Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
29/05/2021 - 15:15

Na pandemii koronawirusa tracą największe włoskie kluby piłkarskie

Pandemia spowodowała łączne straty w wysokości sześciu miliardów euro dla trzydziestu dwóch najbogatszych europejskich klubów piłkarskich. To dane gorsze nawet od wyników z sezonu 2010/11, kiedy to wprowadzono zasadę finansowego fair-play. Co dalej z europejską piłką nożną?

Zdjęcie ilustracyjne Pixabay

Najwięksi płac(z)ą najwięcej
Pandemia Covdi-19 pozbawiła trzydzieści dwa najbogatsze europejskie kluby piłkarskie łącznie sześciu miliardów euro ich wartości, a kolejne osiemdziesiąt zespołów łącznie dwóch miliardów euro. Jest to wynik gorszy nawet od tego z sezonu 2010/11, kiedy to wprowadzona została budząca wiele kontrowersji i mająca uzdrowić przesiąknięty petrodolarami europejski futbol zasada finansowego fair-play.

Taki obraz dzisiejszej piłki nożnej nakreśla szósta edycja raportu “The European Elite” opracowanego przez KPMG. Rok rozgrywek piłkarskich przy pustych stadionach odcisnął swoje piętno na wszystkich, średni spadek wartości europejskich klubów w okresie pandemii to aż piętnaście procent.

Europejskich klubem o najwyższej wartości niezmiennie pozostaje Real Madryt, który już zdążył pochwalić się tym faktem we wszystkich możliwych mediach społecznościowych, być może po to, by przykryć nieco informacje o odejściu trenera Zinedine’a Zidane oraz problemach z przedłużeniem kontraktu kolejnej legendy i obecnego kapitana Sergio Ramosa. Wartość Królewskich określana jest na 2,9 miliarda euro. Na drugim miejscu plasuje się ich odwieczny rywal – FC Barcelona (2,8 miliarda euro), a na trzecim Manchester United (2,6 miliarda euro – spadek wartości aż o 20 procent!).

Zdecydowanie gorzej radzą sobie włoskie kluby. Najwyżej w zestawieniu, zamykający Top10 Juventus zaliczył straty w wysokości 15 proc. wartości (obecnie to 1,45 miliarda euro). Na czternastym miejscu znajduje się tegoroczny mistrz Włoch - Inter. Choć jego wpływy do budżetu są bardzo stabilne i klub nie stracił dużo przez pandemię to mimo wszystko chińskie źródła finansowania klubu i niepewna sytuacja na tymże właśnie rynku sprawiają, że Inter nie może nawet marzyć o wejściu do Top10.

Na dziewiętnastym miejscu plasuje się lokalny rywal Interu - AC Milan. Zalicza on powolny marsz w górę po latach upokorzeń, zarówno sportowych, jak i finansowych. Sytuacja rossonerich powinna poprawić się jeszcze bardziej w przyszłym sezonie, gdyż w końcu udało im się wrócić do Ligi Mistrzów, a każdy kibic piłkarski wie, co oznacza to dla budżetu klubu. O wiele gorzej wygląda sytuacja AS Romy. Straciła ona aż jedną trzecią swojej wartości! Winą za to obarczany jest były już właściciel klubu James Pallotta i jego nieduolne zarządzanie. Od czasu przejęcia klubu przez amerykańską rodzinę Friedkin Roma zaczyna wychodzić na prostą, a jej wartość marketingowa może sukcesywnie wzrastać biorąc pod uwagę takie ruchy jak zatrudnienie Jose Mourinho w roli trenera.

Jednak prawdziwym wzorem do radzenia sobie z pandemią oraz skutecznego zarządzania klubem w ciężkich czasach jest Atalanta Bergamo. Od kilku lat zespół regularnie plasuje się w czołówce tabeli włoskiej Serie A oraz coraz śmielej rozpycha się w europejskiej czołówce, dochodząc coraz dalej w Lidze Mistrzów. Przez ostatnie pięć lat klub wygenerował zyski w czystej postaci 125 milionów euro i po raz pierwszy znalazł się w tym elitarnym gronie “The European Elite”.

Pieniądze ważniejsze niż tradycje
Coroczne zestawienie opracowane przez KPMG tylko podkreśla znaczenie pieniędzy w dzisiejszej piłce nożnej i uwypukla różnice pomiędzy klubami z ogromnym zagranicznym kapitałem a najstarszymi, wiernymi swoim tradycjom drużynom. Oczywiście można powiedzieć, że przewodzące rankingowi Real i Barcelona to wielkie tradycje i prezesi wybierani przez socios, jednak nie można zapominać, że większość wpływów do ich budżetów pochodzi od możnych sponsorów ze wschodu lub międzynarodowych wielkich korporacji.

Reszta drużyn z czołówki rankingu to kluby z kapitałem pochodzącym od arabskich szejków, chińskich firm lub amerykańskich przedsiębiorców. Wystarczy spojrzeć na ostatnie dwa finały Ligi Mistrzów: 2020 to Bayern-PSG, drużyna francuska zasilana pieniędzmi z kataru; 2021 to Chelsea-Manchester City, pierwsza z nich to kapitał rosyjski, a druga to pieniądze z Abu Zabi.

Skupiając się na sytuacji na półwyspie Apenińskim można również starać się bronić czołowych klubów mówiąc, iż przynajmniej część z nich jest w rękach Włochów, jednak patrząc na strukturę wartości i udziałów wszelkie argumenty natychmiast są wytrącane z ręki ich obrońców. Wyjątkiem może faktycznie być Juventus, kierowana od zawsze przez ród Agnelli, jednak nie sposób pominąć fakt, iż środki na funkcjonowanie klubu pochodzą bezpośredniego z Fiata, który to od lat jest już gigantem na rynku motoryzacyjnym i dzięki przemyślanym i udanym fuzjom (ostatni twór: Stellantis) posiada ogromne zasoby finansowe, jednak należy się zastanowić ile w nim jeszcze jest “włoskości”.

W zestawieniu na próżno szukać takich legendarnych włoskich klubów jak Parma, czy Genoa. Parmeńczycy właśnie spadli do Serie B. Ostatnio przejęcie zostali przez amerykańskiego biznesmena Kyle’a Krause, który obiecuje przywrócić klubowi sportową chwałę sprzed lat oraz wybudować nowy, piękny stadion (projekt już zatwierdzony). Jednak również w tym przypadku, jeśli to się powiedzie, będzie to zasługa amerykańskich dolarów.

Na wejście do zestawienia oraz do europejskich pucharów nie ma także co liczyć najstarszy włoski klub czyli Genoa CFC. Nieudolnie zarządzana przez Enrico Preziosiego drużyna w żadnym stopniu nie przypomina niegdysiejszej chluby La Superby, dziewięciokrotnego mistrza Italii. Wydaje się, że jedynym ratunkiem dla klubu jest zagraniczny kapitał. Smutne, ale w dzisiejszej piłce niestety powszechne. (Jakub Romaniuk, fot. Pixabay)







Dziękujemy za przesłanie błędu