Jeden pies i dwa serca. Wyszła z tego wojna w sądeckim schronisku dla zwierząt
Patrzymy przede wszystkim na dobro zwierząt – tłumaczy i przedstawia nieco inną wersję zdarzeń.
- Drakul był zarezerwowany do niedzieli dla kogoś innego, mimo to pani Ogorzałek bardzo chciała go zobaczyć. Powiedziałam, że jeśli adopcja nie dojdzie do skutku, będzie mogła go zabrać. Do schroniska przyjechała w piątek i bardzo nalegała na to, żeby psiaka zabrać do domu, choćby do niedzieli, z nadzieją, że jednak do planowanej adopcji nie dojdzie. Ostatecznie zgodziłam się, ale postanowiłam, że sprawdzę jakie pies będzie miał warunki.
- Pani zapewniała, że mieszka w domu jednorodzinnym, z ogrodem. Okazało się jednak, że ogród to tak naprawdę niewielki skrawek ziemi zagrodzony przed wejściem do domu. Od razy miałam wątpliwości – mówi Joanna Otto i dodaje, że duży pies młody i energiczny, w typie labradora, musi się wybiegać i potrzebuje przestrzeni.
Czytaj też Jak koronawirus zatruł w Janczowej wielkie szczęście Marii Kogut
Kierowniczka schroniska podkreśla, że ten rodzaj czworonogów z wiekiem często cierpi na kłopoty ze stawami, co z czasem wymaga leczenia bądź rehabilitacji.
- Obawiałam się, że w tym domu nie będzie możliwości i środków na tego typu zabiegi. Na miejscu zobaczyłam psa wymagającego natychmiastowego leczenia. Uważam, że pani Anna najpierw powinna się zająć własnym, chorym zwierzakiem, zanim weźmie kolejnego, dużego psa.
Ostatecznie - jak mówi - sprawę przemyślała i na następny dzień pies został zabrany do schroniska. Przyznaję, powiedziałam, że idzie do adopcji, ale zrobiłam tak, żeby pani Annie nie robić przykrości.
Co dalej z Drakulem? Na razie jest nadal w schronisku, ale jak zapewnia Joanna Otto, rysuje się nadzieja, że niebawem trafi w dobre ręce. ([email protected])