Komisja Integracji z Niepełnosprawnymi. Z parasolami na Jaworzu
Ostatnio, dwa lata wcześniej, niestety nie udało się tego dokonać, ponieważ z powodu nieciekawej pogody grupa zmuszony była wybrać inną, mniej ryzykowną w niechcianym deszczu trasę. Wyruszyliśmy z Nowego Sącza o 8 rano, przeczuwając przyszłe załamanie tak zachęcającej dzień wcześniej pogody. Było chłodno i wilgotno, już spodziewaliśmy się, że w ciągu najbliższej godziny zacznie padać deszcz. Już w drodze pojedyncze, potencjalnie niegroźne krople wybijały rytm o szyby autobusu pełnego podekscytowanych przed kolejną wycieczką ludzi. Nadal jednak pozostawała nadzieja i oczekiwania na rozpogodzenie. Jednak tego dnia nadzieja okazała się być bezcelową, bo z każdym kilometrem padało coraz mocniej. Gdy dotarliśmy do Boguszy, nie można już było obejść się bez parasola lub płaszcza przeciwdeszczowego, o ile nie chcieliśmy drastycznie przemoknąć powyżej poziomu tolerancji. Pojawił się jednak kolejny problem: niska temperatura, której większość się jednak nie spodziewała, bo wybrała strój raczej zbyt cienki na zmagania z zimnem. Ale ruszyliśmy, ciągle z mocnym zamiarem osiągnięcia powziętego celu. W grupkach, rozmawiając z przejęciem, kierowani przez przewodnika Kazimierza Fydę, dzięki któremu w końcu pojąłem polski system znakowania szlaków, a przy okazji mogłem zapoznać się z systemem austriackim, słowackim i rumuńskim. Dodatkowo nauczyłem się kilku kolejnych pozycji na liście roślin objętych ochroną.
W końcu dotarliśmy do pierwszego możliwego podejścia, którym dotarlibyśmy na szczyt. Deszcz był już naprawdę trudny do zniesienia, toteż pojawiły się wątpliwości. I chociaż kilka osób już wyszła kilka kroków po usłanym butwiejącymi liśćmi podejściu, ślizgając się przy tym na błocie, doszło do głosowania, w wyniku którego jednak zrezygnowaliśmy z próby zdobycia Jaworzy. Baliśmy się deszczu. I chyba błota. W końcu było całkiem niebezpiecznie, a to nie o ryzyko nam chodziło. Zamiast tego, niestety ciągle w deszczu, który jednak nie zdawał się być aż tak uciążliwy, przeszliśmy przyjemną trasą aż do samej Ptaszkowej, obserwując mijane okazy prostej przyrody polskiego lasu, dowiadując się od przewodnika coraz więcej ciekawych faktów. Po drodze kilku panom udało się nawet rozpalić ognisko, więc zatrzymaliśmy się na około godzinę, by chociaż przez moment ogrzać się i usmażyć kiełbasę.
Było bardzo miło i w zasadzie trudno było zdecydować się na wyruszenie w dalszą część drogi, zwłaszcza że deszcz nie ustępował. Jednak dotarliśmy w końcu do Ptaszkowej, skąd mogliśmy ciepłym autokarem wrócić do Nowego Sącza po już kolejnej udanej, mimo zmiany planów, wycieczce z Komisją Integracji z Niepełnosprawnymi.
Szymon Mazurek