Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
13/12/2020 - 07:45

Milicja przyszła po nich w nocy. Stan wojenny we wspomnieniach sądeczan

Blisko cztery dekady temu 13 grudnia też wypadał w niedzielę, ale dziś możemy obudzić się w wolnej Polsce. W 1981 roku tym, którzy obudzili się rano towarzyszył strach, niepewność i zdezorientowanie. Na ulicach pojawiło się wojsko, działacze opozycyjni zostali aresztowani, a następnie wywiezieni poza miasto milicyjnymi radiowozami. Wspominamy 39. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
Fot. archiwum Stowarzyszenia ARSENAŁ Grybów

Głuche telefony od rana, wojsko na ulicach, zatrzymania i aresztowania - tak wyglądała noc i poranek 13 grudnia 1981 roku. W niedzielę o północy nadano w telewizji specjalne wystąpienie generała Wojciecha Jaruzelskiego. Ten moment wielu sądeczan zapamiętało na zawsze. W 39. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego przypominamy wspomnienia sądeckich opozycjonistów i działaczy "Solidarności".

Grzegorz Sajdak:
- Kilka dni przed 13 grudnia 1981 roku zaczęły się kłopoty z łącznością teleksową; już wtedy przypuszczaliśmy, że coś się zaczyna dziać, ale nie robiliśmy szczególnych przygotowań. Nieco wcześniej władze przeprowadziły Duzy pobór do ROMO. Żony wcielonych przychodziły do Delegatury i pytały „co się dzieje?”. 12 grudnia 1981 roku byłem na spotkaniu w Krakowie w MKZ, gdzie już wyczuwało się bardzo nerwową atmosferę. W Gdańsku trwało posiedzenie Komisji krajowej NSZZ „S”, czekaliśmy na jego wyniki. Do Nowego Sącza wracałem przez Gorlice, gdyż odwoziłem Jacka Galanta. Wstąpiłem jeszcze do Delegatury, gdzie koledzy pełnili całodobowy dyżur. W domu byłem po 23.00, zdążyłem się położyć i usnąłem. Pięć po dwunastej obudziła mnie żona mówiąc, że przyszli jacyś panowie. Nie słyszałem nawet pukania. Zapytałem przez drzwi „kto tam?”, ale już podejrzewałem, że coś niedobrego zaczęło się dziać.

Powiedzieli, że mają informację dla mnie i zaczęli mocno tłuc w drzwi. Uchyliłem je i wtedy wpadli do mieszkania z okrzykiem „milicja”. Było to trzech tajniaków i jeden mundurowy. Wręczyli mi wypisaną in blanco decyzję o internowaniu – tylko imię i nazwisko, adres i pieczątka. Następnie wyprowadzili mnie skutego. Przewieźli mnie na komendę, gdzie był już zatrzymany wcześniej Henryk Pawłowski, co parę minut dowozili następnych. Złapali ponad 30 osób. Zaraz potem załadowali nas do więźniarek i powieźli w kierunku Rzeszowa. Siedziałem skuty razem z Andrzejem Szkaradkiem. Po drodze w Gorlicach doładowali jeszcze dwie osoby. Jeden z kolegów, Ryszard Zagórski, którego zabrali z hotelu robotniczego, był tylko w koszuli z krótkim rękawem i w klapkach bez skarpetek. Wywołała go portierka, mówiąc, że przyszli koledzy. Eskortował nas „ludzki milicjant”, który dał mu wtedy skarpetki i panterkę. Pytaliśmy go, czy widać już szerokie tory, gdyż wiedzieliśmy, że jedziemy na wschód w stronę Bieszczad. Szczęśliwie skręciliśmy koło Rzeszowa i zawieźli nas do Załęża. Z Nowego Sącza siedzieli m.in. Jerzy Wyskiel, nieżyjący już Zenon Szajna z „Nowomagu”, Roman Kałyniuk, Tadeusz Jung z WPK i Józef Grzyb.

Wypuścili mnie na początku kwietnia, w przeddzień świąt Wielkanocnych. Gdy wyszedłem, trwał proces kolegów z ZNTK, którzy wcześniej rozpoczęli działalność, m.in. Jozefa Jareckiego, Zbigniewa Leśniaka i Tadeusza Nitki. Dostali wysokie wyroki i struktury zostały rozbite. Przestała rozchodzić się „bibuła”, ludzie byli zastraszeni. Trzeba było wszystko organizować od początku…

Czytaj całość materiału: Pamiętają, jak przyszli po nich esbecy. 13 grudnia 1981 na Sądecczyźnie

Fot. archiwum Stowarzyszenia ARSENAŁ Grybów

Zygmunt Berdychowski:
- Byłem młodym, zafascynowanym solidarnościową wolnością człowiekiem, dla którego nic innego wtedy nie było ważne. Może dlatego, zarówno za pierwszym jak i za drugim razem nie miałem też pretensji do tych ludzi, którzy mnie zgarniali. To chyba było wtedy jeszcze podświadome, ale akceptowałem sytuację, w której się znalazłem. Skoro decyduję się na taką a nie inną postawę, muszę się liczyć z tym, że będą konsekwencje. Za pierwszym razem ten wybór był bardziej intuicyjny, natomiast za drugim razem na pewno towarzyszyła temu w pełni dojrzała konstatacja - przecież nie mogę mieć pretensji do tych SB-ków że robili to, za co im płacono.

Przeczytaj cały wywiad: Granie w szachy z bokserem, czyli Zygmunt Berdychowski o stanie wojennym

Czytaj również: Strach, samotność, przemoc i odwaga. Wspomnienia sądeckiej "Solidarności"

- Wiedzieliśmy, że ten "festiwal Solidarności" nie może długo trwać. Znając postępowanie ówczesnej władzy, mieliśmy świadomość, że to źle się dla nas skończy, nie wiedzieliśmy tylko kiedy i właśnie nastał stan wojenny... - wspomina Andrzej Szkaradek. Zobacz całość materiału: Andrzej Szkaradek: „Problemem nie był strach, ale to, czy my sobie z Solidarnością w ogóle poradzimy”

Oficjalne oświadczenie o wprowadzeniu stanu wojennego, które pojawiło się 13 grudnia 1981 roku na biurku wojewody nowosądeckiego, pochodzi z archiwum prywatnego Andrzeja Szkaradka. Pozostałe zdjęcia pochodzą z archiwum Stowarzyszenia ARSENAŁ Grybów i zostały opublikowane jako ilustracja dla archiwalnego artykułu "Sądeczanina" o wspomnieniach sądeckich działaczy opozycyjnych.







Dziękujemy za przesłanie błędu