Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
26/11/2016 - 09:55

Pozostawili po sobie dzieło, które przynosi owoce

Nowa część cmentarza w Gołąbkowicach w Nowym Sączu. Dwadzieścia lat temu przygotowana na pochówki. Dzisiaj nekropolia zapełniona jest niemal do ostatniego miejsca. Grobowiec przy grobowcu, krzyż przy krzyżu. W kwaterze F2 znajduje się między innymi skromny nagrobek z szarego granitu. Na płycie prosty, czarny krzyż i dwie tabliczki upamiętniające zmarłych - Janusza i Emila, którzy kiedyś w swoim życiu związani byli z Domem im. św. Brata Alberta oraz Wspólnotą Emaus.

Migocące płomyki zniczy odbijają się w czarnej tablicy, na której widnieje napis „Dom im. św. Brata Alberta. Wspólnota Emaus”. W świetle mienią się kropelki deszczu pokrywające granitową płytę i płatki kwiatów zdobiących wiązankę przepasaną szarfą z napisem „Ostatnie pożegnanie-przyjaciele i koledzy”.

W tym grobie na cmentarzu Gołąbkowickim miejsce wiecznego spoczynku znaleźli Janusz i Emil, którym Dom im. św. Brata Alberta dał ciepłe schronienie i dach nad głową. Stał się dla nich, w pewnym okresie życia, ich domem. Nie tym wymarzonym. Był jednak miejscem, w którym znaleźli spokojną przystań.

Pierwszy w tej mogile spoczął Janusz. Odszedł w lutym ubiegłego roku. W październiku br. pochowany w niej został Emil. Ten „dusza człowiek”, jak mówią o nim przyjaciele i kierownictwo Domu im. św. Brata Alberta, zmarł mając zaledwie 56 lat. W ostatnim czasie nie był już jednak związany z tą placówką.

Nagrobek Domu im. św. Brata Alberta i Wspólnoty Emaus stanął na cmentarzu Gołąbkowickim dzięki pomocy wielu ludzi wielkiego serca. Jak w łańcuszku – człon do członu - wspólnie połączyli siły.

Pomysł wybudowania nagrobka, w którym byliby chowani mieszkańcy placówki przy ul. Szwedzkiej 18 zakiełkował prawie dwadzieścia lat temu, gdy budynek, w którym mieści się obecnie Dom im. św. Brata Alberta został przekazany na potrzeby tej placówki. Był rok 1997. Niedługo po uruchomieniu domu pierwsi jego „podopieczni” powołali do życia Wspólnotę Emaus. Byli to pierwsi kompanioni. Po dwóch latach od jej założenia kompanioni odprowadzili na miejsce wiecznego spoczynku Józefa, jednego z pierwszych spośród tego grona.

- Był on bardzo oddanym i zaangażowanym człowiekiem - mówi Robert Opoka, dyrektor Domu im. św. Brata Alberta w Nowym Sączu.  – Kiedy umarł, okazało się, że to my jesteśmy jego najbliższą rodziną. Został pochowany na cmentarzu Gołąbkowickim. Już wtedy zakiełkowała nam myśl, aby zatroszczyć się o wspólny grobowiec Domu im. św. Brata Alberta, miejsce, o które nasi mieszkańcy mogliby dbać.

Następne lata zapisywały się niestety kolejnymi zgonami osób. Wielu mieszkańców pochowały ich rodziny.

- Zawsze, wspólnie z ośrodkami pomocy społecznej, uruchamiamy procedurę poszukiwania bliskich naszych domowników – dodaje dyrektor. – Rodziny wielu osób udało się nam odnaleźć. Część z nich decydowała się swojego krewnego pochować w grobach rodzinnych w naszym mieście, albo w miejscowościach, z których te osoby pochodziły.

Dyrektor Domu im. św. Brata Alberta w Nowym Sączu nie ukrywa, że na przestrzeni tych prawie dwudziestu lat przyszło mu też zorganizować kilka pogrzebów zmarłych - domowników tej placówki, na nowosądeckich cmentarzach lub w kilku innych miejscowościach Małopolski.

W lutym ubiegłego roku „podopieczni” Domu im. św. Brata Alberta i Wspólnoty Emaus odprowadzili na miejsce wiecznego spoczynku Janusza, jednego z pierwszych kompanionów. Jest on pierwszą osobą, która została pochowana we wspólnym grobowcu domu im. św. Brata Alberta i Wspólnoty Brata Alberta.

Pan Janusz był osobą znaną, bardzo lubianą i uczynną. Przez wiele lat pracował w sklepie prowadzonym przez kompanionów Wspólnoty, w którym sprzedawane są rzeczy oddawane nieodpłatnie przez sądeczan.

- Nasi klienci, którzy zaopatrują się w różne przedmioty w naszym sklepie nazywali go prawdziwym subiektem. On kochał tę pracę i oddał jej serce. Janusz był wspaniałym przyjacielem. Byliśmy dumni, gdy wyróżniony został przez Jacka Kuronia. Nagrodę pieniężną, którą wtedy otrzymał przeznaczył na cele społeczne. Dzięki między innymi jego darowi udało się otworzyć w 2003 roku Wspólnotę Emaus w Nowej Hucie. Pozostawił po sobie ogromną pustkę, ale dzieło, w którego tworzeniu uczestniczył, nadal istnieje i przynosi owoce.

Po jego pogrzebie, Zarząd Nowosądeckiego Stowarzyszenia im. św. Brata Alberta, które prowadzi dom przy ul. Szwedzkiej 18 podjął decyzję, aby to miejsce na cmentarzu w Gołąbkowicach stało się miejscem pochówku domowników oraz kompanionów wspólnoty.

Na skromnym nagrobku rzuca się od razu w oczy czarna, tablica z napisem „Dom im. św. Brata Alberta. Wspólnota Emaus”.  Człony napisu nie są bynajmniej przypadkowe.

- Dom i Wspólnota – to dwa rodzaje działalności, którą prowadzi nasze stowarzyszenie – mówi Opoka. – Zależało nam na tym, aby ten dwuczłonowy napis był konkretnym adresem, ale także imieniem i nazwiskiem naszej rodziny, jaką tworzą osoby mieszkające w Domu im. św. Brata Alberta i działające we Wspólnocie Emaus. Nasza rodzina jest, można powiedzieć miejscem szczególnym, w którym jego mieszkańcy doświadczają poczucia bezpieczeństwa. Jest to miejsce, w którym podopieczni uczą się, pracują, decydując o swoim losie.

To w tym domu stojącym nieco na uboczu, w pobliżu torów kolejowych przy ul. Szwedzkiej 18 wielu mieszkańców dostrzegło, w swym niejednokrotnie z różnych względów pogmatwanym życiu „zielone światełko”, dostrzegło szansę dla siebie, szanse na normalne życie.

Jak mówi dyrektor Opoka nie dla wszystkich długo pali się to „zielone światełko”. Czasami bywa, że ktoś, z takich, czy innych względów zbacza z dobrze obranego kierunku, wybiera inną drogę – krętą, pogmatwaną. Bywa, że ta droga ma niestety dramatyczny finał.

Kilkanaście dni przed Świętem Zmarłych do Śp. Janusza dołączył Emil, który trafił do Domu im. św. Brata Alberta ponad dziesięć lat temu. Był to pierwszy mieszkaniec, który jako wolontariusz zaangażował się w organizowaną przez stowarzyszenie akcję „Patrol Emaus”. Mieszkańcy domu wspólnie z kompanionami docierali wtedy, gdy robiło się zimno, do miejsc w Nowym Sączu, w których mieszali bezdomni. Dowozili ciepłe posiłki, prowiant, ciepłe ubrania, kołdry i koce. Namawiali do zamieszkania w Domu im. św. Brata Alberta.

- Emil znał to życie – opowiada dyrektor Opoka. – Taki model sobie wybrał. Doskonale wiedział, co to znaczy przetrwać  na ulicy. Dzięki niemu docieraliśmy wieczorami i nocami, zwłaszcza zimą, do miejsc, o których nie mieliśmy pojęcia. Z tych pustostanów, piwnic, klatek schodowych trafiały do nas osoby bezdomne. Wielu z nich „patrol Emaus” uratował życie. Emil spędził z nami w bliskiej współpracy około ośmiu lat. Później zdecydował, że będzie żył na własną rękę.

Cały artykuł można przeczytać w listopadowym numerze miesięcznika Sądeczanin.  

Iga Michalec, Fot. (MACH), arch. Dom im. Św. Brata Alberta w Nowym Sączu.

Pozostawili po sobie dzieło, Dom im. św. Brata Alberta










Dziękujemy za przesłanie błędu