To dziecko miało umrzeć. Jak osiemset gramów życia walczyło ze śmiercią
Ignaś urodził się nagle, za wcześnie. Przyszedł na świat w pierwszym dniu maja, ubiegłego roku. Jego maleńkie ciałko można było zamknąć w dłoniach. Ważył osiemset dziesięć gramów i mierzył trzydzieści trzy centymetry.
Jego rodzice Beata i Jacek z Kąclowej byli zrozpaczeni. Lekarze nie dawali dziecku szans na przeżycie. Ale okazało się, że w tej kruszynie jest niesamowita wola do życia, choć od pierwszej sekundy od pojawienia się na świecie, musiał znosić cierpienie.
Nie był w stanie sam oddychać. Tlen przez dłuższy czas dostarczała mu maszyna. Dwa razy był reanimowany – mówi mama Ignasia. – Był zaintubowany i karmiony sondą.
Czytaj też On był lokalnym radnym, ona matką dwójki małych dzieci. Zabił ich covid
To nie koniec tego, co ten maleńki bohater musiał znieść, żeby toczyć bój ze śmiercią. Co kilka dni miał przetaczaną krew. Był poddany siedemnastu transfuzjom.
Ta nierówna walka skończyła się wylewem, który doprowadził do nieodwracalnych zmian w mózgu. Potem lekarze zawyrokowali, że najprawdopodobniej nasz synek nie będzie widział- mówi Beata.
Rokowania były skrajnie złe. Lawinowo przychodziły kolejne informacje. Ignaś spędził w szpitalu blisko pół roku. Ponad dwa miesiące leżał na intensywnej terapii, opleciony plątaniną rurek, z igłami wbitymi w maleńkie ciałko, podpięty do maszyn, które podtrzymywały jego wiszące na cieniutkiej nitce życie.
Czytaj też Jak to jest z naszą lokalną miłością. Policzyli śluby, rozwody i noworodki
Dopiero w połowie październiku rodzice mogli zabrać go do domu. Teraz walczą o to, żeby miał szanse na lepsze życie. Ale to wymaga kosztownej rehabilitacji, a potem czeka go jeszcze ciężka operacja. Zdesperowani rodzice proszą o pomoc.
Czytaj też Kogo spotkało podwójne szczęście? Nasze pierwsze bliźnięta w 2022 roku
Czytaj też Topowe imiona w Polsce dla dziewczynek i chłopców. Te rzadkie to już odlot
Rodzina, przyjaciele znajomi na ratowanie Ignasia zbierają pieniądze.([email protected]) fot.zrzutka.pl