Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 24 kwietnia. Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego
06/04/2015 - 08:27

Przysięga u Tatara. Jak Góral z Rytra w komunizm nie wierzył

W marcu tego roku rytrzanie pożegnali Józefa Brzeskiego, wielkiego społecznika i kuriera Armii Krajowej, darzonego przez małą społeczność wielkim szacunkiem. – Tata był nietuzinkowym człowiekiem. Uprawiał skoki narciarskie, zjazdy, biegi i boks, bywał nawet na zgrupowaniach w Cetniewie. Sędziował zawody narciarskie, zbudował skocznię narciarską, razem z innymi wodociąg i kościół w Rytrze. Jako chłopak złożył przed Julianem Zubkiem przysięgę wierności Polsce i tego słowa zawsze się trzymał – mówi o ojcu Agata Mojżeszek. Choć nie zawsze było mu z tym łatwo...
Wincenty i Jan Brzescy z Rytra byli bohaterami Kampanii wrześniowej, którym później udało się przedostać na Zachód i walczyć na frontach Europy w brygadzie gen. Stanisława Maczka. Do Polski już nie wrócili. Ich młodszy brat, Józef, miał 14 lat, gdy wybuchła II wojna światowa – skończył właśnie szkołę podstawową i rozpoczął naukę w nowosądeckim gimnazjum. Wraz z kolegami z harcerstwa znalazł sposób, jak przysłużyć się okupowanej Polsce, ale na swój pierwszy mundur musiał czekać aż do czasów wolnej ojczyzny.

Słowo dane w lesie

Przez całe życie Józef Brzeski miał skłonność do notowania: prowadził kroniki wycieczek krajoznawczych, rysował drzewa genealogiczne, opisał dzieje jednego z braci. Gdy stuknęła mu siedemdziesiątka, zaczął spisywać m.in. swoje wojenne doświadczenia.

Tata jako nastolatek wstąpił do partyzantki. To była pewna ciągłość, bo wcześniej był harcerzem. Złożył w harcerstwie przyrzeczenie przed nauczycielem wuefu, Julianem Zubkiem, a potem „Tatar” był jego dowódcą. Tata był „małym kurierem”, jego zadaniem było przeprowadzać ludzi na Słowację, a tam przejmowali ich takie asy jak chociażby Marusarz. Nigdy nie znali nazwisk osób, którym pomagali. Tata chodził w parze ze Staszkiem Sikorskim z Piwnicznej – mówi córka Agata.

„Już od piątej klasy zapisałem się do ZHP, drużyny, którą prowadził Waldemar Daniec. W harcerstwie na zbiórkach prowadzone były zajęcia, na których omawiane były tematy jak: historia, przyroda, a przede wszystkim terenoznawstwo, posługiwanie się mapą, kompasem, słońcem, a w nocy gwiazdami – według konstelacji. Na wycieczkach i obozowiskach nie mogliśmy zostawiać po sobie żadnego śladu. Bardzo poważnie traktowaliśmy przyrzeczenie harcerskie, w którego rocie była prawdomówność i miłość ojczyzny. Harcerz zakazane miał palenie tytoniu i picie alkoholu, na wszystkich uroczystościach występowaliśmy umundurowani. Podobnie nauczyciele w szkole, Julian Zubek, a następnie Kazimierz Węglarski, którzy byli po szkole oficerskiej, uczyli nas geografii i gimnastyki” – pisze w swoim pamiętniku Józef Brzeski.

Od początku 1940 roku przez swojego ojca Brzeski związał się z ruchem oporu. W ich domu podobnie jak w czterech innych w Rytrze usytuowane były punkty przerzutowe siatki „Ewa”. Tak m.in. polscy żołnierze przez Słowację i Węgry udawali się na Zachód. Dwa lata później, w kwietniu 1942 roku, rytrzanin został zaprzysiężony przez dowódcę oddziału, Juliana Zubka „Tatara”, i otrzymał pseudonim „Cichy”.

„Przysięga była dla mnie wielkim przeżyciem i honorem. Mając 17 lat, byłem zaszczycony, że mogłem się równać ze starszymi ode mnie kolegami i każdy rozkaz skrupulatnie wykonywałem (...) dostałem polecenie możliwie ścisłej obserwacji konfidentów w Rytrze i zbierania o nich wiadomości. A było ich kilku (...) Byłem również łącznikiem między odziałem w Rytrze a bazą na Przehybie” – wspomina w dzienniku Brzeski.

Do domu w rosyjskim mundurze

Brzeski, jako „mały kurier”, przeprowadzał ludzi z Rytra do Starej Lubowni. Tam z karczmy u Pawłowskiego „starsi kurierzy” transportowali ich do Budapesztu lub Koszyc. Podczas jednego z takich kursów został aresztowany i po kilku dniach przesłuchań oraz torturowania internowano go na Węgry. Tam przez ponad dwa lata Brzeski pracował w gospodarstwie rolnym, aż do czasu kiedy Armia Czerwona zdobyła Budapeszt. I tu pojawił się kolejny problem, bo kiedy sowieccy żołnierze dowiedzieli się, że Brzeski był akowcem, to chcieli go od razu rozstrzelać.

„Pierwszy rozkaz w sztabie zabrzmiał: rozstrzelać! Byłbym dostał w czachę, ale uratował mnie kapitan sowiecki. Spytał, czy znam tutejsze tereny, jak długo tu pracowałem i czy znam węgierski” – pisze.

Tak Brzeski, dzięki swoim umiejętnościom rodem z harcerstwa, na jakiś czas stał się zwiadowcą rosyjskiego wojska.

Tu jest wyrwa w opowieściach taty, więc na pewno było to dla niego traumatyczne doświadczenie – zdradza córka.

Po zakończeniu wojny wraz z sowietami Brzeski dotarł do Polski. Nikt w rodzinnych stronach nie poznał go w mundurze czerwonoarmisty. Innych ubrań nie miał. Nawet dawni koledzy z partyzantki pojawili się w domu Brzeskich, żeby sprawdzić, „co to za Ruska przechowują”. Do lasu Brzeski nie chciał wracać, nie przystał też na propozycję z Urzędu Bezpieczeństwa. Na dodatek miał chorą nogę i groziła mu amputacja. Zbawienna okazała się wówczas wiadomość z Londynu, że bracia Janek i Wicek przeżyli wojnę, a także paczka z penicyliną. Ubecja nie dawała mu spokoju, stale był śledzony, w efekcie czego zdecydował się wyjechać na „ziemie odzyskane”. Dopiero po amnestii ujawnił się i wrócił w rodzinne strony. Tam poznał przyszłą żonę Katarzynę, również rytrzankę.

Pod prąd

Ojciec był człowiekiem czarno-białym. Nie istniało dla niego coś, co mogło być pomiędzy. Zapisanie się do partii, choćby figuranckie, nie wchodziło w grę. Zawsze powtarzał: „Jakbym mógł podpisać cyrograf, skoro przysięgałem wierność Polsce?” – wspomina Agata Mojżeszek. W 1980 roku, gdy powstała Solidarność, od razu wraz z żoną zapisali się w jej szeregi.

Przez trzydzieści lat Brzescy mieszkali w miejscowości Jedlicze na Podkarpaciu, gdzie pracowali w rafinerii. Józef w związku z tym poszedł do technikum naftowego, które niełatwo mu było skończyć, bo... nie miał partyjnej legitymacji. Nie dostawał urlopów, stracił finansowanie, ale z uporem zdał maturę, żeby przez najbliższe kilka lat pracować na możliwie najniższym stanowisku, za najmniejszą stawkę. Dopiero delegacja z Warszawy doceniła Brzeskiego, gdy nikt nie był wstanie im wytłumaczyć, co i jak w nowoczesnej rafinerii działa. Oficjele zdziwili się, że tak kompetentny człowiek jest tak niedoceniany i pomogli w awansie.
Około 1970 roku Brzescy pomyśleli o powrocie do Rytra i rozpoczęli budowę domu. Józef wyjechał do pracy do Kanady, chociaż niełatwo było mu zdobyć paszport. W Ameryce był rok i korzystając z możliwości, odwiedził mieszkającą tam ciotkę. To był błąd, bo w Polsce nie zgłosił swoich zamiarów. I znów wróciły przesłuchania, zarzuty szpiegostwa, wypominanie AK. Czasy nie były już tak surowe i Brzeski spędził zaledwie kilka dni zamknięty w magazynie, śpiąc na węglu. Do rafinerii, jako „szpieg”, nie mógł już wrócić.

Tato wrócił do Rytra i znalazł pracę w Sądeckich Zakładach Elektro-Węglowych. Pomógł mu kolega, któremu później robiono kłopoty, gdy wyszły na jaw niedawne przygody taty – mówi Mojżeszek.

Brzeski miał to do siebie, że szybko zjednywał do siebie ludzi. Gdy w Rytrze budowano kościół, Józef wraz z proboszczem Klagiem pojechali do Jedlicza. Zamiast jednej tony materiałów, dostali trzy. Dodatkowo syćcie ich ugoszczono. Proboszcz Franciszek Klag pyta: „Panie Józku, to kim Pan był w tym zakładzie, że nas tak uhonorowano?”, „Zwykłym robotnikiem, proboszczu, zwykłym robotnikiem” – odpowiedział ze śmiechem. Rytro zawdzięcza mu również powstanie wodociągu, który budował m.in. wraz z dawnymi kolegami z partyzantki. Czysta woda w Rytrze płynie aż z pod samiutkiej Radziejowej.

Po 1985 roku Brzeski przeszedł na emeryturę, a kilka lat później otrzymał nominację na podporucznika i kilka orderów, z których najbardziej cenił Krzyż Armii Krajowej. Nigdy nie uwierzył w komunizm. 

„Góral, skąd ty wiedziałeś, że ten komunizm padnie?” To było częste pytanie, kiedy w latach dziewięćdziesiątych do taty przyjeżdżali koledzy z rafinerii – mówi córka.

Kiedyś po wojnie była jakaś uroczystość w Piwnicznej, na której gościł legendarny skoczek narciarski i kurier AK, Stanisław Marusarz, którego imię nosi dziś Wielka Krokiew w Zakopanem. W pewnym momencie wszyscy pytają, gdzie się podział Marusarz? A on w tym czasie w Rytrze świętował wraz z dawnym kolegą ze szlaku.

Janusz Bobrek

Ten i wiele innych ciekawych artykułów można przeczytać w najnowszym miesięczniku „Sądeczanin”







Dziękujemy za przesłanie błędu