Mieszkańcy Kaduka wygrywają w sądzie, a przy Podmłyniu i tak rosną wieżowce [ZDJĘCIA]
W odpowiedzi na interpelację radnego Grzegorza Fecki w tej sprawie magistrat o wyroku WSA nie wspomina i zastrzega, że wszystko jest w porządku, bo według projektanta/architekta działającego na zlecenie inwestora te 75 mieszkań w trzech blokach wpływu na otoczenie mieć nie będzie.
Ta sprawa miała kilka zwrotów akcji. W czerwcu 2016 roku prezydent Nowego Sącza wydał zezwolenie na budowę trzech sześciopiętrowych bloków przy ulicy Podmłynie. W studium zagospodarowania przestrzennego teren pod planowaną inwestycję oznaczony jest jako obszar zabudowy dla domów jednorodzinnych.
Właściciele już stojących zabudowań zaprotestowali. Nie życzą sobie sąsiedztwa trzech bloków o wysokości 17,5 metra każdy. Sprawa trafiła więc do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które jednak podzielił stanowisko prezydenta i dało zielone światło dla budowy.
Mieszkańcy nie dali za wygraną, odwołali się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie i wygrali. WSA niekorzystne dla nich decyzje uchyliło. Budowa została zablokowana. Ale i inwestor nie zasypiał gruszek w popiele i od decyzji WSA odwołał się instancję wyżej, czyli do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jednocześnie – mimo pierwszych niekorzystnych dla siebie rozstrzygnięć - kontynuuje budowę.
Mieszkańcy nie kryją oburzenia wobec stanowiska inwestora i władz miasta, na których wsparcie mocno liczyli.
Zobacz też: Czerniec: Skrzywdzeni przez biznesmenów i urzędników
- Wydając pozwolenie na budowę prezydent miasta nie uczynił stroną mieszkańców, których działki graniczą bez[pośrednio z wykonywaną obecnie inwestycją, uniemożliwiając nam, jako mieszkańcom, zapoznanie się przed rozpoczęciem budowy ze specyfikacją techniczną inwestycji – jak duża jest ta budowa i jak oddziałowywuje na nasze budynki i działki, które bezpośrednio graniczą z nową inwestycją.
Zaznaczamy, że inwestycja dotyczy budynków wielorodzinnych – 24 mieszkania w jednym budynku – i wmawianie nam, że tak duże budynki (w sumie 72 mieszkania) nie mają wpływu na otoczenie jest nie do przyjęcia - brzmi fragment oficjalnego pisma, które mieszkańcy złożyli na ręce radnego Grzegorza Fecki, prosząc go o wsparcie w zablokowaniu inwestycji.
- To, że decyzja prezydenta i SKO została uchylona – czyli de facto jest błędna, jest traktowane jako urząd prezydenta jak fakt nieistotny. Takie postępowanie skłania nas do stwierdzenia, że my - obywatele tworzący lokalną społeczność, wspólnotę mieszkańców - jesteśmy marginalizowani przez urzędników samorządowych a inwestor (developer) jest przez urząd faworyzowany przez jednostronne interpretowanie przepisów – podkreślają mieszkańcy osiedla Kaduk.
Fecko złożył w tej sprawie interpelację na ostatniej sesji. Ale stanowisko Urzędu Miasta jest niezmienne. W oficjalnej odpowiedzi wiceprezydent Wojciech Piech zastrzega, że SKO pozwolenie na budowę utrzymało w mocy. O wyroku WSA nie ma nawet wzmianki.
Zobacz też: Ile miasto zapłaci za 6 milionów od Pazgana? Jest wyrok w sprawie działki na Grottgera
Piech zastrzega, że właściciele działek sąsiadujących z terenem pod inwestycję „mieli czynny udział w postępowaniu o wydanie warunków zabudowy”.
Wiceprezydent zaznacza, że studium uwarunkowań na które powołują się mieszkańcy było podstawą wydania decyzji ale jednocześnie studium nie określa wysokości budynków w metrach.
Dalej urzędnik komentuje, że w postępowaniu wiążące są opinie tych właścicieli nieruchomości, na których planowe budynki będą miały wpływ, a według sądeckich architektów, w tym wypadku ten wpływ zamyka się na terenie objętym inwestycją. Wiążącą dla miasta opinią w tej sprawie była opinia architekta/projektanta budynków. Tu tytułem komentarza można nadmienić, że ta projektant działa na zlecenie i na rzecz inwestora. W żaden sposób nie uwzględnia interesu sąsiadów, czyli protestujących mieszkańców.
Czego w odpowiedzi zabrakło? Przede wszystkim jakiegokolwiek odniesienia do wyroku, który kasuje decyzje miasta i SKO. Bo co, jeśli inwestor przegra też w instancji wyżej? Budynki – przy tempie działania naszych sądów już powstaną a mieszkańcom zostanie jedynie… satysfakcja, która nie znajdzie żadnego odbicia w rzeczywistych działaniach.
Tytułem komentarza.
Przy ulicy Grottgera miasto sprzedało działkę Konspolowi, nie czekając na ostateczne rozstrzygnięcia sądu w sprawie tzw. służebności drogi sprzedanej sądeckiemu potentatowi. Wyrok korzystny dla powoda zapadł już po podpisaniu aktu notarialnego między miastem a Kazimierzem Pazganem. Teraz miastu grozi konieczność wypłaty odszkodowania tym, którym sąd przyznał rację. W świetle odpowiedzi na interpelację Fecki i pośpiechu przy transakcji z Konspolem nasuwa się tylko jedno powiedzenie: co nagle to po diable. Tyle tylko, że ten diabeł sięgnie do portfela... No właśnie - czyjego?
ES [email protected] Fot. JB