Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
05/12/2018 - 10:45

Sądecki kardiolog Stanisław Malinowski dostał medal, bo jest jak doktor Judym

Medal Gloria Medicinae jest wyjątkowym wyróżnieniem przyznawanym przez lekarzy - lekarzom. O wyjątkowości tego medalu świadczy chociażby to, że otrzymuje go jedynie dziesięć osób. Nie tak łatwo na niego zasłużyć.

Medal nie jest przyznawany za pracę naukową, za którą dostaje się tytuły doktorskie i profesorskie, ale za pracę przy łóżku chorego: „za ofiarną służbę ludziom, za najwyższy szacunek dla zdrowia i życia ludzkiego, za sumienne wykonywanie sztuki leczenia, za podtrzymywanie honoru i szlachetnych tradycji stanu lekarskiego, za tworzenie nieprzemijających wartości dla dobra Polskiego Towarzystwa Lekarskiego”. W tym roku kapituła składająca się z samych autorytetów medycznych wyróżniła nim znanego sądeckiego kardiologa, długoletniego ordynatora Oddziału Internistyczno-Kardiologicznego sądeckiego szpitala Stanisława Malinowskiego.

Panie doktorze, proszę przyjąć gratulacje. To wspaniałe wyróżnienie. Jest ono uhonorowaniem pana kilkudziesięcioletniej pracy zawodowej, w tym 35 letniej, jako ordynatora Oddziału Internistyczno-Kardiologicznego sądeckiego szpitala.
- Dla mnie jest to wyróżnienie wyjątkowe i szczególne, bo lekarz otrzymuje je od lekarzy – autorytetów medycznych. Kolegów po fachu. To świadczy już o randze tego wyróżnienia. Medal odebrałem podczas uroczystej gali zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Lekarskie 26 października tego roku w Zamku Królewskim w Warszawie. Oprawa uroczystości była wspaniała. Medal przyznawany jest od 1990 roku przez Polskie Towarzystwo Lekarskie.

Pan znalazł się w gronie dziesięciu wspaniałych lekarzy, można śmiało powiedzieć - "doktorów Judymów". Na takie wyróżnienie trzeba sobie zasłużyć. Nie otrzymuje się go po znajomości, czy, mówiąc kolokwialnie "na piękne oczy".
- Proszę mi wierzyć, że nie. Medal Gloria Medicinae traktuję, jako olbrzymie wyróżnienie zawodowe. Koledzy - lekarze docenili moją wieloletnią pracę. Jest to najwyższe odznaczenie lekarskie W gronie wyróżnionych byli sami profesorowe, same sławy. Proszę mi wierzyć do dzisiaj nie wiem, jakim cudem się tam znalazłem.

Czytaj także: Doktor Stanisław Malinowski otrzymał Medal Gloria Medicinae

Panie doktorze, proszę nie być taki skromny. Właściwa osoba została uhonorowana wyjątkowym medalem...
- Bardzo pani miła. Przyznam się, że byłem naprawdę bardzo zaskoczony tym, że to między innymi ja - Stanisław Malinowski otrzymałem taki medal. A, co do skromności, to nigdy nie lubiłem się chwalić. Uważam, że skromność powinna być domeną każdego lekarza. Mój wspaniały mentor - prof. Kornel Gibiński zawsze powtarzał nam młodym lekarzom, stawiającym dopiero pierwsze kroki, że w tym zawodzie najważniejsze są wiedza, pacjenci i ogromna pokora. W uszach mi do dziś dźwięczy słynne powiedzenie profesora Gibińskiego, że życie lekarza jest podobne do życia pustelnika, pełne wyrzeczeń. Zawód lekarza jest wspaniały i zdania nie zmienię. Lekarz powinien być oddany pacjentowi prawie bez reszty. Lekarz to powołanie, to niesienie pomocy choremu, o każdej porze dnia i nocy.

 Był pan jedynym wyróżnionym lekarzem z Małopolski?
- Nie. Kapituła składająca się z lekarzy w stopniu profesora obradująca pod przewodnictwem Jerzego Woy-Wojciechowskiego wybrała z Małopolski dwóch lekarzy. Profesora Piotra Podolca z Krakowa, kierownika Kliniki Kardiologicznej  oraz moją skromną osobę. Z panem profesorem Podolcem znamy się i przyjaźnimy. 

Co kapituła bierze pod uwagę?
- W przypadku lekarza z tytułem profesora jego dorobek naukowy, a w przypadku lekarza, który nie posiada tytułu profesorskiego - dorobek zawodowy. W moim przypadku kapituła doceniła m.in. to, że przez 35 lat byłem ordynatorem Oddziału internistycznego- kardiologicznego w sądeckim szpitalu.

 No właśnie. Wróćmy do czasów, kiedy zaczął pan kierować tym oddziałem...
 - To były inne czasy. Gdy objąłem funkcję ordynatora, miałem 33 lata. Do Nowego Sącza trafiłem prosto z Kliniki Kardiologicznej w Katowicach, którą kierował już wspominany, mój nieodżałowany mentor - prof. Kornel Gibiński. Wówczas przystąpiłem do konkursu na ordynatora oddziału i go wygrałem. Oddziałem internistyczno-kardiologicznym w sądeckim szpitalu kierowałem przez 35 lat. To szmat czasu. Muszę się przyznać do jednego. Pobiłem swoisty rekord. Byłem ordynatorem, który najdłużej piastował w sądeckim szpitalu tę funkcję. Oczywiście po drodze wygrywałem jeszcze kilka ordynatorskich konkursów.

Profesor Kornel Gibiński, sądząc po tym, jak pan o nim ciepło się wyraża był dla Stanisława Malinowskiego ogromnym autorytetem...
- Oczywiście. Takich lekarzy, dzisiaj już szukać ze świeczką. Kiedy wybrałem Nowy Sącz profesor powiedział mi: "Idziesz do Sącza, ale wiedz o tym, że jeśli nie zrobisz habilitacji, to nie wiem, co ci zrobię. Stać cię na to". To, co powiedział dźwięczy mi w uszach do dzisiaj. Ja jednak wybrałem nie karierę naukową, ale pracę, pracę i jeszcze raz pracę na rzecz chorych.

 Zamiast profesury?
- Zamiast. Wybrałem służbę ludziom i był to doskonały wybór.

 Wyróżnienie, które Pan otrzymał jest ukoronowaniem pracy zawodowej?
 - Dokładnie tak. Trzydziestu pięciu lat kierowania oddziałem, jako ordynator. A tak na marginesie lekarzem jestem od 45 lat, nie licząc oczywiście okresu studiów.

 Spod Pana ręki wyszło wielu świetnych lekarzy...
 - Powiem, troszkę nieskromnie. "Wykształciłem" sześciu ordynatorów, a ponad 50 zdobyło u mnie specjalizację. Jest też ponad trzydziestu, którzy  pod "moim okiem" zdobyli drugi stopień specjalizacji i kilkunastu, którzy zrobili trzeci stopień. W sądeckim szpitalu pracuje obecnie czterech moich wychowanków na stanowiskach ordynatorskich i dwóch jeszcze w innych szpitalach. Uważam to za bogaty dorobek zawodowy.

Kiedy powiedział pan pass, kończę pracę w sądeckim szpitalu?
- Dwa lata temu. Przeszedłem wtedy na emeryturę.

Panie doktorze, nie wyobrażam sobie Pana, tak aktywnego człowieka, pracoholika siedzącego w fotelu i oglądającego telewizję...
- Byłaby pani zaskoczona, gdyby tak rzeczywiście było?

Oczywiście, ale wróćmy do ostatniego pytania ...
- To, tak na marginesie. Oczywiście, to nie mój model życia. Absolutnie nie. Choć jestem już na emeryturze to nadal pracuję zawodowo. Pracy mam nadal bardzo dużo. Jestem wykładowcą w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nowym Sączu. Mam sporo zajęć ze studentami. Pracuję też w przychodni prywatnej w Nowym Sączu prowadząc gabinet kardiologiczny. Przyjmuję także pacjentów w przychodni kardiologicznej w Biegonicach.

Myślałam, że troszeczkę pan zwolni, będzie cieszył się urokami emerytury?
- Proszę mi wierzyć. Nie da się. Nie jestem do pracy na mniejszych „obrotach" przyzwyczajony. Powiem szczerze. Nie bardzo bym chciał. Dlaczego? Nie każdemu ta emerytura służy. Przechodząc na emeryturę absolutnie nie przestawiałem swojego budzika. Zrobiłem to z rozmysłem. Nie chcę wypaść z rytmu. Człowiek mając więcej wolnego czasu się rozleniwia.

Jak podsumowałby pan 45 lat swojego życia zawodowego?
- Był to cudowny okres. Muszę powiedzieć, że dzisiaj, mając tyle lat pracy za sobą, wybrałbym jeszcze raz ten sam zawód, gdyby jeszcze raz przyszło mi wybierać. Mimo, że ten zawód wymaga ogromnych wyrzeczeń i poświęceń. Zawsze swój zawód traktowałem i nadal traktuję jako służbę, jako powołanie.

Może teraz osobom wybierającym ten zawód jest łatwiej, niż lekarzom, który rozpoczynali swoją karierę zawodową 30, 40, 50 lat temu. Dzisiaj medycyna, jeśli chodzi o nowinki technologiczne, zmienia się dosłownie, jak w kalejdoskopie.
- Medycyna jest specyficzną dyscypliną wiedzy. Lekarz, który nie zaznajamia się z nowinkami w medycynie, nowymi lekami, bardzo szeroką wiedzą medyczną, która się nieustannie zmienia to nie idzie do przodu. Jeśli nie idziesz do przodu, to się cofasz. Codziennie staram się czytać to, co we współczesnej medycynie się dzieje. Medycyna, można powiedzieć codziennie idzie naprzód.

Między innymi kardiologia, a więc dziedzina medycyny, którą pan wybrał?
- Dokładnie tak. Zmienia się podejście, jeśli chodzi o sposoby leczenia pacjentów, techniki. Co rusz pojawiają się na rynku nowe leki. Kiedy zaczynałem pracę w tym zawodzie to pacjenta z zawałem kładło się do łóżka na trzy tygodnie. Chory musiał leżeć plackiem. Wtedy umieralność pacjentów po zawałach była bardzo duża. Dzisiaj mamy zupełnie inną bajkę. Mamy dwanaście "złotych" godzin od pojawienia się u pacjenta pierwszych dolegliwości kardiologicznych, podczas których pacjent musi otrzymać fachową pomoc.

Co radziłby pan młodym lekarzom, którzy chcą wybrać specjalizację, tę, w której pan pracuje całe życie?
- Pokora, pokora i jeszcze raz pokora. I pracowitość. Traktujmy człowieka jako nasze największe dobro. Lekarz musi mieć powołanie i zdawać sobie sprawę z tego, że ratuje życie i zdrowie ludzkie.

Dziękuję za rozmowę.

Doktor Stanisław Malinowski urodził się w 1950 roku w Rożnowicach koła Biecza. Studiował w Śląskiej Akademii Medycznej, którą ukończył w 1981 roku. Pracował w Klinice Gastroenterologii Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach i III Klinice Chorób Wewnętrznych w Bytomiu.

Iga Michalec

[email protected], fot. IM., arch. Stanisława Malinowskiego

Najwyższe odznaczenie Gloria Medicinae dla Stanisława Malinowskiego




Najwyższe odznaczenie Gloria Medicinae dla Stanisława Malinowskiego






Dziękujemy za przesłanie błędu