Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
23/11/2015 - 07:00

Jak wychować prezydenta. Dudowie wywołani przed szereg zwykłych polskich rodzin

Teraz, kiedy Andrzej jest prezydentem, nie rozmawiamy z nim o polityce. Tak rzadko się widujemy, że jeśli już się spotkamy, to zwyczajnie, chcemy z nim pobyć jak rodzice z synem. Zresztą on sam, kiedy już jest w domu mówi, że ma chwile na odrobinę luzu, wśród nas - opowiadali na spotkaniu z sądeczanami Jan i Janina Dudowie, którzy gościli w Nowym Sączu na zaproszenie Klubu Inteligencji Katolickiej z okazji dorocznego Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej.

Ci, którzy w niedzielne popołudnie tłumnie stawili się na spotkanie z rodzicami prezydenta Andrzeja Dudy, zorganizowane w kaplicy Przemienia Pańskiego parafii św. Małgorzaty, odczuwali potrzebę zrozumienia z jakiego domu wywodzi się polityk pełniący najwyższy urząd w państwie.

- Przyszliśmy tu dzisiaj, bo chcemy zrozumieć w jakim otoczeniu wyrastał nasz prezydent. Chcemy  lepiej poznać świat wartości, jakimi się kieruje przy podejmowaniu ważnych dla państwa decyzji, także politycznych. Świat wartości ukształtowany w dużej mierze przez jego rodziców - mówiła  tuż przed spotkaniem w rozmowie z naszym portalem Agnieszka Paras.

Czego dowiedzieli się o rodzicach Andrzeja Dudy sądeczanie?  To było przede wszystkim głębokie świadectwo wiary bardzo skromnych i ciepłych ludzi, niezwykle religijnych, którzy nie wstydzą się mówić o swojej wierze. Ludzi, którzy trójce swoich dzieci - synowi i dwóm córkom - budowali dom - jak podkreślali - razem z Panem Bogiem.

- Głęboka wiara daje oparcie. Jest jak lina, której trzeba się trzymać, żeby w życiu za daleko z niej nie zboczyć. Nasze życie rodzinne budowaliśmy na wartościach, które sami uznawaliśmy za ważne. Na pierwszym miejscu była religia. To najważniejsza w życiu podstawa dla na i dla naszych dzieci. To z wiary trzeba czerpać siłę. Wtedy człowiek przetrwa wszystkie życiowe trudności  - mówił Jan Duda.  

Jak był dom przyszłego prezydenta? Najpierw bardzo ciasny, o czym z humorem opowiadali Dudowie, którzy jako młodzi małżonkowie i początkujący pracownicy naukowi krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej z małym synkiem zajmowali liczący ledwie dziewięć metrów kwadratowych pokój w hotelu asystenckim.

- Naszym drugim pokojem była łazienka, w której, żeby nie budzić w nocy dziecka, pisaliśmy nasze prace doktorskie - wspomina Janina Duda. - Mimo tej ciasnoty przyjmowaliśmy jeszcze gości. Bywało, że przychodziło do nas na raz i ponad dziesięć osób. Prowadziliśmy pasjonujące rozmowy i dyskusje o sprawach ważkich. Tych dotyczących naszej pracy naukowej, życia i polityki.

Mały Andrzej, a potem jego dwie młodsze siostry wyrastały w domu, w którym się przede wszystkim dużo czytało, rozmawiało i komentowało bieżące wydarzenia, co - jak wspominają Dudowie - dzieci chłonęły w sposób naturalny. Podobnie jak stworzony przez rodziców bezpieczny ciepły dom z receptą ojca prezydenta na udane małżeńskie relacje.

- Zwykłem zawsze mawiać, że dobre małżeństwo to takie, w którym jest synchronizm dusz  i komplementarność ciał. Natura dwóch odmiennych istot jest często inna po obu stronach, ale się uzupełnia. Musi być przy tym wspólnota ducha czyli to samo podejście do ważnych zagadnień duchowych. No i trzeba ze sobą dużo rozmawiać, nawet jeśli czasem robi się to nieco podniesionym głosem. Dzieci tego słuchają. To jest codzienność, z której czerpią przeświadczenie, że wszystko można między sobą uzgodnień, nawet te sprawy, które są trudne. Trzeba rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Ze sobą i ze swoimi dziećmi. To jest podstawa ich wychowania.

Teraz, kiedy ich syn został prezydentem przyznają, że czasu na rozmowy z synem jest coraz mniej. Coraz rzadziej też rodzina zasiada w komplecie do wspólnych niedzielnych obiadów, w których uczestniczył Andrzej Duda razem z żoną i córką.

- Bardzo brakuje mi tych niedzielnych spotkań, ale w dalszym ciągu, mimo prezydentury Andrzeja, staramy się być razem w czasie ważnych dla nas wspólnych,  rodzinnych uroczystości - mówiła Janina Duda. - Niedawno razem obchodziliśmy dwudzieste urodziny Kingi,  córki Andrzeja i Agaty, a potem chrzciny naszego najmłodszego wnuka. Teraz, kiedy Andrzej jest prezydentem, nie rozmawiamy z nim o polityce. Tak rzadko się widujemy, że jeśli już się spotkamy, to zwyczajnie chcemy z nim pobyć jak rodzice z synem. Zresztą on sam, kiedy już jest w domu mówi, że ma wśród nas chwilę na odrobinę luzu.

W spotkaniu sądeczan z rodzicami prezydenta nie zabrakło odniesień do kampanii prezydenckiej i pytań o to czy wierzyli w wygraną syna. Także pytań o rodzicielskie obawy o syna, który sprawuje najwyższy urząd w państwie

- Odkąd moje dzieci pojawiły się na świecie, zawsze się o nie modlę - mówiła Jnina Duda. Kiedy Andrzej stanął do trudnej walki o prezydenturę , to ja nie modliłam się o jego zwycięstwo. Powierzyłam naszego syna Panu Bogu i uważałam, że wszystko zależy od Boga. Po matczynemu martwiłam się o to, czy wytrzyma trud kampanii. Przyjeżdżał do nas w nocy. Był takli straszny zmęczony, że właściwie to nie miał siły na rozmowę. Ale z naszej strony była też taka rodzicielska troska, żeby nie zawiódł ludzi, którzy na niego postawili i którzy mu zaufali.

Dudowie mówili także o swoim pojmowaniu polityki i najwyższego urzędu w państwie jako służby. 

Sam start w wyborach - mówił Jan Duda - to też była służba. Choć myśmy, przecież zdawali sobie sprawę z tego, ze szanse są niewielkie. Ale kiedy Andrzej się na to zdecydował to wiedział, że podejmuje się misji, która musi wygrać. Takie były na niego nakładane zobowiązania. Mówiło się, że to jest dla naszego kraju ostatnia szansa, bo wiadomo jak sytuacja wtedy wyglądała. Konfrontacja z tymi celami i jego decyzja musiały być jednoznaczne. Polityk nie może udawać, że chce osiągnąć pewien cel wyborczy. Musi być zdeterminowany żeby wygrać. My jako rodzice w tej kampanii zawierzyliśmy całkowicie Opatrzności i  jej  powierzyliśmy naszego syna opatrzności. Jak mogę się czuć jako rodzić, którego syn obejmuje niezwykle odpowiedzialne stanowisko w państwie?  Czasami myślę, może niesłusznie, że czuję się jak Abraham prowadzący Izaaka.

Kampania była bardzo trudna dla syna, przyznali Dudowie, ale prezydentura jest jeszcze większym wyzwaniem.

- Mój syn mówi do mnie. Mamo,  teraz jeszcze trudniej. I dlatego modlę się za niego i  za tych, którzy go wspierają. Ale modlę się też za tych, którzy są przeciw nam. Modlę się za naszych wrogów. Jeśli się za nich modlimy, to oni nie są naszymi wrogami. Modlę się na przykład za pana Niesiołowskiego i nie  mam do niego żalu. Kiedy modlimy się za swoich wrogów, to modlitwą zwyciężamy. Wiemy też, że wielu Polaków modli się za naszego syna. To bardzo  jego i nas bardzo umacnia - mówiła matka prezydenta.

O tym jak wychowywali swojego syna Janina i Jan Dudowie postanowili opowiedzieć w książce „Rodzice prezydenta” . To wywiad rzeka, jaki z rodzicami Andrzeja Dudy przeprowadziła dziennikarka Milena Kindziuk. Książka ukazał sie w księgarniach 17 listopada.

Nie chcemy uciekać czy chować się przed mediami. Chociaż, mówiąc szczerze, nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na wszystkie propozycje. Nie chcemy też z siebie robić gwiazd. To nie nasz styl życia. Nie chcemy się pojawiać się w mediach byleby zaistnieć. Gdy jednak jest okazja do rzeczowej, prawdziwej rozmowy, uważamy za nasza powinność zgodzić się na nią. Poinformować zainteresowanych, z jakiego domu pochodzi prezydent. Oczywiście, staramy się nie przesadzać. Po prostu odpowiadamy na zainteresowanie. Sami nigdy o to nie zabiegaliśmy. Czujemy się tak, jakbyśmy byli wywołani przez szereg spośród wielu milinów zwykłych polskich rodzin - mówią w książce o sobie rodzice prezydenta Andrzeja Dudy.

Agnieszka Michalik

Fot: A.M 







Dziękujemy za przesłanie błędu