Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
17/06/2013 - 08:00

Interwencja: Chiński sklep, chińskie przepisy? Nie w Polsce

Dwa lata od daty zakupu, a nie 3 bądź 6 miesięcy – tyle czasu konsument ma prawo reklamować u sprzedawcy wadliwy towar. I to niezależnie od faktu, czy został on kupiony w polskim czy chińskim sklepie, działającym w naszym kraju. Wydaje się, że niektórzy sprzedawcy nie chcą o tym pamiętać…
Do naszej redakcji zgłosiła się przed kilkoma dniami zbulwersowana mieszkanka Nowego Sącza (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). 25 marca zrobiła zakupy w jednym z chińskich marketów na terenie Nowego Sącza. Oto jej historia:
- Kupiłam tam trzy pary butów dla mojej ośmioletniej córki – mówi kobieta. Wybrała dla dziecka adidasy, trampki i półbuciki, kosztujące odpowiednio 32 zł, 17 zł oraz 22,90 zł. Adidasy posiadały pasek zakładany na metalową szlufkę, która jednak wkrótce się urwała. Dwa miesiące po zakupie, 28 maja, kobieta zgłosiła się do marketu wraz z butami i paragonem, by dokonać reklamacji. Nim jednak udała się do sklepu, poradziła się – na wszelki wypadek - prawnika z federacji konsumentów odnośnie zasad składania reklamacji. Usłyszała od niego, że sklep musi przyjąć buty, a jeśli nie przyjmie, to należy te buty wysłać do sklepu pocztą, dołączyć pobrany z Internetu i wypełniony druk reklamacji oraz paragon. Uzbrojona w tę wiedzę Czytelniczka poszła do marketu, by zareklamować buty.
- Usłyszałam od sprzedawczyni, że gwarancja obowiązuje jedynie przez okres trzech miesięcy, poza tym to, co się zepsuło, gwarancji nie podlega – mówi wzburzona kobieta. – Ponadto pani sprzedawczyni oświadczyła, że to nie jest polski sklep, więc nie obowiązują w nim polskie przepisy odnośnie praw konsumenta i przyjmowania reklamacji – zaznacza.
- Powiedziałam jej, zgodnie z radą, jaką uzyskałam z federacji konsumentów, że jeśli nie chce przyjąć butów, to niech mi to napisze na piśmie – relacjonuje kobieta. – W odpowiedzi usłyszałam, żebym jej nie straszyła rzecznikiem, po czym wydarła z bloczka zwykłą karteczkę, na której napisała swoje imię, nazwisko, numer telefonu i przybiła pieczątkę sklepu, którego siedziba mieści się w Wólce Kosowskiej. Druku reklamacji w tym sklepie nie zauważyłam – zaznacza nasza rozmówczyni.
Na owej karteczce sprzedawczyni napisała, że buty idą do reklamacji.
- Po dwóch tygodniach, 12 czerwca, wróciłam do marketu po buty – opowiada nasza Czytelniczka. – Usłyszałam, że mogę je wymienić na nowe lub na inną parę. Powiedziałam, że chcę dokładnie takie same, więc sprzedawczyni pokazała mi identyczną parę, jednak ze śladami kleju. Kiedy poprosiłam o inną parę, zasugerowała, żebym je sobie sama znalazła.
Innej pary nie było, a ponieważ ślady po kleju można było łatwo usunąć z butów, Czytelniczka zdecydowała się na tę parę.
- Poprosiłam o paragon, który dwa tygodnie temu zostawiłam składając reklamację. Usłyszałam, że paragon zginął – mówi kobieta.
Otrzymała więc kolejną karteczkę, na której sprzedawczyni napisała jej, że zakupiła obuwie dziecięce nr 34, które podlega reklamacji przez okres trzech miesięcy od momentu zakupu. Zamiast daty 25 marca, sprzedawczyni wpisała datę 25 kwietnia i wyjaśniła, żeby pokazać tę karteczkę w razie reklamacji.
- Poprosiłam, żeby na karteczce umieściła informację o zgubionym paragonie, więc sprzedawczyni dopisała tam „Brak paragonu”. Wobec tego spytałam jej, z czyjej winy jest ten brak paragonu, mojej czy sklepy? Dopisała więc na karteczce, że brak paragonu nastąpił „z naszej strony” i powiedziała mi, że w sprawie zgubionego paragonu mogę kontaktować się z kierowniczką sklepu - relacjonuje kobieta.
Czytelniczka wybrała jednak inne rozwiązanie – chce powiadomić o sprawie Państwową Inspekcję Handlową.
- Machnęłabym na całą sprawę ręką, bo te buty nie kosztowały przecież tak dużo, ale sposób w jaki zostałam potraktowana, jest skandaliczny – uważa. – Chcę, by moja historia była ostrzeżeniem dla innych osób robiących zakupy w chińskich marketach – podkreśla.
Skontaktowaliśmy się z osobą z personelu sklepu, której danej widnieją na karteczce z pieczątką placówki. Kategorycznie odmówiła ona jednak komentarza w tej sprawie. Stwierdziła, że nie jest do tego upoważniona. Nie mogliśmy tym samym wyjaśnić jeszcze innych kwestii poruszonych przez Czytelniczkę, w tym sposobu potraktowania jej przez personel chińskiego marketu, który – według słów naszej rozmówczyni – pozostawiał wiele do życzenia.
- Rzeczywiście, konsumenci zgłaszają problemy związane z reklamacjami w tego typu sklepach – mówi Miejski Rzecznik Konsumenta, Leszek Jastrzębski. - Najczęstszymi zarzutami są: odmowa przyjęcia reklamacji, udzielanie informacji, że sprzedawca odpowiada tylko przez okres 3 lub 6 miesięcy od daty sprzedaży, odrzucanie reklamacji w uzasadnionych przypadkach.
Rzecznik konsumenta wyraźnie zaznacza, że każdy podmiot mający zarejestrowaną działalność gospodarczą w naszym kraju zobowiązany jest do przestrzegania obowiązujących przepisów, w szczególności ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie Kodeksu cywilnego.
- Przypomnieć należy, że konsument ma prawo reklamować wadliwe towary do sprzedawcy w terminie do dwóch lat od daty zakupu, a obowiązkiem sprzedawcy jest rozpatrzenie oraz powiadomienie konsumenta o sposobie rozpatrzenia reklamacji w terminie do 14 dni od daty jej otrzymania – mówi Leszek Jastrzębski. – W omawianym przypadku w interesie konsumenta jest otrzymanie potwierdzenia wymiany towaru na nowy z uwagi na fakt, iż w takim przypadku termin odpowiedzialności sprzedawcy biegnie na nowo zgodnie z art. 10 u.1 powołanej ustawy – zaznacza.

Zygmunt Gołąb
Fot. sxc.hu







Dziękujemy za przesłanie błędu