Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
02/07/2021 - 15:25

Jedni zwalają winę na drugich, a pacjent nie żyje. Jego śmierć rodzi wiele pytań

Za kilka dni minie miesiąc od dnia, w którym z Jeziora Rożnowskiego zostało wyłowione ciało 41-letniego mieszkańca Mszalnicy Benedykta Kiełbasy. Jego tajemnicza śmierć rodzi wiele pytań, na które nikt nie potrafi odpowiedzieć.

Koszmar rodziny Kiełbasów z Mszalnicy rozpoczął się 18 maja. Właśnie w tym dniu w godzinach porannych siostra śp. Benedykta Kiełbasy zadzwoniła pod numer alarmowy i wezwała pogotowie ratunkowego.

- Była godzina czwarta trzydzieści, jak mój brat obudził wszystkich domowników. Zaczął krzyczeć. Wszyscy wstaliśmy na równe nogi i pobiegliśmy do niego. Cały czas krzyczał, abyśmy uważali. Mówił też, że coś złego się wydarzy. Pamiętam jak powtarzał, że coś się dzieje niedobrego. Był bardzo niespokojny, pobudzony, czegoś się bał, dlatego zadzwoniłam po pomoc. Opowiedziałam dyspozytorowi wszystko ze szczegółami, po czym on stwierdził, że prawdopodobnie takie zachowanie jest spowodowane odstawieniem alkoholu – wspomina siostra śp. Benedykta Kiełbasy.

Po kilkudziesięciu minutach przyjechało pogotowie ratunkowe. Ratownicy medyczni zmierzyli pacjentowi podstawowe parametry życiowe i przeprowadzili z nim wywiad.

- Pytali się Benka, czy rozpoznaje członków rodziny, ale odpowiedział bezbłędnie. Potem zapytali, jaki dzisiaj mamy dzień tygodnia, ale na to pytanie nie był w stanie odpowiedzieć. Powiedzieli mu, że zbadają go w szpitalu i jeśli nie będzie potrzeby dalszej hospitalizacji, to wróci do domu. Syn został zabrany przez medyków do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Nowym Sączu. Ostatni raz go widziałam, jak wsiadał do karetki – opowiada ze łzami w oczach mama zmarłego mężczyzny.

Siostra 41-latka podała załodze pogotowia ratunkowego swój numer komórkowy i stacjonarny, aby dzwonili w razie potrzeby, tym bardziej, że nie było takiej możliwości, aby ktoś z rodziny jechał za karetką do szpitala, bo rodzeństwo musiało iść do pracy, a rodzice są już w podeszłym wieku.

- Czekaliśmy na wiadomość ze szpitala. Gdy nikt nie dzwonił, po kilku godzinach skontaktowaliśmy się z pracownikami szpitala, którzy poinformowali, że Benka nie ma, bo uciekł ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Co ciekawe, nikt nie zgłosił jego ucieczki na policję. Następnego dnia rano pojechałam do szpitala, aby dowiedzieć się, jak do tego doszło, że pacjent, który został przywieziony do SOR z omamami, nagle jak gdyby nigdy nic, ucieka ze szpitala i nikt na to nie reaguje. Pani na recepcji powiedziała mi, że brat jest pełnoletni, nie jest ubezwłasnowolniony i oni nie mają podstaw do tego, aby go pilnować. Zapytałam, czy podpisał jakiś dokument, że wychodzi na własne żądanie, ale na to już mi nic nie odpowiedziała. Chciałam rozmawiać z ordynatorem, ale wtedy operował dziecko i nie mógł rozmawiać. Ze szpitala poszłam więc na policję i zgłosiłam zaginięcie brata – wspomina siostra śp. Benedykta Kiełbasy.

Dopiero wtedy rozpoczęły się poszukiwania. Rodzina, znajomi i sąsiedzi zaginionego 41-latka, nie czekali bezczynnie, szukali go na własną rękę.

- Wiele razy kontaktowałam się w tej sprawie z policją. Pytałam czy funkcjonariusze sprawdzili monitoring, ale jak się okazało, żadna z kamer nie uchwyciła Benka – wyjaśnia siostra mężczyzny.

Czytaj dalej na kolejnej stronie...







Dziękujemy za przesłanie błędu