Coś dziwnego działo się w nocy w starej cerkwi w sądeckim skansenie [WIDEO]
Filmowcy dali ogłoszenie w lokalnych w mediach. Szukali do statystowania ludzi po pięćdziesiątce. – W sam raz się do nadajemy - mówi Marta Ogórek, nauczycielka jednej z sądeckich podstawówek. Nigdy nie byłam na planie filmowym. Stwierdziłam, że pora na nową przygodę na dobry początek wakacji.
Czytaj też Jaką tajemnicę skrywa papieski ołtarz w Starym Sączu
Jan Kurek na plan filmowy do skansenu przyjechał z Limanowej. Jest rzeźbiarzem, snycerzem i konserwatorem sztuki.
- Nie mam filmowych ambicji. Tak, jak w życiu, wszyscy jesteśmy statystami. Trochę z przypadku. Tutaj też znalazłem się z przypadku. Namówił mnie kolega, też rzeźbiarz.
To prawda – mówi Aleksander Najerski, emerytowany nauczyciel z limanowskiego technikum mechanicznego. Powiedziałem Janowi, że to będzie ciekawe doświadczenie. Sam statystowałem już w zdjęciach do „Syberiady”. Syberię udawały okolice Nowego Targu. To była fantastyczna przygoda.
Czytaj też Koralowie złowili w lodowe reklamowe sieci kolejnego topowego gwiazdora
Jest jeszcze Tadeusz Przeworski, rencista, który też nie po raz pierwszy znalazł się na planie filmowym.
- Statystowałem już w sądeckim skansenie do filmów „Papusza” i „Pod Mocnym Aniołem”. Bardzo to lubię, bo trochę jestem niespełnionym aktorem.
Ale tym razem to nie jest zwykły film. To produkcja realizowana przez dwóch reżyserów Jacka Nagłowskiego i Patryka Jordanowicza, w nowoczesnej technologii wirtualnej rzeczywistości VR.
- To film wrażeniowy. Nie ma tu fabuły sensu srticto. To raczej pewien rodzaj silnego doznania – tłumaczy Jacek Nagłowski. - Widz nie zobaczy tej produkcji w kinie. Żeby obejrzeć film musi mieć specjalne VR gogle, które umożliwią mu wejście do wirtualnej rzeczywistości. Na razie taką możliwość w kilku miastach Polski oferuje tylko Multikino. Ale jest też coraz więcej ludzi, którzy mają taki sprzęt w domu i będą mogli film obejrzeć na własnym komputerze.
Jakie to doznania? Obraz zanurzy odbiorcę w świat natury, pogańskich rytuałów i grekokatolickiej religijności. Na pograniczu polsko – białoruskim, tam, gdzie Wschód styka się z Zachodem ciągle żywa jest wiara w moc szeptuchy, która leczy ludzi modlitwą przemieszaną z ludową magią. Widz będzie miał wrażenie, że to właśnie nad nim szeptucha odprawia tajemniczy rytuał.
Ten film jest połączeniem przeszłości z rzeczywistością? -pytamy reżysera. - Dotyka niepokojów współczesnego człowieka zagubionego we współczesnej cywilizacji? Jedni chodzą do psychologa, korzystają z pomocy psychiatry, inni idą do wróżki czy właśnie szeptuchy.
To prawda – odpowiada Nagłowski. - Może trochę pójdę w patos, ale zależało nam na tym, żeby dotknąć sfery sacrum. Czegoś, co jest poza naszymi codziennymi zmartwieniami, czegoś co otwiera odbiorcę na doznania spoza codzienności. Jeśli w tym filmie dotykamy magii, to dotykamy jej w kontekście religijnym.
Szeptucha, która wystąpi w filmie jest prawdziwa - zdradza Olga Solarz, doktor etnologii z Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu, która na planie filmowym jest konsultantką. Szeptucha urodziła się na Syberii, a mieszka w Odessie. Sceny z jej udziałem już zostały nakręcone.
Beata Majewska z Nowego Sącza, która prowadzi własną firmę i na jeden wieczór porzuciła dla statystowania biznes, przyznaje, że to właśnie postać szeptuchy ją zaintrygowała.
- Kiedy w ogłoszeniu przeczytałam o czym jest ten film, stwierdziłam, że to fascynujące i muszę tam być. Może ja sama mam coś z szeptuchy …. Dwadzieścia lat temu wracałam ze Zgorzelca stopem. Pomachałam na kierowcę ciężarówki, który udawał, że się zatrzymuje, a kiedy mnie mijał, wdepnął w gaz. Powiedziałam wtedy ze złością: „a żeby ci tak koło strzeliło”. Potem zabrałam się z kimś innym. Patrzę, pół kilometra dalej, ten złośliwiec w ulewnym deszczu zmienia koło. Lało jak z cebra, ale tylko w tym miejscu, na odcinku pół kilometra. Dziwne, prawda? – opowiada ze śmiechem.
Dla wszystkich statystów było to niezapomniane przeżycie. Niezwykły, pełen magii i tajemnicy nastrój budował chór z Przemyśla śpiewający cerkiewne pieśni podczas kręconej w środku nocy sceny mszy i procesji.
To niesamowite – mówili wszyscy zgodnie. – Magię psują tylko komary, które tną wszystkich bezlitośnie. Ale warto było dać się pogryźć - dodają ze śmiechem.
Wedle zapowiedzi reżyserów film będzie można obejrzeć w Nowym Sączu na specjalnym pokazie w październiku. Produkcja zostanie też pokazana na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. fot. Jm, Piotr Droździk
[email protected] fot. Jm, Piotr Droździk