Dziki, quady i zniszczona droga... Radni z Rytra dyskutują z Nadleśnictwem Piwniczna
Problem niszczenia upraw rolnych przez leśną zwierzynę, dewastowanie dróg dojazdowych przez przewoźników drewna to problemy nie tylko gminy takiej jak Rytro, ale i innych w Polsce. Do tego mieszkańcy skarżą się na wręcz „epidemię” piratów leśno-drogowych na quadach. Jak temu zaradzić, dyskutowali radni gminy z nadleśniczym Stanisławem Michalikiem.
Na terenie gminy Rytro Nadleśnictwo Piwniczna podzielone jest na trzy leśnictwa: Życzanów, Roztoka Mała i Roztoka Wielka. Lasy Państwowe nierzadko ponoszą koszty w związku z budową czy remontem infrastruktury drogowej i turystycznej oraz edukacją leśną. W ostatnim czasie Nadleśnictwo Piwniczna w Roztoce Małej położyło odcinek drogi za 70 tys. zł, mur oporowy i lampiony za 32 tys., zmodernizowało drogę w Życzanowie za 45 tys. Niemniej jednak podczas wczorajszej (13 maja) sesji Rady Gminy Rytro wniknęło kilka problemów, które gmina i nadleśnictwo musza wspólnie rozwiązać: dziki, zniszczona droga w Życzanowie i quadowcy.
Dziki
Jeszcze kilka tygodni przed sesją wójt wraz z sołtysami zorganizowali spotkanie nadleśniczego z mieszkańcami – sprawa dotyczyła szkód wyrządzonych rolnikom przez dziki. Efektem dyskusji był list skierowany m.in. do parlamentarzystów. Radni i mieszkańcy proponowali np. zwiększona liczbę odstrzałów lub nawet dokładanie się do kosztów polowań. Nadleśniczy nie bagatelizował problemu, ale zaznaczył, że na terenach podgórskich te straty są znikome.
– Średnia wartość szkody, jaką wyrządziły dziki, podejrzewam, że nie przekracza nawet 100 złotych. Wysyłanie rzeczoznawcy do szkody, która jest warta 50-60 zł, a on weźmie za to nawet 500 nie jest warte – tłumaczył Stanisław Michalik.
Nadleśniczy zaznaczył, że w lasach wystawiona do odstrzału zwierzyna jest w dużą ilości, ale odstrzelenie jednego dzika wymaga od 8 do 10 wyjść.
Jeden z radnych zaznaczył, czy nadleśnictwo nie mogłoby na swoich terenach tworzyć poletek z ziemniakami i zbożem, na których żerowałyby dziki. Michalik wytłumaczył, że taki mały areał nawet na chwilę nie zatrzymałby stada dzików.
– Zwierzyny w lesie się powiązać nie da. Dla dzików, nie tylko w celu łatwiejszego polowania, wykładamy co roku 15 ton nasion kukurydzy. To ich rzeczywiście zatrzymuje na jakiś czas – dodał.
Dzikie quady
Kwestię szarżujących po leśnych drogach i szlakach quadzistów poruszyła radna Ewa Barczyk.
– Czy mają państwo jakieś propozycje jak temu zaradzić? – spytała.
– Problem jest od wielu lat i to ogólnokrajowy. Organizowane są wspólne działania z policją i strażą graniczną, ale niestety straż graniczna została przeniesiona i już nie może uczestniczyć w takich patrolach. Są zatrzymania, bo nawet dwa tygodnie temu w rejonie Obidzy zatrzymano dwóch mieszkańców Rytra, szalejących na crossach – wyjaśniał Michalik. Nadleśniczy wskazał, że często piratów nie odstrasza nawet 1000-złotowy mandat, bo ich najzwyczajniej na niego stać.
– Niestety to wykroczenie, a nie przestępstwo. Na dodatek jest duże przyzwolenie na tego typu zachowanie. Bo kiedy robimy wywiad środowiskowy i pytamy, kto szarżuje na quadach, to sąsiedzi nabierają wody w usta i nic nie chcą powiedź – dodał.
Głos w sprawie quadów zabrał także sołtys Suchej Strugi, Franciszek Konar.
– Dokonywaliśmy ostatnio przeglądu dróg. Droga spod zamku w stronę Makowicy. Co dwa lata dokładamy do niej pieniądze ponieważ quady ją niszczą. Nie ma żadnych kontroli straży leśnej. W nadleśnictwie w Muszynie, Krynicy robią kontrolę, a u nas nie. Na tych kontrolach jest straż graniczna i policjant, wiem, bo koledzy mi o tym mówią. A u nas takich kontroli nie ma – żalił się Franciszek Konar, emerytowany funkcjonariusz Straży Granicznej.
– Nadleśnictwo jest jedno, nie ma nadleśnictwa Muszyna, Krynica – wszystko jest w granicach administracyjnych Nadleśnictwa Piwniczna. Co do kontroli, to w służbach specjalnych, mamy dwóch strażników leśnych. Działają na terenie 40 tysięcy hektarów i nie są w stanie przy każdej drodze częściej się znaleźć. Kontrole są, ale przejazdowe – pracownicy nie są w tanie być jednocześnie w kilkudziesięciu miejscowościach – odpowiedział Stanisław Michalik.
Droga w Życzanowie
Priorytetową kwestią okazała sie sprawa drogi w Życzanowie, która w szybkim stopniu jest niszczona przez ciężarówki transportujące drewno z lasu.
– Droga w Życzanowie była wykonywana w latach, których nie przewidywano, że tak ciężkie pojazdy będą po niej jeździć – wskazał przewodniczący rady Tomasz Kulig.
– Drewno z lasu nie wywożą leśnicy, ale nabywcy lub wynajęci przez nich przewoźnicy. Technika się tak rozwinęła, i to chyba dobrze, że nie da się teraz wrócić do sytuacji, że woziło się drewno końmi na wspólne składowisko, z którego później małotonażowe auta wiozły je gdzieś dalej – argumentował nadleśniczy.
Najwięcej głosu zabrał w tej sprawie sołtys i radny z Życzanowa, Mirosław Pustułka.
– Z pana wypowiedzi wynika, że pana nie obchodzi kto wywozi drewno z lasu. Wydaje mi się, że można nałożyć ograniczenie do 8 ton i nie byłoby problemu. Droga w Życzanowie się zapada. Czterdziestotonowe pojazdy tak ją obciążają, że widoczne są koleiny. Kilka lat temu zniszczyły kanalizację, która gmina musiała za własne pieniądze wyremontować – zaznaczył Pustułka. Spytał także czy konieczna jest „zrywka” drewna potokiem życzanowskim.
Do kwestii znaków powrócił Józef Filip i wskazał, żeby zamiast 20-tonowych samochodów do lasu wjeżdżały 8-tonowe i z mniejszym zagrożeniem dla gminnych dróg.
– Pan się nie może na nas obrażać. Mamy budżety jakie mamy i co zdążymy wyremontować, to chcemy jak najdłużej utrzymać w dobrej jakości – stwierdził.
– Stawianie znaków jest najgorszym rozwiązaniem, jakie sobie można wyobrazić. W sytuacji, kiedy przewoźnicy mieliby organizować transport drewna autem o całkowitej masie 6 ton, to koszty transportu przekroczyłby koszty samego drewna. Wtedy nikt nie byłby taką transakcją zainteresowany – wskazał Michalik. Zasugerował, że droga w Życzanowie jest nie tylko niszczona przez wielkogabarytowe samochody, ale przede wszystkim przez cieki wodne, wzbierające w okresie powodzi.
Wszyscy zebrani w budynku urzędu doszli do wniosku, że sprawa drogi w Życzanowie jest kwestia priorytetową.
(JB)
Fot.sxc.hu, Starostwo w Limanowie, JB
Dziki
Jeszcze kilka tygodni przed sesją wójt wraz z sołtysami zorganizowali spotkanie nadleśniczego z mieszkańcami – sprawa dotyczyła szkód wyrządzonych rolnikom przez dziki. Efektem dyskusji był list skierowany m.in. do parlamentarzystów. Radni i mieszkańcy proponowali np. zwiększona liczbę odstrzałów lub nawet dokładanie się do kosztów polowań. Nadleśniczy nie bagatelizował problemu, ale zaznaczył, że na terenach podgórskich te straty są znikome.
– Średnia wartość szkody, jaką wyrządziły dziki, podejrzewam, że nie przekracza nawet 100 złotych. Wysyłanie rzeczoznawcy do szkody, która jest warta 50-60 zł, a on weźmie za to nawet 500 nie jest warte – tłumaczył Stanisław Michalik.
Nadleśniczy zaznaczył, że w lasach wystawiona do odstrzału zwierzyna jest w dużą ilości, ale odstrzelenie jednego dzika wymaga od 8 do 10 wyjść.
Jeden z radnych zaznaczył, czy nadleśnictwo nie mogłoby na swoich terenach tworzyć poletek z ziemniakami i zbożem, na których żerowałyby dziki. Michalik wytłumaczył, że taki mały areał nawet na chwilę nie zatrzymałby stada dzików.
– Zwierzyny w lesie się powiązać nie da. Dla dzików, nie tylko w celu łatwiejszego polowania, wykładamy co roku 15 ton nasion kukurydzy. To ich rzeczywiście zatrzymuje na jakiś czas – dodał.
Dzikie quady
Kwestię szarżujących po leśnych drogach i szlakach quadzistów poruszyła radna Ewa Barczyk.
– Czy mają państwo jakieś propozycje jak temu zaradzić? – spytała.
– Problem jest od wielu lat i to ogólnokrajowy. Organizowane są wspólne działania z policją i strażą graniczną, ale niestety straż graniczna została przeniesiona i już nie może uczestniczyć w takich patrolach. Są zatrzymania, bo nawet dwa tygodnie temu w rejonie Obidzy zatrzymano dwóch mieszkańców Rytra, szalejących na crossach – wyjaśniał Michalik. Nadleśniczy wskazał, że często piratów nie odstrasza nawet 1000-złotowy mandat, bo ich najzwyczajniej na niego stać.
– Niestety to wykroczenie, a nie przestępstwo. Na dodatek jest duże przyzwolenie na tego typu zachowanie. Bo kiedy robimy wywiad środowiskowy i pytamy, kto szarżuje na quadach, to sąsiedzi nabierają wody w usta i nic nie chcą powiedź – dodał.
Głos w sprawie quadów zabrał także sołtys Suchej Strugi, Franciszek Konar.
– Dokonywaliśmy ostatnio przeglądu dróg. Droga spod zamku w stronę Makowicy. Co dwa lata dokładamy do niej pieniądze ponieważ quady ją niszczą. Nie ma żadnych kontroli straży leśnej. W nadleśnictwie w Muszynie, Krynicy robią kontrolę, a u nas nie. Na tych kontrolach jest straż graniczna i policjant, wiem, bo koledzy mi o tym mówią. A u nas takich kontroli nie ma – żalił się Franciszek Konar, emerytowany funkcjonariusz Straży Granicznej.
– Nadleśnictwo jest jedno, nie ma nadleśnictwa Muszyna, Krynica – wszystko jest w granicach administracyjnych Nadleśnictwa Piwniczna. Co do kontroli, to w służbach specjalnych, mamy dwóch strażników leśnych. Działają na terenie 40 tysięcy hektarów i nie są w stanie przy każdej drodze częściej się znaleźć. Kontrole są, ale przejazdowe – pracownicy nie są w tanie być jednocześnie w kilkudziesięciu miejscowościach – odpowiedział Stanisław Michalik.
Droga w Życzanowie
Priorytetową kwestią okazała sie sprawa drogi w Życzanowie, która w szybkim stopniu jest niszczona przez ciężarówki transportujące drewno z lasu.
– Droga w Życzanowie była wykonywana w latach, których nie przewidywano, że tak ciężkie pojazdy będą po niej jeździć – wskazał przewodniczący rady Tomasz Kulig.
– Drewno z lasu nie wywożą leśnicy, ale nabywcy lub wynajęci przez nich przewoźnicy. Technika się tak rozwinęła, i to chyba dobrze, że nie da się teraz wrócić do sytuacji, że woziło się drewno końmi na wspólne składowisko, z którego później małotonażowe auta wiozły je gdzieś dalej – argumentował nadleśniczy.
Najwięcej głosu zabrał w tej sprawie sołtys i radny z Życzanowa, Mirosław Pustułka.
– Z pana wypowiedzi wynika, że pana nie obchodzi kto wywozi drewno z lasu. Wydaje mi się, że można nałożyć ograniczenie do 8 ton i nie byłoby problemu. Droga w Życzanowie się zapada. Czterdziestotonowe pojazdy tak ją obciążają, że widoczne są koleiny. Kilka lat temu zniszczyły kanalizację, która gmina musiała za własne pieniądze wyremontować – zaznaczył Pustułka. Spytał także czy konieczna jest „zrywka” drewna potokiem życzanowskim.
Do kwestii znaków powrócił Józef Filip i wskazał, żeby zamiast 20-tonowych samochodów do lasu wjeżdżały 8-tonowe i z mniejszym zagrożeniem dla gminnych dróg.
– Pan się nie może na nas obrażać. Mamy budżety jakie mamy i co zdążymy wyremontować, to chcemy jak najdłużej utrzymać w dobrej jakości – stwierdził.
– Stawianie znaków jest najgorszym rozwiązaniem, jakie sobie można wyobrazić. W sytuacji, kiedy przewoźnicy mieliby organizować transport drewna autem o całkowitej masie 6 ton, to koszty transportu przekroczyłby koszty samego drewna. Wtedy nikt nie byłby taką transakcją zainteresowany – wskazał Michalik. Zasugerował, że droga w Życzanowie jest nie tylko niszczona przez wielkogabarytowe samochody, ale przede wszystkim przez cieki wodne, wzbierające w okresie powodzi.
Wszyscy zebrani w budynku urzędu doszli do wniosku, że sprawa drogi w Życzanowie jest kwestia priorytetową.
(JB)
Fot.sxc.hu, Starostwo w Limanowie, JB