Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
22/01/2015 - 08:07

Frankowicze pójdą na wojnę ze Skarbem Państwa? Sądeczanie też zaciągali kredyty we frankach

Ci, którzy zaciągnęli kredyty we frankach szwajcarskich zwierają szeregi. Chcą żądać odszkodowania od Skarbu Państwa. „Frankowicze” z Nowego Sącza zamierzają się dołączyć.
Inicjatorem zbiorowego pozwu jest Tomasz Sadlik, tłumacz języka hiszpańskiego z Krakowa, który założył Stowarzyszenie Obrony Poszkodowanych przez Hipoteki Pro Futuris. Sam Sadlik, już procesuje się z Bankiem Raiffeisen o unieważnienie hipotecznej umowy kredytowej we frankach. W 2007 roku wziął kredyt o równowartości 600 tys. zł. Spłacił 260 tys., ale z powodu wzrastającego kursu franka jest jeszcze winny 950 tys. zł.

Sytuacja ”frankowiczów” stała się jeszcze bardziej dramatyczna przed kilkoma dniami. Przyczyniła się do tego decyzja Szwajcarskiego Banku Centralnego, który ogłosił, że przestaje bronić swojej waluty i uwalnia jej kurs. Cena franka natychmiast poszybowała w górę. W krytycznym momencie osiągnęła 5 złotych i 19 groszy. „Frankowicze” wpadli w panikę. Mówią, że czują się ofiarami banków, które namawiały ich do brania kredytów w obcej walucie. Teraz zamierzają wytoczyć proces Komisji Nadzoru Finansowego. Założone przez Tomasza Sadlika stowarzyszenie szykuje pozew zbiorowy.

Zbieram chętnych na pozew przeciwko Komisji Nadzoru Finansowego - wyjaśnia w e-mailu do redakcji Sądeczanina Sadlik. - To koszt około 100 złotych od osoby. Chcemy wystąpić z żądaniem odszkodowania od Skarbu Państwa za brak ostrzeżenia klientów przed ryzykownym produktem finansowym i znaczącym - wykraczającym poza to, co zawarto w rekomendacji i wszystkich naszych umowach - ryzykiem kursowym. KNF wiedziała, ostrzegła przed tym jedynie banki, o nas zapomniała, pomimo ustawowego obowiązku.

W Nowym Sączu także nie brakuje tych, którzy zaciągnęli kredyty we frankach i już wcześniej z powody nagłych, znaczących różnic kursowych z trudem domykali swoje domowe budżety. Teraz z dnia na dzień dowiedzieli się, że muszą płacić o połowę wyższe raty. Kiedy więc słyszą o tym, że być może uda się złożyć zbiorowy pozew, deklarują, że do takiej inicjatywy się przyłączą.

- Uważam, że powinniśmy połączyć swoje siły - mówi pani Katarzyna z Nowego Sącza, która wraz z mężem siedem lat temu zaciągnęła kredyt hipoteczny na budowę domu. Ile? Tego nie chce zdradzić, ale mówi, że do spłaty mają jeszcze ponad 94 tys. franków. - Kiedy zdecydowaliśmy się na ten kredyt walutowy, kurs franka oscylował na poziomie 2,50 zł. Licząc po takim kursie, nasz dług, który jeszcze mam wobec banku wynosi 235 tys. złotych. Ale kiedy przeliczę go po 4,30 - bo wokół takiej sumy oscyluje obecna cena franka- to do spłacenia mam prawie dwa razy tyle, czyli 405 tysięcy złotych. Siedem lat temu, zdawaliśmy sobie z mężem sprawę z ryzyka kursowego, bo przecież to normalne, że cena waluty ulega zmianie, ale nie przypuszczaliśmy, że to będzie różnica aż dwukrotna.

Skargi „frankowiczów” irytują tych sadeczan, którzy zadłużyli się w złotówkach. Jak mówią, posłuchali swoich doradców bankowych, którzy tłumaczyli im, że kredyt długoterminowy najbezpieczniej jest zaciągać w walucie swojego kraju. Bojąc się ryzyka, zdecydowali się na takie właśnie, bardziej kosztowne rozwiązanie.

- Płaciliśmy wtedy o wiele wyższe raty od „frankowiczów” i nikt nad nami nie płakał, choć ponosiliśmy koszty inflacji i rosnących cen. Ci, którzy zadłużyli się we frankach swój zysk już skonsumowali. Mówi się, że gdyby porównać nasze koszty związane ze spłatą kredytów, to i tak walutowcy są w stosunku do nas „złotówkowiczów” do przodu - mówi pan Aleksander, który podobnie jak pani Katarzyna zaciągnął swój bankowy dług w 2007 roku. - „Frankowicze” mogli się wykazać zdrowym rozsądkiem. Teraz wpadki w tarapaty,a państwo ma im pomóc. A mnie kto pomoże? Też ledwo dyszę przy spłacie swojego złotówkowego kredytu.

Ci, którzy zadłużyli się we frankach tłumaczą, że nie wszystko jest takie czarno-białe. Kredyt hipoteczny we frankach po prostu łatwiej było zdobyć.

- Żeby otrzymać od banku kredyt w złotówkach, trzeba było mieć większe zabezpieczenia jeśli chodzi o dochody i gwarancje hipoteczne - tłumaczy pani Katarzyna. - Na taki kredyt nie mieliśmy z mężem szansy. W przypadku kredytu we frankach szwajcarskich mogliśmy otrzymać go bez trudu. Sami wtedy pytaliśmy naszego bankowego doradcę o możliwość przewalutowania kredytu. Usłyszeliśmy wówczas, że oczywiście będzie to możliwe. Teraz okazuje się, że to wcale nie jest to takie proste. W tej chwili oczekujemy, żeby nasze państwo, wzorem Węgier, wymusiło na bankach jakiś stały kurs do spłaty naszego długu. Dlaczego banki mają nas tak strasznie łupić. Dlaczego są tak okropnie pazerne. Przecież nawet jeśliby teraz ustalony kurs był wyższy od tego, po którym wzięliśmy z mężem kredyt to i tak na nas dużo zarobią.

Czy pozew zbiorowy przeciwko Komisji Nadzoru Finansowego ma szansę na wygraną? Zdaniem prawników wypowiadających się na ten temat na portalu lex.pl , ci którzy zaciągnęli kredyty walutowe to konsumenci, a nie przedsiębiorcy, od których można wymagać specjalnej intuicji i zdolności przewidywania przyszłości.

Nikt z analityków finansowych w latach 2006 -2008 nie przewidywał tak gwałtownych zmian w kursie franka. Podkreślić też należy, że konsumenci są szczególnie chronieni przez ustawodawstwo tak unijne jak i polskie. W ich wypadku nie działa reguła, podpisałeś umowę, więc zaciskaj zęby, płacz i płać! W umowach banków z konsumentami jest bowiem zakazane stosowanie tzw. klauzul niedozwolonych, które niekorzystnie i sprzecznie z dobrymi obyczajami regulują położenie konsumenta - zauważa jeden z prawników.

Działalność banków ma zbadać Komisja Nadzoru Finansowego oraz Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W tej sprawie premier Ewa Kopacz zwróciła się do szefów obu instytucji. Mają oni sprawdzić działania banków dotyczące zmian ogólnych warunków kredytów denominowanych w walutach obcych, które są związane ze zmianami stóp procentowych franka szwajcarskiego.

Czy rząd pomoże „frankowiczom”? Nie wierzy w to nasz lokalny parlamentarzysta Wiesław Janczyk z Prawa i Sprawiedliwości, szef sejmowej podkomisji do spraw instytucji finansowych. Jego zdaniem podjęte przez rząd działania mają tylko uspokoić opinię publiczną.

- Obawiam się, że „frankowicze” nie otrzymają ze strony rządu żadnej pomocy. Już to przerabialiśmy przy okazji opcji walutowych, kiedy polscy przedsiębiorcy ponieśli ogromne straty. Wtedy też rząd miał interweniować. Skończyło się tylko na obietnicach. A przecież państwo nie może opuszczać swoich obywateli. Tę sytuację należy potraktować jako nadzwyczajną zmianę okoliczności ekonomicznych. Prawo i Sprawiedliwość proponuje projekt ustawy, który da wybór tzw. frankowiczom, czy będą chcieli spłacać swoje kredyty po sztywnym kursie z 14 stycznia, czy będą chcieli dalej spłacać tak jak spłacali. Naszym zdaniem państwo ma instrumenty, by negocjować z bankami i powinno z nich skorzystać. Ale problemem jest niezwykle silne w naszym państwie bankowe lobby zdominowane przez zagraniczny kapitał - zauważa poseł. 

Tymczasem Ministerstwo Finansów ocenia, że strata sektora bankowego z tytułu przewalutowania kredytów udzielonych we frankach szwajcarskich na złote po kursie z dnia udzielenia kredytu wyniosłaby 44,4 mld. Zdaniem szefa resortu realizacja przedstawionego scenariusza oznaczałaby destabilizację systemu bankowego, w tym zagrożenie depozytów zgromadzonych w bankach, jak też zagrożenie dla stabilności całego systemu finansowego i całej gospodarki.

Agnieszka Michalik
Fot. sxc.hu
 






Dziękujemy za przesłanie błędu