Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
04/04/2014 - 15:02

Andrzej Zarazka: Nie wiatraki, nie kolektory lecz biomasa

"Do początku lat pięćdziesiątych zeszłego stulecia na naszym terenie działało około 60 urządzeń wodnych. Pracowały folusze, młyny i tartaki napędzane wodą" - mówi inż. Andrzej Zarazka, koordynator Sądeckiego Klastra Energii Odnawialnej.
W obszernym wywiadzie udzielonym miesięcznikowi "Sądeczanin" inż. Zarazka opowiada o możliwościach wykorzystania odnawialnych źródeł energii na Sądecczyźnie. Wnioski jak w tytule: Szansą Sądecczyzny nie są wiatraki, elektrownie wodny czy kolektory lecz biomasa.
"Bo z biomasy można zrobić wszystko - tłumaczy. - Można ją stosować jako opał, ale można z niej również robić paliwo bardziej szlachetne, czyli zagęszczać ją, tworzyć brykiet, pelet. Z biomasy można zrobić także paliwa gazowe i płynne, bo wszystko, co zielone, także fermentuje, a jak fermentuje, to powstaje spora ilość metanu i innych substancji palnych. Słowem, biomasa na Sądecczyźnie ma przyszłość."

Poniżej fragment rozmowy z inż. A. Zarazką. Całość w kwietniowym numerze miesięcznika "Sądeczanin".

**
Jakie są możliwości wykorzystania na Sądecczyźnie źródeł energii odnawialnej?


- Na dobrą sprawę, nikt tego dokładnie nie wie. Nie ma analizy potencjału. Jest tylko wyczucie, że prawdopodobnie możliwości są znaczne. Bo świeci słońce, są górskie potoki i rzeki, wieją „ryterskie” wiatry. Mamy też potężne połacie lasów i terenów wypadających z użytkowania rolniczego. Więc może i biomasa by się znalazła. Inne, np. geotermia, też powinna być, tylko nikt nie wie, gdzie. Więc niby potencjał jest, ale nie jest określony. Gminy mają ustawowy obowiązek sporządzenia planów zaopatrzenia w paliwa i energię (w tym odnawialną), ale niestety, to wszystko jest w proszku, nikt nie wie, jak się za to zabrać. Wszyscy wzięli „na przeczekanie”. Dlatego powstał nasz Klaster, żeby to wszystko przynajmniej usystematyzować, zainspirować do działania. Porozumienie klastrowe to trzy lata mniej lub więcej oficjalnych spotkań. To w konsekwencji skoncentrowanie się na trzech kierunkach działań: spróbować wykorzystać wodę; spróbować wykorzystać wiatr i przygotować się do zagospodarowania biomasy. Oczywiście, próby te odnoszą się do konkretnych uwarunkowań terenowych, bo przecież wiadomo, że 60 procent powierzchni regionu to są góry i druga sprawa – ochrona przyrody.

Jak to rozumieć?

- Musimy przede wszystkim wykorzystać gospodarczo to, co mamy i zastanowić się, jak to zrobić. W naszych warunkach lokalna gospodarka to szeroko pojęta turystyka. Musimy dbać o turystów, stworzyć bazę turystyczną. Sądecczyzna nie będzie potentatem produkcji energii - nie będziemy zabudowywać ziemi sądeckiej potężnymi wiatrakami. Dalej, nie będziemy robić, bo za bardzo nie ma gdzie, wielkich elektrowni wodnych. Ale możemy to wszystko wykorzystywać na niewielką skalę, na nasze lokalne potrzeby.
Poza tym jest jeszcze jeden aspekt – turystyka, jak też gospodarka w ogóle, nie ma praktycznie możliwości rozwoju bez tanich źródeł energii. Jeżeli rozwój gospodarczy będziemy opierać na dotychczasowych źródłach energii, czyli będziemy czekać aż nam „ktoś” przyśle na Sądecczyznę tanią energię elektryczną, będziemy czekać, aż nam „przyślą” tani gaz, to może się okazać, że to już nie będzie potrzebne. Bo po prostu nie będzie komu tego zużytkować, bo tanio na pewno nie będzie. Poza tym postęp techniczny i technologiczny jest na tyle duży, że dla sądeckiego modelu gospodarki energię można tanio produkować na miejscu.

Przejdźmy do konkretów i na początku skupmy się na energii wodnej.

- W naszym regionie funkcjonują de facto dwie małe elektrownie wodne: komercyjna w Świniarsku i w Rytrze, działająca na potrzeby kościoła. A w ogóle w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat w najbliższym otoczeniu powstały aż cztery obiekty, bo zbudowano zespół elektrowni Nidzica - Sromowce, elektrownię na zalewie w Klimkówce i te wymienione dwie małe: Rytro i Świniarsko. I to wszystko. W ciągu sześciu dekad tak został wykorzystany potencjał energetyczny odpływu wody w sądeckich rzekach. Natomiast chętnych do budowy małej elektrowni wodnej było w tym okresie kilkunastu, tylko ich skutecznie zniechęcono barierami biurokratycznymi. O tym najlepiej wie inwestor w Świniarsku, bo jeżeli ktoś chce inwestować swoje pieniądze, a efekty będzie za 12-15 lat, to... przepraszam bardzo. Ale z drugiej strony znany jest sądecki upór.

Mała elektrownia wodna w Świniarsku działa od niedawna i nie brakuje jej krytyków. Mówią, że zmieniła koryto Dunajca, zepsuła krajobraz, zaszkodziła rybom?

- Wręcz przeciwnie! Wędkarze polują na miejsce przy wypływie z elektrowni, bo tam woda jest najbardziej dotleniona i żeruje najwięcej ryb. Uważam, że rybom szkodzą sami wędkarze. Przez szereg lat, w ramach intensyfikacji gospodarki hodowlanej Jeziora Rożnowskiego, wprowadzali narybek, który naruszył równowagę całej ichtiofauny. Nie za bardzo więc o to dbają, tylko chcą mieć dobre łowiska. A najwięcej korzystają z tego kormorany i czaple. W mojej ocenie są normalnymi myśliwymi. Popatrzmy na sprzęt wędkarski, najnowocześniejsze rozwiązania techniczne i technologiczne: te echosondy, elektronika, cuda, po to tylko, żeby małą rybkę upolować. Wędkarze nie dbają o środowisko, wybierają do wędkowania miejsca trudno dostępne, do których dojeżdżają samochodami. Koczują nad wodą przez dwa, trzy dni, zostawiając po sobie śmietnisko. Nawiasem mówiąc właściciel elektrowni w Świniarsku stał się jednym z większych dostawców odpadów plastiku. On nie może pozwolić, żeby coś mu uszkodziło turbiny, musi to wyławiać A wywozi stamtąd kilka przyczep śmieci w miesiącu.
Sądzi Pan, że na Dunajcu co kilometr mogłaby powstać mała elektrownia wodna?
- Oczywiście nie ma mowy o tym, to jest wbrew logice. Poza tym w naszych warunkach, w górach, rzeki meandrują, co parę lat zmieniają koryto. Elektrownia, aby mogła funkcjonować, musi posiadać trwałe zabezpieczenie brzegów przynajmniej na odcinku kilkuset metrów powyżej i poniżej turbiny. Na szczęście obwałowanie Dunajca usypano na wodę stuletnią. W związku z tym nie ma swobody meandrowania po całej dolinie. Najgorzej jest tam gdzie nie ma obwałowania, bo małe potoczki górskie w ciągu kilku minut są w stanie zniszczyć wszystko i płyną jak i gdzie chcą.

Były projekty budowy małych zapór wodnych na Kamienicy Nawojowskiej, np. we Frycowej. Do dzisiaj utrzymywana jest rezerwa w terenie na ten cel, widać odsuniętą pod las zabudowę. Zapora miała powstać w Jazowsku na Dunajcu, od lat mówi się o spiętrzeniu wody w Młynnem na rzece Łososinie…

- Do początku lat pięćdziesiątych zeszłego stulecia na naszym terenie działało około 60 urządzeń wodnych. Pracowały folusze, młyny i tartaki napędzane wodą. W samym Nowym Sączu było kilka takich jednostek. Do dzisiaj pozostał młyn pod zamkiem, ruiny drugiego młyna można oglądać pod cmentarzem, systematycznie zasypywana jest odnoga Kamienicy - Młynówka w Zawadzie. Nasi przodkowie umieli wykorzystywać siłę wody, po wojnie wszystko zostało zniszczone, zaniechano tych działań, lub po prostu rzeki zmieniły koryto.
W Jazowsku był przygotowany teren pod budowę potężnej elektrowni szczytowo-pompowej (zapora plus zbiornik górny, w siodle gór). To najlepsze rozwiązanie, bo jest to najbardziej dyspozycyjne źródło energii, tylko że pod zalew potrzebny byłby duży obszar już zasiedlonego terenu. Ciągle aktualne są plany budowy zapory na Białej Tarnowskiej we Florynce. Pozwoliłoby to, po pierwsze - na uregulowanie rzeki, a po drugie – poprawiło zaopatrzenie w wodę pitną Grybowa, Stróż i okolic. Sprawa ślimaczy się od wielu lat. Naszym głównym zadaniem musi być ochrona przeciwpowodziowa, zapewnienie wody pitnej i podniesienie poziomu wód gruntowych, a jedynie przy okazji- byłaby tania energia elektryczna. Gdy poziom Dunajca, Kamienicy, Białej spada, to momentalnie obniża się poziom wód gruntowych. Przez to są braki wody w studniach...

(HSZ)







Dziękujemy za przesłanie błędu