Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
14/01/2017 - 11:40

Nie był nigdy w Paryżu, a w ogrodzie ma własną wieżę Eiffla (ZDJĘCIA!)

Nazwa przysiółka „Do Potoka” w Łomnicy Zdroju raczej nie zapada na dłużej w pamięci. Powie ktoś - zwyczajna nazwa, nic szczególnego. Taka jak wiele innych. Dla Mirosława Długosza i jego rodziny ta maleńka kotlinka jest ich wymarzonym miejscem na ziemi. Miejscem, w którym dzięki pasji gospodarza domu można podziwiać niezwykłe miniaturowe budowle: wieżę Eiffla, wiatraki, których drewniane łopaty przy wietrznej pogodzie obracają się miarowo. Teraz pod grubą czapką białego puchu schował się gród słowiański ze zwodzonym mostem. W innej części ogrodu można przenieść się przez ocen do Stanów Zjednoczonych. Minuty do odjazdu odlicza poczciwy pociąg Union Pacific.

Miejsce, w którym mieszkają państwo Długoszowie o tej porze roku wygląda bajecznie. Prowadzi do niego wąska, bita droga. Dwa samochody osobowe z trudem mogą się na niej wyminąć

Gospodarstwo w przysiółku „ Do Potoka” wygląda jak z zimowego obrazka. Dom i zabudowania gospodarcze, a także wspaniały ogród na stoku, wpasowały się idealnie w maleńką kotlinkę rozciągającą się przy ścianie lasu. Wszystko przykryte grubą kołderką białego puchu robi niesamowite wrażenie. Ostre słońce odbijające się od śniegu sprawia, że przybiera on wręcz odcień niebieskawy.

Kilka metrów od domu Długoszów słychać szum wody. To płynący potok Mała Łomniczanka.

- Mam wspaniałą rodzinę, swoje miejsce na ziemi, przepiękny ogród z miniaturowym światem – moim, własnym i cudowne widoki o każdej porze roku – mówi Mirosław Długosz. – Czy można chcieć czegoś więcej?

Emerytowany policjant doskonale wie o czym mówi. Po dwudziestu latach służby w mundurze i pracy w Komisariatach Policji w: Krynicy Zdroju, Muszynie i Piwnicznej Zdroju powiedział pas, czas na odpoczynek. Od sześciu lat, po przejściu na emeryturę, żyje już innym rytmem, poświęcając swój czas w stu procentach rodzinie i swojej pasji. Krok po kroku zamienia przydomowy, zagospodarowany ogród na stoku w swój mały „Inwałd” (Park Miniatur koło Wadowic).

Pasjonat z Łomnicy Zdroju nigdy nie był w we wspomnianym parku, który co roku odwiedzają miliony turystów. To w nim można odbyć podróż dookoła globu i zobaczyć kilkadziesiąt cudów architektonicznych świata, oczywiście w miniaturze. Są tam m.in.: świątynia na Akropolu, rzymskie Coloseum, Krzywa Wieża w Pizie, Bazylika św. Piotra, Statua Wolności, Mur Chiński, Łuk Triumfalny, Big Ben, Sfinks  pod piramidami w Gizie, Biały Dom i wieża Eiffla.

- Jakoś mnie tam nie ciągnie – śmieje się pasjonat z Łomnicy Zdroju. – Ja mam swój własny miniaturowy Inwałd, gdy wyjdę do ogrodu.

Najpierw w ogrodzie na stoku pan Mirosław zaaranżował dla siebie i rodziny fajne miejsce do grillowania smakowitych potraw, a potem przez głowę przemknęła mu myśl: Zbuduję małą wieżę Eiffla. Początkowo miał wątpliwości, czy podoła wyzwaniu, czy pomysł nie jest niedorzeczny. Bił się z myślami. Przecież nigdy nie był we Francji, nie widział panoramy Paryża, rozpościerającej się z wieży Eiffla, nie dotknął stalowej konstrukcji.

Jak zbudować takiego giganta w pomniejszonej skali i to z kruchych drewnianych listewek?

- Poczytałem co nie co na temat tej paryskiej atrakcji i jego konstruktora – inżyniera Eiffla i pomyślałem: Na co ja się porywam? Od początku wiedziałem jednak, że moja miniaturowa wieża nie może być kopią oryginału. Co to, to nie. Budowa wieży była na owe czasy prawdziwym majstersztykiem. Moją wieżę zbudowałem z mniej trwałego budulca - drewna. Starałem się zachować wszystkie jej proporcje i chyba mi się to udało.

Wieża ma pięć metrów wysokości. Konstrukcja z listewek zbudowana jest w skali 1:150. Składa się z trzech części - podpór, elementu środkowego i górnego. Jest od środka podświetlana.

Kilka lat temu, gdy odwiedziliśmy po raz pierwszy pana Mirosława stała w innej części ogrodu. Teraz jej budowniczy wyeksponował ją w innej, równie atrakcyjnej części ogrodu. Już nie raz przeszła też niezbędną konserwację specjalnym impregnatem zmieszanym z woskiem.

Najbardziej mozolna była oczywiście pierwsza konserwacja. Jej konstruktor poświęcił cztery dni, by pokryć całą wieżę impregnatem. Pomagała mu w tym żona Jadwiga. Dzięki odpowiedniemu zabezpieczeniu drewniane listewki nie dają się temu, czym raczy nas natura.

- Część listewek trzeba było już oczywiście wymienić  - mówi emerytowany policjant. – To naturalna kolej rzeczy. Wieża zmieniła też swoje miejsce. Teraz widzę ją, gdy spoglądam przez okno. Patrzę na nią i mam swój Paryż. Choć powiem pani szczerze - nie mam jakiegoś szczególnego sentymentu do tego miasta. Gdybym miał wybierać, jaki zabytek na świecie  chciałbym zobaczyć na własne oczy, to na pierwszym miejscu stawiałbym mur chiński.

Wieść o tym, że u Długoszów stanęła w ogrodzie wieża Eiffla obiegła Piwniczną Zdrój i okoliczne miejscowości lotem błyskawicy. Przychodzili sąsiedzi i oglądali. Oczy ze zdumienia przecierali turyści poznający przepiękne okolice Łomnicy.

Większość przyklaskiwała panu Mirosławowi za determinację i zachęcała go, aby nie porzucał pasji, która daje mu radość i satysfakcję.

- Głosami nieprzychylnymi, bo i takie zdarzały się, nie przejmowałem się – opowiada pasjonat z Łomnicy. – Lubię to, co robię. Gdyby tak nie było, mój ogród byłby taki, jak wiele innych - schludnych, zadbanych. W moim, w odróżnieniu od innych, jest ten magiczny świat, mój własny – „wyczarowany” z drewna i kamienia, który razem z całą moją rodziną tworzę od dobrych kilku lat.

W ostatnich latach ogród położony na stoku przy domu państwa Długoszów zmienił się nie do poznania. Lokalizację zmieniła sama wieża Eiffla. Przybyło też kilka nowych „wyczarowanych” z drewna pomysłów pana Mirosława, ale są także konstrukcje, które na stałe wtopiły się w ogrodowe otoczenie. Tak jest w przypadku miniaturowego okrętu – może średniowiecznej galery, a może późniejszej karaweli. To od początku do końca autorski pomysł pana Mirosława. „Wypływa” ze „spokojnego portu” – kącika pod rozłożystą jabłonią znajdującego się kilka metrów od domu. Dokąd płynie? Tam, gdzie wiatr będzie dla niej łaskawy. Okręt wykonany z maleńkich listewek, dopracowany w najdrobniejszym detalu, ze zwiniętymi płóciennymi żaglami, prezentuje się nadal świetnie, choć nie należy już do najnowszych modeli. Tylko brakuje majtka wypatrującego  z bocianiego gniazda zarysów lądu.

- Statek – to mój „oryginalny” model, a nie żadna kopia okrętu, choć nie ukrywam, że jego wykonanie kosztowało mnie trochę wysiłku. Trzeba było się zgłębić  temat. W ruch poszły specjalistyczne książki. Oglądałem zdjęcia różnych statków i z tego wertowania w kąciku wypoczynkowym pod rozłożystą jabłonią zacumował mój statek.

Przy realizacji tego projektu nie obeszło się oczywiście bez pomocy najbliższych. Żona pana Mirosława – Jadwiga pomagała przymocować olinowanie okrętu, a jego siostra uszyła płócienne żagle.

Idąc za ciosem, w ogrodzie zagościła też miniatura legendarnego Titanica – brytyjskiego transatlantyka, który w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, podczas swojego dziewiczego rejsu na trasie  Southampton-Cherbourg – Queenstown – Nowy Jork, zderzył się z górą lodową i zatonął. Brytyjski liniowiec został zbudowany w skali 1:200. On też jest, podobnie jak dzieło inżyniera Eiffla, podświetlany w środku. Teraz model liniowca czeka na naprawę. Może będzie gotowy za trzy miesiące i znów będzie cieszyć oko osób, które zaglądają do ogrodu rodziny Długoszów.

- Pewnego dnia zerwała się potężna wichura. I nasz Titanic nie oparł się tej nawałnicy. Porywisty wiatr strącił go z podstawy, na której stał. Teraz niestety wymaga naprawy, odtworzenia niektórych uszkodzonych elementów. To zadanie dla mnie i dla syna Kamila.

Ojciec z dumą podkreśla, że 17-latek lubi z nim razem majsterkować. Praca  przy modelach, aranżowanie ogrodu, bardzo go cieszy.

Kamil, uczeń II klasy Technikum Ekonomicznego w Zespole Szkół Ekonomicznych w Nowym Sączu spędza z ojcem w małym przydomowym warsztacie można powiedzieć każdą wolną chwilę.

- Tworzymy niezły team – śmieje się pan Mirosław. – Proszę mi wierzyć. W odtwarzaniu takich detali wymagających precyzji jest lepszy ode mnie. Uczeń przerósł mistrza.

- Pamiętam, jak tata budował wieżę Eiffla. Miałem wtedy pięć może, sześć lat. I bardzo mi się to, co robił, podobało. Podziwiałem go – mówi pan Kamil. Później gdy zacząłem dorastać, sam zacząłem aranżować wystrój naszego ogrodu – ścieżki, schodki. Potem dołączyłem do ojca i razem budujemy nasze miniatury.

Pan Mirosław ma w planach zbudowanie makiety pancernika z czasów II wojny światowej USS Missouri w skali 1:100, który będzie pływał po ogrodowym stawie.

Spod białego, śnieżnego puchu spowijającego ogród wyłania się drewniany wiatrak. Zima unieruchomiła jego drewniane łopaty. Idąc wąską ścieżką w górę ogrodu można natknąć się jeszcze na zbudowany z kamienia gród słowiański.

Miniaturowe konstrukcje – własnoręcznie wykonane z drewna cieszą oko. Może nie wiernie odwzorowane, ale w każdym detalu, w najmniejszym elemencie widać pasję gospodarza.

Wykonanie każdej z tych budowli kosztowało ich twórcę wiele trudu i niemal zegarmistrzowskiej dokładności. Ale dzięki temu w swoim ogrodzie pan Mirosław stworzył baśniowy świat, wyczarowany najczęściej z topolowych listewek, kamienia i kory. Pasjonat z Łomnicy Zdroju nigdy nie zastanawiał się nad tym, ile listewek zużył, aby mogły powstać takie dzieła, ile wbił gwoździków, ile wykorzystał maleńkich wykałaczek, patyczków do szaszłyków, kleju i innych materiałów. Tym nie zaprząta sobie głowy.

Po drugiej stronie ogrodu, przy garażu jest kolejne fajnie pomyślane miejsce do wypoczynku, dla rodziny, przyjaciół i znajomych. Do salonu na świeżym powietrzu – drewnianej werandy z kominkiem, a nawet z niczego sobie armatą, zapraszają ruchome drzwi, wypisz wymaluj, jak z dzikiego zachodu. Przy schodkach porządku pilnuje sympatyczny cudaczek z brzozy – nazywany przez pana Mirosława – Lucky Lukiem.

N a werandzie słychać odgłosy przygotowującego się do odjazdu pociągu. To poczciwy Union Pacific odlicza minuty do wyruszenia ze stacji „Do Potoka” w siną w dal.

- Drewniany pociąg – to kolejny pomysł, który udało się zrealizować. Moim zamierzeniem było, aby przypominał on, choć trochę, słynny Union Pacyfic. Czy mi się udało? Starałem się. Dobierałem proporcje. Pracowałem nad nim dwa dni. Później był ulepszany. Lokomotywa ma doczepione dwa wagoniki - jeden wyładowany drewnem, drugi pasażerski – trzeciej klasy – wybucha śmiechem pan Mirosław. Budując ten model wykorzystałem niepotrzebne elementy łóżka. Cały skład stoi, a jakże, na torach.

Drewniana weranda w stylu dzikiego zachodu jest jednym z pierwszych budowli miasteczka jak z westernu. O czymś takim też myśli pan Mirosław, ale od razu zastrzega, że jest to …kosztowny pomysł. Myśli też o budowie średniowiecznego zamku.

- Taki na planie kwadratu, aby nie było przekłamań. Projekt mam już w głowie. Myślę o zamku Camelot, w którym według legendy wychował się król Artur. Kiedyś taka kamienna budowla tutaj stanie. Już sobie obliczyłem, że potrzeba mi będzie na to - trzy palety kamienia, który trzeba będzie odpowiednio przyciąć. Mam już taki upatrzony. Do tej budowli, wokół której będzie fosa, trzeba będzie doprowadzić prąd, bo podobnie, jak inne moje modele będzie podświetlany.

Miejsce, gdzie stanie zamek, jest już przygotowane - nieopodal przepływającego potoku, nieco niżej w ogrodzie. Konstruktor musi doprowadzić wodę do fosy - może w niej będą też pływać ryby.

- Na razie nie zastanawiałem się w jakiej stali będzie zamek. Być może projekt rozpoczniemy razem z synem w wakacje. Chciałbym też w przyszłości odtworzyć fragment muru chińskiego. Jakoś czuję taki sentyment do tego zabytku.

Pasjonat z Łomnicy przyznaje, że w tym co robi wspierają go najbliżsi – żona Jadwiga, która dba między innymi o ukwiecenie ogrodu, syn Kamil i córka Patrycja, dzisiaj już studentka prawa.

- To jak ten ogród wygląda, nie jest tylko moją zasługą. To moje i moich bliskich dzieło.

Pan Mirosław twierdzi, że nie zamieniły swojej pasji na inną, bo ona daje mu olbrzymią satysfakcję. – Ja kocham to co robię i czerpię z tego satysfakcję.

Do domu pana Mirosława pukało już wiele osób zaciekawionych drewnianymi budowlami zdobiącymi ogród. Niejedna pstryknęła sobie pamiątkowe zdjęcie przy takiej, czy innej miniaturze.

Iga Michalec, Fot. (MACH)

Pasjonat z Łomnicy-Zdroju. W ogrodzie ma wieże Eiffla










Dziękujemy za przesłanie błędu