Dwa dramaty jednej nocy pod Nowym Sączem. Ratowali życie trzyletniego dziecka, potem rocznego malucha

Telefon zadzwonił po dwudziestej pierwszej

Było po dwudziestej pierwszej, kiedy dyżurny sądeckiej straży pożarnej odebrał telefon z pogotowia. To było wezwanie do małego dziecka. - Ratownicy prosili, żebyśmy jak najszybciej tam pojechali. Chodziło o czas. Liczyli na to, że dojedziemy jako pierwsi – mówi strażak.  

czytaj też Omal ich nie zabił i zniknął bez śladu. Co się naprawdę wydarzyło w Łabowej

To były minuty grozy

Ten dramat rozegrał się w jednym z domów w Paszynie, gdzie na włosku zawisło życie trzyletniego dziecka. Serduszko malucha przestało bić. Pogotowie ratunkowe dotarło przed strażakami. Ratownicy rozpoczęli reanimacje. To były minuty grozy.  

Straszna walka ze śmiercią została wygrana. Maleńkie życie udało się uratować. Po malucha miał przylecieć śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ostatecznie nie było takiej konieczności. Trzylatek został przewieziony karetką do szpitala.

czytaj też Wycięła mu niezły numer zza grobu. W spadku zostawiła nie tylko mieszkanie

Potem było nieszczęście niedaleko Tęgoborza

Kolejny dramat rozegrał się w Białej Wodzie koło Tęgoborza. Tam z kolei strażacy na prośbę pogotowia jechali na sygnale do poparzonego półtorarocznego dziecka.

Tym razem pierwsi na miejscu byli ratownicy z miejscowej, ochotniczej jednostki. – Udzielili dziecku pierwszej pomocy, która polegała na schłodzeniu oparzeń – mówi dyżurny sądeckiej straży pożarnej. Szybko też przyjechało pogotowie, które przetransportowało dziecko do szpitala.(jagienka.michalik@sadeczanin) zdjęcie ilustracyjne