Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
25/11/2020 - 12:15

Śmierć przegryzana pizzą. Porażająca relacja lekarza covidowego oddziału

- Mój ostatni 24-godzinny dyżur odmierzała śmierć: zgon, zgon… pizza zgon, zgon…tak swój dyżur na covidowym oddziale opisuje anestezjolog jednego ze szpitali. Porażająca relacja lekarza trafiła do mediów społecznościowych. Czy to naprawdę tak może wyglądać?

Jak pisze rezydent anestezjologii  wszystkie pielęgniarki są z innych oddziałów, a więc nie są w stanie wszystkich kojarzyć. W sumie są cztery, na 40 pacjentów!

I kolejna, wstrząsająca, scena z covidowego o oddziału.

Ktoś mnie puka w plecy. Pielęgniarka z interny: – Doktorze, a możesz spojrzeć, bo tam nam się jeszcze jedna pani pogarsza. Babcia. Obrzęki, zmiany pozakrzepowe na kończynach dolnych. Każę ją położyć na brzuchu. Saturacja się poprawia.
– Jaki lekarz prowadzi?
Nikt nie wie.
– Dobra, pani musi tak leżeć.
Po kilku godzinach łapie mnie internistka.
– Pan reanimował moją pacjentkę?
– Ja? Chyba nie…
– Taka starsza pani na internie.
– Na internie przekładałem jedną panią na brzuch.
– O nią chodzi.
– Co z nią?
– Jak przyszłam, to była martwa… Jakby pan napisał, że była konsultacja anestezjologiczna…

Nawet nie zauważyła, kiedy pacjentka jej zeszła! Teraz szuka dupokrytki. I co ja mogę napisać? Brak dalszych wskazań do eskalacji terapii, czyli że była nie do uratowania? Napiszę. Pomogę. Doktor jest sama na oddziale, też musi biegać po całym szpitalu i konsultować internistycznie. Nie ma szans, żeby to ogarnęła.

Czytaj też Wojewoda Kmita o pandemii: co będzie dalej nie wiemy, ale jesteśmy przygotowani 

Dlaczego umierają „Moja żona ma covida. Modlę się, żeby nie musiała iść do szpitala. Oddziały covidowe to umieralnie”...

Opublikowany przez Paweł Reszka Piątek, 20 listopada 2020

Autor porażającej relacji szpitalnego dyżuru stwierdza wprost. Covidowe oddziały są po to, żeby „ludzie nie schodzili na ulicy”.

Pamiętam z ostatnich dni jednego z covidowych pacjentów. Konsultowałem go na jakimś oddziale. Jak podszedłem do niego, miał niecałe 60 proc. saturacji. Patrzę, a w jego nogach leżą wąsy tlenowe!
– Dlaczego to nie jest podłączone? – krzyczę do pielęgniarki.
– A bo nie ma kto mu tego podłączyć, doktorze!
Jezu! To zakładam te wąsy. Mija doba. Pacjent niewydolny oddechowo trafia do mnie na OIOM. Leży sobie pod respiratorem, leży, aż się butla z tlenem skończyła. I zmarł. Taka to, k***wa, smutna przygoda się zdarzyła.

Czytaj tez Czarny scenariusz dla Sącza. Covidowy szpital w hali sportowej przy Nadbrzeżnej

To tylko niektóre budzące grozę „rodzajowe scenki „ z covidiowej umieralni” , bo relacja jest bardzo długa i bardzo przygnębiająca. Sam lekarz konkluduje, że anestezjolodzy mają grubą skórę i często oglądają śmierć, bo taką mają pracę.

- Mówimy: „mogę reanimować i jeść kanapkę”, ale dziś łapię się za głowę. Jesteśmy wykończeni fizycznie i psychicznie. A to nie jest nawet środek epidemii. Miesiące walki przed nami. Wypłaszczanie krzywej widać tylko w ministerstwie. I chyba tylko dzięki sztuczkom matematycznym. Bo u nas jest dramat. ([email protected], fot. europrl.eu)







Dziękujemy za przesłanie błędu