Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
19/12/2014 - 15:04

Prezes Sandecji: Utrzymanie, a potem czołówka

O niedawno zakończonej rundzie jesiennej, wizji kolejnej, Dawidzie Janczyku, transferach i innych kwestiach rozmawiamy z Andrzejem Dankiem prezesem Sandecji Nowy Sącz.
Panie prezesie jest Pan zadowolony z wyników Sandecji w bieżącym sezonie?
- Na pewno nie. Liczyłem na te sześć, siedem punktów więcej niż mamy obecnie. Za to runda wiosenna zaczęła się dla nas wspaniale, gdyż jesteśmy liderem (wygrane awansem z GKS-em Tychy i Arką Gdynia - przyp. red.). Do tego możemy pochwalić się bilansem dziesięciu zdobytych goli i raptem trzech straconych. Oby było tak w dalszym ciągu.

Jaki był największy plus minionej rundy?
- (Chwila zastanowienia) Wychowankowie. To pierwszy taki sezon gdy w pierwszej drużynie było ich aż tylu. Pięciu chłopaków z Nowego Sącza w pierwszym składzie, kilku na ławce. Nieźle, co?

Minus?
- Przegraliśmy kilka meczów, powiedziałbym frajersko. A wynik 1-6 z Bytovią to już szaleństwo.

A zbyt duża ilość trenerów?
- Zgodzę się... Wynikowo najgorszy był środek rundy, pewnie również z tego powodu.

W maju br. w jednym z wywiadów przyznał Pan, że w pierwszoligowej stawce należycie do grona zasiedziałych zespołów i można powoli myśleć o jakimś większym osiągnięciu choćby o awansie. I co?
- I co? (śmiech) Chcielibyśmy, żeby było jak najlepiej ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć ot tak. Mamy budżet, jaki mamy i trzeba się ratować tym czym wesprą nam różnoracy sponsorzy. Na dzień dzisiejszy mamy nowego, pracowitego dyrektora (Paweł Cieślicki - przyp. red.), który sprowadził do naszego zespołu Armanda Ellę Ken'a. Chłopak daje radę na boisku i, nie ukrywajmy, mówi o nim cała piłkarska Polska. To wielka promocja, nie tylko klubu ale również całego miasta.

Czyli jednak nie myślicie o ekstraklasie?
- Trzeba byłoby wyłożyć kilka milionów złotych. Do tego potrzebny jest możny sponsor. By awansować trzeba też przez dwa, trzy lata budować zespół. Finansów na dzień dzisiejszy mamy "malusieńko". Jeżeli by się udało, chcemy w tym sezonie utrzymać się, a może nawet… wskoczyć do pierwszej piątki.

W tym miesiącu z drużyny odeszli dwaj podstawowi gracze czyli Grzeszczyk i Frańczak. Jak Pan myśli, czemu nie chcieli już grać w Nowym Sączu?
- U Grzeszczyka mógł zdecydować konflikt z kibicami (w maju br. po zdobytym golu pokazał gest „elki” – przyp. red.). Gwizdali na niego, co na pewno nie było zbyt przyjemne. Z drugiej strony czuł się dobrze w Sandecji. Rozmawiałem z nim przed chwilą (wywiad przeprowadzony we środę - przyp. red.) i... jeszcze się waha. Na dzień dzisiejszy jeszcze nie podpisał kontraktu z nowym klubem. Zależy nam na nim ale ważne jest co powie na to jego żona (śmiech).

A Frańczak?
- Odchodzi do Katowic (zagra w GKS-ie - przyp. red.). Myślę, że otrzymał tam lepsze pieniądze niż u nas, ale nie spodobało mi się jego zachowanie. Dogadaliśmy się, że podpisze z nami nowy kontrakt ale zmienił zdanie. "Z niewolnika nie ma pracownika". Chciał odejść, no to proszę bardzo. Na pewno nie był niezastąpionym piłkarzem, nie zawsze grał w pierwszym składzie.

Zastąpicie ich kimś?
- No pewnie, że tak. Za chwilę mamy odbyć spotkanie z pewnym ekstraklasowym napastnikiem. Szukamy też m.in. prawego obrońcy. Poza tym musimy stawiać na wychowanków. Jeżeli nie wypromujemy jakiegoś piłkarza do wyższej ligi, to nie zarobimy. Miasto nie zapewni nam spokojnego finansowego bytu. Sami musimy o to zadbać. Piłkarzy trzeba pchać jak najwyżej. Za Przemkiem Szarkiem chodzi kilka klubów, również z ekstraklasy. To dobry chłopak. Jeśli nadejdzie dobra oferta, na pewno go puścimy.

Trener Piotr Stach po zakończeniu rundy jesiennej zdradził nam, że wychowankowie, których u was nie brakuje, są jedynie uzupełnieniami składu, zaś on potrzebuje wzmocnień. Nie myślicie o kimś bardziej doświadczonym? Może załatwi kogoś dyrektor Paweł Cieślicki?
- Grają najlepsi. Jeżeli jest chłopak, który potrafi pokazać się na treningach, to będzie grał. Odeszło od nas pięciu piłkarzy. Trzech, czterech nowych musimy zatem ściągnąć, resztę "świeżej krwi" będą stanowić nasi młodzi zawodnicy. Ci ostatni mają stanowić trzon drużyny. Być z klubem na dobre i na złe. Pod względem finansowym łatwiej nam ich utrzymać. Nie musimy opłacać im choćby mieszkań, gdyż są stąd.

Zastanawiał się Pan nad tym jaki jest obecnie profil piłkarza, który mógłby przystać na ofertę Sandecji? Chodzi o to, że wielkimi pieniędzmi raczej go nie skusicie.
- Każdy piłkarz przede wszystkim chce grać. Może nie mamy dużych pieniędzy, ale mamy markę. Piłkarz przyjdzie i się wybije. Myślę, że jesteśmy takim trochę przystankiem dla ludzi, którzy chcą grać wyżej. Taka jest prawda. Jesteśmy dobrą, solidną firmą. Klub ma bowiem ponad sto lat. Gdy jestem na jakimś spotkaniu w różnych obszarach kraju, to słyszę tylko "a Sandecja jak tam?". To cieszy, że kojarzą Nowy Sącz i kojarzą Sandecję.

Szukacie napastnika. Co dalej z Senegalczykiem Mouhamadou Traore? Nie strzela zbyt wielu bramek, a chce dobrze zarabiać.
- Dyrektor ma z nim rozmawiać o jego przyszłości. Trener Piotr Stach widzi go w składzie i chciałby żeby został. Jak będzie, zobaczymy.

W kwestii napastnika nie myśleliście swojego czasu o nowosądeczaninie Dawidzie Janczyku?
- (śmiech) Był taki okres. Prowadziliśmy rozmowy z jego menadżerem ale wówczas obrał kierunek na Irlandię.

Jest Pan w kontakcie z Jano Frohlichem, były dyrektorem sportowym Sandecji, którego ostatnio widziałem w Nowym Sączu, a który nie odbiera telefonów?
- Chłopak popełnił błąd i okej. Otrzymał karę. Wiem, że współpracuje z pewną nowosądecką firmą. Czasem do nas zaglądnie.

Panie prezesie, czego mogą spodziewać się kibice Sandecji w rundzie wiosennej?
- Zależy na jakich zawodników trafimy, jaką będą prezentować formę i od finansów. Fakt jest taki, że jak wspominał dyrektor sportowy, który siedzi właśnie obok nas, grając wychowankami moglibyśmy rywalizować w trzeciej lidze. W tej, tak się nie da. Po prosu chcemy piąć się w górę, chcemy by ludzie na trybunach zobaczyli kilka fajnych akcji i bramek, a co za tym idzie dobrych spotkań.

Rozmawiał Remigiusz Szurek
Fot. (RSZ); arch.
 






Dziękujemy za przesłanie błędu