizorycznie zabudowania na terenie gospodarstwa rolnego, nie dające żadnej ochrony przed wiatrem i zimnem czy opadami. Szło się tam zwykłymi polnymi drogami, nieraz w błocie czy śniegu. O ile w ogóle się szło – bo na przykład, mój śp. tato, aby otrzymać pracę i mieszkanie dające stabilizację młodej, czteroosobowej rodzinie, musiał zrezygnować z praktyk religijnych. Także do chrztu i I Komunii Świętej przystąpiłem dopiero po wybuchu „Solidarności”, już jako nastolatek. Można by pomyśleć, że z takimi doświadczeniami patrzę na nasz kościół parafialny, piękny, nowy i naprawdę nasz, tylko z radością. I rzeczywiście jest radość. Ale oprócz niej także niepokój, bo znów rosną w siłę kolejni wizjonerzy „nowego człowieka”, budowniczowie kolejnej „przymiotnikowej” demokracji. A patron naszej parafii ostrzegał wielokrotnie, że wolności się nie posiada, że nie jest ona dana raz na zawsze. Trzeba ją stale zdobywać, a przede wszystkim tworzyć. Parafia jest właśnie taką przestrzenią mądrej wolności.

Czytaj dalej na kolejnej stronie... (KLIKNIJ TUTAJ)

Ta parafia przybliża ludzi do Boga. Tutaj każdy może znaleźć coś dla siebie




Parafia św. Jana Pawła II w Nowym Sączu jest młodą, ale bardzo prężnie działającą parafią, o czym świadczy choćby liczba grup religijnych, modlitewnych i charyzmatycznych, które tam funkcjonują. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Jedną z takich grup jest Rycerstwo św. Jana Pawła II. O tym, co to takiego i o budowie kościoła rozmawiamy z Wojciechem Papajem.






Dziękujemy za przesłanie błędu