JERZY LEŚNIAK (14 VIII 1957-20 VIII 2017). Nie tak to miało być. Nic nam Ciebie, Druhu, nie zastąpi…
Rozpocząłeś wreszcie ostatnie szlify. Cztery dni po Twoim pogrzebie miałeś mi przynieść wstępne wydruki do dalszej korekty. A trzy dni później miałeś zabrać Żonę i zasłużenie wraz z Nią odpocząć po latach harówki. Pod koniec września mieliśmy razem z uczniami pojechać do Lwowa. Pod koniec października rozpocząć przygotowania do promocji książki. I ciągle odwlekaliśmy świętowanie Twojego jubileuszu.
Miał być taki nasz, tylko w czwórkę i odbyć się po zamknięciu pracy. W czasie moich ferii w lutym obiecałeś mnie zabrać do syna do Kairu. Karol miał nam obu pokazać ukochane przez siebie miejsca. W czerwcu przyszłego roku planowaliśmy z młodzieżą Włochy, a na lipiec zastanawiałeś się nad powtórką naszej podróży po stanach i parkach USA…
Cieszyłem się, że tyle - jak co rok - przed nami. Że praca, która - jak wciąż mówiłeś, Cię chyba wykończy - dobiegła finału. Że napisałeś i zrealizowałeś swoje opus magnum.
Z niedzieli na poniedziałek dociera do mnie porażająca wiadomość. Dzwoni cierpliwie i wyrozumiale pracująca z Tobą w domu Lucynka. Zbyt późna pora jak na jej – i tak rzadkie do mnie – telefony. Jerzy Leśniak – nie żyje. Umiera w pełni sił twórczych, kilka dni po jubileuszu 60. rocznicy urodzin, gdy stawia kropkę nad Nową Encyklopedią Sądecką. Serce po raz drugi nie ulega. Nie wytrzymuje emocji związanych z finałem wieloletniej pracy, z aktywnością ponad miarę, z energią, która je rozsadzała, imponowała i budziła podziw wszystkich, którzy mieli szczęście z Jurkiem Leśniakiem się spotkać.
Od wielu lat żył nadaktywnie i chłonnie, wykraczał ponad epokę. Polihistor, encyklopedysta, omnibus. Człowiek tysiąca pasji i zainteresowań. Autor trzydziestu książek o Nowym Sączu, autor tysięcy artykułów i opracowań, kierownik kilku redakcji, rzecznik prasowy miasta, filar „Rocznika Sądeckiego” i Filar Klubu Przyjaciół Ziemi Sądeckiej. Jedyny w Nowym Sączu, który wiedział wszystko. O kosmonautach i pilotach, o ukochanym przez siebie mieście, o Sądecczyźnie, o Polsce, o świecie i o polityce, o kulturze i sporcie.
Z równą biegłością wymieniał nazwiska lokalnych polityków i kandydatów na radnych, co sądeckich żołnierzy obu wojen światowych, współczesnych dyrektorów szkół, urzędów i firm, szefów straży, wojska i policji, pracowników dawnych banków czy szpitali. Znał historię Sącza Nowego i Sącza Starego, losy dziejowe Podegrodzia, Biegonic, Korzennej i Brzeznej, wędrował szlakiem Popradu i szlakiem Beskidu, spisywał historie kolejowe, ludowe i wojskowe.
Znał się na filmach, spektaklach i muzyce światowej, z zapałem tłumaczył mi – jak dziecku – historyczny awans Sandecji w piłce nożnej, obiecywał zabrać niedługo na jakiś ważny mecz swej ukochanej drużyny. Wiedzę na każdy chyba temat miał zawsze pod ręką. Najbogatsze w Sączu archiwum w domu, setki faktów w głowie, gotowy artykuł na każdy lokalny temat w najkrótszym możliwym czasie.
Nikt nie wątpił, że mieliśmy do czynienia z największym znawcą Nowego Sącza, sądeckim patriotą, zapamiętałym kolekcjonerem sandecjanów – ciekawostek z życia i związków sądeczan w świecie, godnym następcą zasłużonych kronikarzy miasta: Sygańskiego i Morawskiego, Janem Długoszem naszego wieku. Z równą swadą pisał, jak mówił, prowadził miejskie imprezy, uroczystości, akademie i promocje, przemawiał w imieniu władz w panelach, przyjmował i oprowadzał gości władz miejskich, przygotowywał przemówienia i wystąpienia dla władz i urzędów. Był niezrównanym przewodnikiem i gawędziarzem, publicystą i konferansjerem, Mistrzem żartobliwego języka, Mistrzem pióra i Mistrzem Mowy Polskiej.
Więc jakieś życie świta przede mną. Dalej, łapmy je, pędźmy za nim, biegiem, biegiem! (William Szekspir)
Po odejściu z redakcji skupił się na pracy w ratuszu. W wydziale kultury i promocji spisywał bezcenną dla historii miasta Kronikę Sącza, koordynował pracę nad tomami „Rocznika Sądeckiego”, pisał przewodniki historyczne po mieście oraz epokowe panoramy kolejnych dziedzin życia społecznego sądeczan. Po kulturze i sporcie planował spisać panoramę oświaty, po epokowej „Szkole Chrobrego 1908-2008” błagany był o monografie następnych sądeckich szkół, po książkach o bankach, firmach i spółkach miejskich ustawiały się kolejki wielu innych, dotychczas przez Jurka nieopisywanych. Nikomu nie odmawiał. Nikogo nie zrażał. Cały dzień przyjmował telefony, kolejne zadania, bez przerwy odbierał pocztę, późno w noc odpisywał i wysyłał maile. W życiu miasta brał udział 24 godziny na dobę. Kochał swą pracę. Kochał ludzi i życie. Wraz z wiekiem chciał żyć za szybko, zrobić zbyt dużo, prześcignąć czas. Chciał obdarzyć sobą zbyt wielu. Zapomniał o sobie.
W Szkole Chrobrego był Jerzy Leśniak zawsze. W połowie ubiegłego wieku maturę zdawał tu jego ojciec, zmarły w kwietniu Augustyn Leśniak, w 2005 roku Gimnazjum Akademickie kończyła jego córka Kasia, dekadę później stałym gościem wśród uczniów wraz z ojcem zaczął bywać syn Karol, dyplomata, który do Szkoły Chrobrego przyprowadził także własne dzieci, a Jurka wnuki.
Historię i współczesność Szkoły Chrobrego spisał Jerzy Leśniak w rocznicowym i opasłym albumie (Nagroda Morawskiego za najlepszą książkę o Nowym Sączu 2009), w szkolnej gazecie i szkolnych kronikach, napisał o nas setki artykułów i reportaży, dokumentował wszystkie szkolne wyprawy i wydarzenia („Sądeckie ścieżki – od Ziemi Świętej do Kalifornii. Reportaże z 25 krajów”, 2012). W dzisiejszej Szkole Chrobrego uczestniczył w podróżach, akademiach i każdym dniu działalności.
Był Nauczycielem, Wychowawcą, Przyjacielem, Bratem. Kiedy trzeba było walczył o nas, pomagał nam i kochał nas całym sercem. Służył naszej szkole i uczniom bezgranicznie i wiernie. W 2015 roku został wybrany pierwszym prezesem nowo powstałej Fundacji Chrobrego. Był ambasadorem Szkoły i Fundacji w Nowym Sączu, Polsce i na świecie. Kochaliśmy go wszyscy.
Pół roku temu Jerzy Leśniak odbierał nagrodę i statuetkę im. Prof. B. Kumora jako najlepszy sądecki autor w plebiscycie Fundacji Sądeckiej. Gratulowaliśmy mu długo oczekiwanego i tak bardzo zasłużonego splendoru. Zapraszał szczęśliwy na promocję finalizowanego dzieła życia już wkrótce…
Drogi i najdroższy Jurku, odszedłeś strasznie niespodziewanie i tak strasznie za wcześnie. Przecież tyle jeszcze snuliśmy planów. W tylu miejscach i krajach, z tylu ludźmi przecież byliśmy umówieni… Tyle książek mieliśmy razem napisać i przeczytać… Nie tak to miało być.
Pani Lucyno, Pani Elżbieto, Kasiu, Karolu, i wy - wypieszczeni przez Jurka najmłodsi - Zosiu i Franiu… Szkoła Chrobrego płacze wraz z Wami.
Dziękujemy Ci, Przyjacielu. Żyłeś pięknie i obdzielałeś pięknem. Niech Cię teraz Bóg wynagrodzi spokojem…
Bogusław Kołcz
Fot. Piotr Droździk