Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
14/12/2021 - 11:20

Jerzy Giza: jestem dumny, że mogłem w tym dziele współuczestniczyć

- Byłby to wielki triumf tej nośnej na Sądecczyźnie idei pamięci o naszych „Sądeckich Dzieciach”, jak nazywano w latach trzydziestych ubiegłego wieku 1 pułk strzelców podhalańskich. Byłby to kolejny asumpt do zapisania Zygmunta Berdychowskiego złotymi zgłoskami nie tylko w historii Sądecczyzny - o zapowiadanym powrocie podhalańczyków mówi Jerzy Giza, jeden z najbardziej znanych badaczy dziejów Sądecczyzny.

Jerzy Giza, w uznaniu jego pracy historycznej, został mianowany Honorowym Podhalańczykiem w

Niewiele rodzin, tak jak ród Gizów, jest równie mocno powiązanych z podhalańczykami. Co Pan czuje na wieść, że 3 batalion strzelców podhalańskich będzie znów stacjonował na Sądecczyźnie?
– Śledzę na bieżąco wszelkie informacje publikowane w „Sądeczaninie” na temat mojego rodzinnego Miasta i Regionu, z którym się stale utożsamiam i ta wieść o zgodzie na wykupienie w Wojnarowej ziemi pod koszary batalionu strzelców podhalańskich sprawiła mi wiele radości, choć to dopiero deklaracja, jak sądzę poważna, ale przecież różnie w polityce bywa. Rzeknę więc, aby nie zapeszyć, że chciałbym być świadkiem – w oby niedalekiej przyszłości – tego historycznego momentu, kiedy jakiś dostojnik wbije łopatę w sądecką ziemię, aby „słowo stało się ciałem, a Konrad Wallenrod Belwederem”…

Byłby to wielki triumf tej nośnej na Sądecczyźnie idei pamięci o naszych „Sądeckich Dzieciach”, jak nazywano w latach trzydziestych ubiegłego wieku 1 pułk strzelców podhalańskich. Byłby to kolejny asumpt do zapisania Zygmunta Berdychowskiego złotymi zgłoskami nie tylko w historii Sądecczyzny, ale również w historii współczesnego nam Wojska Polskiego. Jestem Mu za to bardzo wdzięczny jako Sądeczanin i z serca gratuluję podjęcia sprawy, bo miał odwagę zmierzyć się z wydawałoby się niemożliwym i miał tę rzadką umiejętność doprowadzenia tej sprawy do szczęśliwego końca, co daj Mu – co daj nam, Boże, amen!

Jako Sądeczanin, co zawsze podkreślam, jestem osobiście niezmiernie dumny, że mogłem w tym dziele współuczestniczyć i pomóc, choć to była pomoc maleńka, jak główka od szpilki!

Mam też ogromną satysfakcję w kontekście rodzinnej proweniencji, bo udaje mi się opisywać dzieje tego elitarnego oddziału Wojska Polskiego, jakim był 1 pułk strzelców podhalańskich, a nawet szerzej – tej elitarnej formacji armii polskiej w okresie II RP. Tym bardziej, że mój dziadek, Józef Giza, był jednym z nielicznych oficerów Wojska Polskiego, którzy mieli honor służyć kolejno w trzech pułkach strzelców podhalańskich, a to w Nowym Sączu, a to w Sanoku i wreszcie w Bielsku (17 lat służby w kapeluszu z orlim piórem i Krzyżykiem Niespodzianym na piersi na 22 lata istnienia II RP). To jest bowiem ten rodzaj etosu służby Polsce, która – w tym wypadku poprzez pamięć – spada na kolejne pokolenia jako obowiązek w ich odwiecznym łańcuchu, w przeszłej już części w oczywisty sposób niewidzialnym. Pamiętać musimy w tym kontekście o słowach gen. Ignacego Prądzyńskiego, że „Wielkie cnoty przodków odżyją w sercach potomków, a cały naród z tego, czym był, czym się stać może, poczuje…”.

Zygmunt Berdychowski mówi, że to właśnie Pan zainspirował go do publicznego sformułowania apelu o powrót podhalańczyków na Sądecczyznę. Inspiracją były zwłaszcza Pańskie publikacje. Jak duże jest zainteresowanie Sądeczan i Polaków tym tematem i na ile powrót jednostki – w Pana ocenie – to zainteresowanie jeszcze bardziej może rozbudzić? 
- To niezmiernie miło usłyszeć takie słowa, od takiej sądeckiej Osobistości, tym bardziej, że długo w moim rodzinnym mieście uchodziłem za niepoprawnego wariata, który upomina się o rzeczy i sprawy niepopularne, „pachnące naftaliną”, żeby tylko wspomnieć ideę powrotu grobowca min. Bronisława Pierackiego na Stary Cmentarz, skąd usunęły go niemieckie władze okupacyjne i przywrócenie zniszczonych przez Niemców tablic poległych żołnierzy 1 pułku strzelców podhalańskich na baszcie Kowalskiej, a także usunięcie z serca miasta pomnika „wdzięczności” Armii Czerwonej, który mentalnie wyznaczał granice wiadomego imperium.

Trudno mi właściwie odpowiedzieć na pytanie, jak wielkie jest zainteresowanie Sądeczan erygowaniem 3 batalionu strzelców podhalańskich w Wojnarowej, a tym bardziej, jakie jest zainteresowanie tą sprawą wśród mieszkańców innych rejonów Polski. Nie sondowałem nastrojów i opinii. Z pewną dozą ostrożności mogę wyrazić przypuszczenie, iż na Sądecczyźnie, a może i szerzej Podhalu, społeczeństwo jest tym żywo zainteresowane, bo to nie tylko chwytliwa tradycja, ale i nowe miejsca pracy, możliwość współpracy biznesowej i codzienne bezpieczeństwo, choćby w przypadkach klęsk żywiołowych. Wspomnieć można przecież powodzie, jakie dotykały w przeszłości Sądecczyznę i wtedy właśnie żołnierze z  nowosądeckiego garnizonu ratowali mieszkańców z niszczycielskiego żywiołu Dunajca i Kamienicy.

Oczywiście, w tym miejscu niech mi wybaczą mieszkańcy Ziemi Limanowskiej, że zawęziłem owo zainteresowanie do Sądecczyzny i Podhala, ale właśnie na Limanowszczyźnie mają zostać zainstalowane Wojska Obrony Terytorialnej, czego z serca gratuluję, bo zgadzam się ze słowami marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, że „dobrze jest i zdrowo dla narodu, gdy umie szanować i zna cnotę trudu żołnier­skiego i gdy się czasem zastanowi nad powa­gą i wielkością żołnierskiego obowiązku”. W Limanowej widać mają szacunek dla munduru i znają cnotę trudu żołnierskiego, bo żywa jest tam nadal tradycja przedwojennego Batalionu Obrony Narodowej „Limanowa”, którym we wrześniu 1939 r. dowodził kpt. Władysław Wójtowicz, oficer 1 pułku strzelców podhalańskich, na którego sztandarze widniał – obok trzech innych – herb Limanowej…

Jest Pan Honorowym Podhalańczykiem, Wojsko Polskie doceniło ogrom pańskiej pracy historycznej, przybliżającej nam dzieje tej formacji. Czy będzie się pan zajmował również dokumentowaniem najnowszej historii podhalańczyków?
– W powyższym kontekście owe Honorowe Podhalaństwo, jakie otrzymałem z rąk dowódcy 21 Brygady Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa, jest mi równie drogie, jak fakt otrzymania wcześniej Odznaki Honorowej Karpackiego Oddziału Straży Granicznej im. 1 pułku strzelców podhalańskich z Nowego Sącza, czy osobista Odznaka tegoż Pułku, jaką dostałem w 1991 r. od kpt. Romana Zaziemskiego, „starego Wiarusa”, co to zainspirował mnie do badania historii jego (i mojego!) ukochanego oddziału Wojska Polskiego, tak jak ja, jak się okazało ze słów pana redaktora, „zapłodniłem” myślowo Zygmunta Berdychowskiego i kamyk poruszył lawinę, ale pamiętajmy o słowach z „Traktatu moralnego” naszego noblisty, Czesława Miłosza, że „lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”…

Pytanie, czy będę dokumentował współczesną historię sądeckich podhalańczyków, jest trudne, bo po pierwsze, nikt z nas nie wie, jakie plany ma Przedwieczny wobec każdego z nas, a po drugie, to na razie nie ma jeszcze czego opisywać, bo na razie to dopiero chwalebne antecedencje. Powiem więc, żeby nie zabrzmiało to zbyt pesymistycznie, iż głęboko wierzę, że doczekamy tej historycznej chwili, kiedy Zygmunt Berdychowski wbije pierwszą łopatę w naszą ukochaną Ziemię Sądecką pod fundamenty koszar dla batalionu strzelców podhalańskich, bo – jeśli Go znam – to ten niekwestionowany ambasador naszych sądeckich marzeń, spiritus movens sprawy powrotu wojsk podhalańskich na Sądecczyznę, konsekwentnie do tego doprowadzi – i Jemu ta łopata i ten pierwszy sztych się to należy! Rozmawiał: ([email protected])







Dziękujemy za przesłanie błędu