Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
18/04/2020 - 16:20

Siostry dominikanki z gminy Grybów ruszyły na pomoc zakażonym koronawirusem

To były wyjątkowe święta wielkanocne dla sióstr dominikanek, wśród których znalazły się również siostry z Białej-Niżnej i Krużlowej. W Wielki Piątek matka przełożona zakonu odebrała telefon od starosty bocheńskiego, który rozpaczliwie prosił o pomoc i wsparcie dla Domu Pomocy Społecznej w Bochni, który przez koronawirusa znalazł się w trudnej sytuacji. Siostry bez chwili namysłu ruszyły z pomocą podopiecznym. Matka Aleksandra Zaręba, która jest przełożoną generalną Zgromadzenia Sióstr św. Dominika wspomina ten dzień i opowiada o aktualnej sytuacji w bocheńskim Domu Pomocy Społecznej.

Prośba o pomoc w Domu Pomocy Społecznej w Bochni dotarła do sióstr w Wielki Piątek…

To był prawdziwie Wielki Piątek… Skontaktował się z nami pan starosta z rozpaczliwą prośbą o wsparcie dla Domu Pomocy Społecznej w Bochni, w którym – z powodu zakażenia koronawirusem – spora część personelu trafiła do szpitala lub została objęta kwarantanną i DPS znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Nie było czasu na rozmyślanie i kalkulacje. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z sytuacji. Nie miałam żadnej wątpliwości, że trzeba spróbować pomóc.

My same prowadzimy dwa domy pomocy. Na początku epidemii, w uzgodnieniu z dyrektorkami tych domów, wysłałam dwie grupy sióstr ze zgromadzenia – katechetek i przedszkolanek – żeby wzmocnić tam pracę, bo była ta sama sytuacja – część pracowników musiała wziąć na przykład opiekę ze względu na dzieci.

Zobacz też Koronawirus w DPS w Bochni. Zakonnice z gminy Grybów ruszyły na pomoc chorym

Jeszcze w piątek gotowych do pomocy w DPS-ie w Bochni było siedem sióstr.

Do tych pierwszych siedmiu sióstr zadzwoniłam z pytaniem czy podjęłyby się pomocy w tej sytuacji z świadomością, że jest to teren niebezpieczny. Dostały chwilę, żeby się zastanowić. Wszystkie odpowiedziały pozytywnie. Spakowały się w kilka godzin i pojechały.

Pierwszy telefon z prośbą o pomoc odebrała matka rano, a po południu siostry już wyjechały do Bochni?

Tak. Początek był bardzo trudny. Okazało się, że pomoc jest potrzebna przede wszystkim w domu, w którym są pacjenci leczeni psychiatrycznie. Zostało w nim dwóch pracowników, którzy spędzili tam kilka ostatnich dób. Przekazali siostrom najważniejsze informacje dotyczące opieki.

Najtrudniejsza była pierwsza noc. Pacjentów było mniej, bo część trafiła już do szpitala, ale dwie siostry zostały same z chorymi. Lekarz zostawił tylko lekarstwa porozkładane dla konkretnych pacjentów. Dziś ta sytuacja jest o wiele bardziej stabilna. Siostry są w stałym kontakcie z lekarzem. Są konsultowane i przechodzą kolejne szkolenia. Są zaopatrzone w kombinezony i odzież ochronną. Na miejscu jest też już pielęgniarz.

Zobacz też Cała rodzina z Limanowej zakażona koronawirusem. Kto zawinił?

Ta sytuacja zaskoczyła dyrekcję i wszystkich pracowników. Nikt nie był na to gotowy. Sama pani dyrektor zostawała w ośrodku przez osiem kolejnych dni. Wszyscy byli już na krańcowym wyczerpaniu. Jesteśmy pełne szacunku i uznania dla wszystkich pracowników, którzy – mimo tej trudnej sytuacji – zostali ze swoimi podopiecznymi i do ostatniej chwili służyli im swoją pomocą.

Czytaj dalej na kolejnej stronie 







Dziękujemy za przesłanie błędu