Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 24 kwietnia. Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego
04/03/2018 - 12:45

Rozpaczliwie łomotał do drzwi. Dramat w wieżowcu przy Sucharskiego w Nowym Sączu [ZDJĘCIA]

Kiedy rano zaczął pukać w jego drzwi, nie usłyszał znajomego odgłosu kroków swojego kolegi. To go zaniepokoiło. Potem zaczął się dobijać, a na końcu rozpaczliwie łomotać. Wiedział już, że musiało się stać coś złego zadzwonił na numer alarmowy.

Ta historia, która zdarzyła się w niedzielny poranek w jednym z sądeckich wieżowców przy ulicy Sucharskiego nie znalazła szczęśliwego finału. Wezwani do otwarcia drzwi strażacy przystawili drabinę do okna mieszkania, które znajdowało się na parterze.

Czytaj też Przerażona biegła do domu. Tam musiało się stać jakieś nieszczęście! [ZDJĘCIA]

- Mężczyzna leżał w przedpokoju. Szybko wyważyliśmy drzwi i wezwaliśmy pogotowie. Niestety lekarz stwierdził zgon - mówi oficer dyżurny Komendy Miejskiej Straży Pożarnej w Nowym Sączu.

Lokatorzy bloku śmiercią sąsiada są wstrząśnięci.

- Słyszałam rano to łomotanie, bo niedzielne poranki są takie ciche. Myślałam, że może drzwi się zacięły - opowiada kobieta mieszkająca piętro wyżej. - Widziałam, tego pana, który szarpał klamką, ale wiem, że to znajomy sąsiada z dołu, który często do niego przychodził. Bo nasz sąsiad mieszkał samotnie. Miał tak na oko, koło siedemdziesiątki. Opiekowała się nim córka, która do niego często zaglądała z mężem i dzieckiem. Takie nieszczęście - wzdycha kobieta.

- Znaliśmy się dobrze, bo przecież mieszkał naprzeciwko - mówi sąsiadka zmarłego mężczyzny. - To był miły, spokojny człowiek. Jeszcze wczoraj wieczorem po dwudziestej rozmawialiśmy chwilę na klatce schodowej. Nie wyglądało na to, żeby się źle czuł. Co się mogło stać... pewnie umarł w nocy, albo nad ranem.

Czytaj też Mogli umrzeć tej nocy. Uratowali ich sąsiedzi

Jaka była przyczyna śmieci? Czy policjanci czekali na prokuratora? - tego strzegący wyważonych drzwi policjanci nie chcieli powiedzieć, zasłaniając się procedurami.

- Teraz bez przerwy słychać, że kogoś starszego znaleźli martwego w mieszkaniu. Kiedyś mieszkało się razem. Teraz każdy ma swoje mieszkanie. Dzieci wylatują z gniazda, rodzice zostają sami - mówią sąsiedzi z pierwszego piętra - Jak mieszkają we dwójkę, tak jak my z mężem, to pół biedy, a jak samotnie, to właśnie tak się kończy. Śmierć po człowieka przychodzi i po cichu go zabiera, bo nikogo obok nie ma - dodają małżonkowie. 

Starsi mieszkańcy bloku ze smutkiem kręcą głowami.

Takie czasy. Teraz tutaj mieszka coraz więcej młodych. Ludzie się prawie nie znają. Tyle, co dzień dobry sobie powiedzą. Zapracowani zagonieni, na sąsiedzkie kontakty czasu nie mają.

Młody mężczyzna, który otwiera drzwi w mieszkaniu na pierwszym piętrze z niedowierzaniem kręci głową.

 Sąsiad z parteru nie żyje? Jest tam policja?  Nic nie wiem. Nawet go nie znałem - mówi zdziwiony i zaraz zamyka drzwi.

[email protected] fot. JM







Dziękujemy za przesłanie błędu