Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
12/02/2012 - 21:27

Etno-Rajd śladem Reinfussa. „Wierchomla Wielka jest niewielka”

Ponad 50 osób pobiegło 12 lutego w I Etnograficznym Rajdzie Narciarskim Śladami Prof. Romana Reinfussa, trasami wokół Szymbarku. Jeszcze więcej, bo koło setki osób, wybrało się w trasę aż do Krynicy i Wierchomli, ale tylko w wyobraźni – o wyprawie swego ojca opowiadała w szymbarskim kasztelu Krystyna Reinfuss.

Na sali było 78 krzeseł, potem musieliśmy dostawiać – cieszy się Leszek Brzozowski, kierownik Skansenu Wsi Pogórzańskiej im. prof. Reinfussa w  Szymbarku, który zorganizował rajd we współpracy ze Stowarzyszeniem Rozwoju  Sołectwa  Krzywa. Organizacja niedawno uruchomiła biegowe trasy w Beskidzie Niskim.

Biegacze przeszli wyznaczone trasy w dwóch grupach – największa ruszyła krótszą trasą z Gorlic przez Blich do Szymbarku, nieco mniej liczna zatoczyła koło: Szymbark – Na Górach – Bielanka – przełęcz Żdżar – Sołtysi Wierch – Leszczyny – Bielanka – przeł. między Suchym Wierchem a Miejską Górą – Szymbark. Kiedy wychodzili w drogę, koło godziny 9 rano, temperatura dopiero wzrastała w okolice minus 20 stopni Celsjusza. Warunki więc łatwe nie były.

 – A jednak i jak na pierwszą edycję frekwencja bardzo dobra! Na liście zgłoszonych do biegi zapisaliśmy 41 osób, potem jeszcze sporo doszło. Były też grupy osób, które ruszyły innymi trasami, które same sobie wybrali. To zachęca do kontynuacji rajdu, bo chcemy, by była to impreza cykliczna – dodaje Brzozowski.

Wszyscy uczestnicy rajdu dostali dyplomy. Potem, przy szklance gorącej herbaty, miłośnicy Beskidu Niskiego słuchali wspomnień córki znanego etnografa, współtwórcy muzeum w Szymbarku, który dokumentował kulturę  Łemków, Bojków, Hucułów, Pogórzan i różnych grupy górali. Roman Reinfuss ruszył na wycieczkę narciarską w 1934 roku. Wraz z kolegą Mietkiem zabrali zapas chleba na siedem dni, koce, aparaty fotograficzne i kuchenkę spirytusową. Wyruszyli z Gorlic do Klimkówki, a potem do Izb. Zaskoczył ich pierwszy nocleg: chcieli za niego zapłacić gospodarzowi, ten prawie się obraził. – Stanęło na tym, że podarowali mu papierosy, a gospodyni – cukier – opowiadała Krystyna Reinfuss.

Kolejnego dnia szli do Izb przez Chertyżne, gdzie stała wielka drewniana cerkiew – dziś już ani świątynia, ani miejscowość nie istnieją. Narciarzy zaskoczył drut przeszkadzający iść wybraną trasą, a prowadzący do sideł. Wypili herbatkę w Rokach, a właściwie chcieli wypić. Reinfuss miał ze sobą kubek, Mietek zrezygnował z owego bagażu sądząc, że kubków we wszystkich domach musi być dostatek. Z trudem zorganizowali mu pojemnik zastępczy, ale na koniec w herbacie syn gospodarza zamieszał… słomką, którą wcześniej grzebał w nosie. Herbata nie została ruszona. Do samych Izb dowiózł wędrowców Łemek spieszący na wesele. Ponieważ nie był pewny, jak go na zabawie przyjmą, wiózł ze sobą… siekierę. – Tak na wszelki wypadek – śmiała się z przygody ojca pani Krystyna .

Turyści spali tamtej nocy u Wasyla, w sumie w chałupie było 11 osób, powietrze ciężkie od oddechów, a w nocy – żeby nie wychodzić na mróz za potrzebą – wszyscy wypełniali cebrzyk. Ten sam, w którym rano przeniesiono wędrowcom wodę do mycia. Wykręcili się więc od mycia zmyślonym argumentem, że ciepła woda szkodzi im na cerę.

Z Izb ruszyli do Łabowej. Reinfussowi spodobał się zjazd do Mochnaczki ze szczytu hanickiego wierchu. Opisał go tak: „Osobliwe uczucie. Ja stoję bez ruchu na szerokiej płaszczyźnie, a wieś z cerkwią, szkołą, gościńcem pędzi na moje spotkanie”. – Po prostu sunął w dół. Jeździł stylem „tramwajowym”: szeroko nogi i jazda, czasami tylko robił pług – tłumaczy córka etnografa owo pędzenie wsi na spotkanie z profesorem.

Obiad narciarze zjedli w karczmie na Hutach, 8 km od Krynicy. Nocleg znaleźli w Łabowej, w domu bogatego Łemka, potomka dawnych sołtysów, dzięki czemu dostali nawet osobny pokój z dwoma łóżkami.

Kolejny etap wiódł ich do Uhrynia. Właściwie chcieli dojechać Wierchomli, ale pobłądzili. Spali w chacie pełnej prządek, gdzie wielki piec powodował, że wszystko, włącznie z herbatą, było przesiąknięte zapachem dymu.

Z Uhrynia ruszyli do Żegiestowa, zahaczyli o Wierchomlę Wielką. „Wierchomla Wielka jest całkiem niewielka” – opisywał ją Reinfuss z przymrużeniem oka. Jechali po drogach, które służyły do zwózki drewna i musieli uważać, bo czasem bela zagradzała trasę. „Dziwię się, że jeszcze są w Beskidzie lasy. U podnóża gór nie ma prawie większej wioski, gdzie nie byłoby tartaku, poza tem wiele drzew odchodzi koleją i Popradem. Toteż dawne „Puszcze Karpackie” należą już do przeszłości” – taką refleksję miał wówczas etnograf, już 78 lat temu.

Okazało się, że Mietkowi wylał się spirytus do kuchenki na cały zapas chleba i trzeba było szukać nowego. Nie mogli znaleźć chleba przez parę dni. W końcu w dziwacznym sklepiku, w czyjejś ciemnej chacie, trafili na kilka olbrzymich połci słoniny, wiszących u powały. Reinfuss nie jadał już potem słoniny. Wędrowcy spytali o chleb. – Susy się na piecu – usłyszeli. Niestety, dostawcy chleb wypadł do potoku i musiał wyschnąć.

Spali w Żegiestowie u wójta, pod „cystymi kocami”, a na śniadanie dostali po pół litra mleka. To był rarytas, na owe czasy i pod koniec zimy. Ruszyli do Krynicy, chcieli dojść na Huty. Po drodze w Andrzejówce spotkali celników. W Miliku jakaś sunia skradła im suchą kiełbasę z kanapki i dostała za to tęgie lanie od chłopa. Właściciel zwrócił Reinfussowi resztki kiełbasy, ale ten, także po owym smutnym widoku, nie chciał jej już jeść. Zjazd do Krynicy Reinfuss opisał tak: „Składam narty równolegle, siadam ostrożnie na kijkach i w tej niecodziennej pozycji sunę dalej.” – Jak się potem przekonałam, ta niecodzienna pozycja była jego stałą pozycją – śmiała się córka profesora.

Po nocy w „zbójnickiej” knajpie na Hutach narciarze wrócili do Gorlic przez Florynkę i Ropę. Reinfuss miał obtarte stopy i ledwo pokonał 11 ostatnich kilometrów. Te same narty, co wtedy, miał do końca życia. W domu zrobił dokładny rysunek – mapę tras narciarskich w Beskidzie Niskim. W 1936 roku opisał wyprawę w „Turyście Polskim”. – Napisał o trudnościach z jedzeniem, że trasy są może nieprzygotowane, ale należy przyjeżdżać w Beskid Niski na narty, śnieg tu leży dłużej – wspominała Krystyna Reinfuss.

Byłem studentem prof. Reinfussa w latach 70., niezwykły wykładowca. Gdybyśmy my, studenci sądeccy, wiedzieli wtedy o tych jego ciągotach do nart, to byśmy nie tylko o etnografii z nim rozmawiali… – skwitował wykład poprzedniczki Zbigniew Wolanin, który opowiadał z kolei o historii narciarstwa.

Bardzo starej, bo rysunki przedstawiające ludzi na nartach, znalezione na Syberii, pochodziły sprzed pięciu tysięcy lat. – Narty rzecz jasna wynaleziono w celach użytkowych, żeby pomagały ludziom w pracy i codziennym życiu, w poruszaniu się. Powstały więc na terenach zimnych, zaśnieżonych: w Skandynawii, dzisiejszej Norwegii czy Szwecji, ale też na Syberii – mówił Wolanin. Te norweskie narty były wąskie i dłuższe, syberyjskie – krótsze i szerokie. Przez lata utrwalił się ten pierwszy wzór. Wolanin pokazywał nawet zdjęcie z muzeum w Wiedniu, na którym mężczyzna trzyma narty niemalże trzymetrowe. – Kiedy ja zaczynałem jeździć, narty miały koło 190 centymetrów długości. Dziś niektórym sięgają do ramion, są krótkie. To żywa historia – podkreślił.

Czytaj też:  Ruch i historia: I Etnograficzny Rajd Śladami Prof. Reinfussa –  Stulecie urodzin Romana ReinfussaUstanowią 20 tys. złotych w ramach Nagrody im. Romana Reinfussa –  Trasy biegowe. Mroźna „Pięćdziesiątka bez setki” dla odważnychBiegowe trasy prowadzą przez gorlickie lasyŚnieżne trasy przez lasy na skuterze. Samorządy się złożyły

(BW)







Dziękujemy za przesłanie błędu