Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
12/03/2018 - 21:15

Radosław Mroczkowski znów zaatakował Sandecję. Popełnił jednak kilka błędów!

Przebywający na bezrobociu Radosław Mroczkowski, pomimo kilku zmian trenerów w ostatnim czasie, nie znalazł nigdzie zatrudnienia. Tę medialną ciszę wokół siebie postanowił przerwać w trakcie wywiadu dla Przeglądu Sportowego, gdzie mocno skrytykował Sandecję.

W wielu kwestiach, jakie były trener poruszył w trakcie rozmowy z Izą Koprowiak zwyczajnie mija się z prawdą. To celowe zagranie, czy tylko krótka pamięć? Tego nie wiadomo. Pewne jest jednak, że w tym publicznym atakowaniu Sandecji przez byłego pracownika, jest sporo nieścisłości.

- Ciekawy jestem, czy weszliby do szatni, w której piłkarze nie dostawali pensji od siedmiu miesięcy i zajmowali przedostatnie miejsce w tabeli? - powiedział Mroczkowski porównujący sytuację polskich trenerów do tych zagranicznych pracujących w LOTTO Ekstraklasie. Za negatywy winił jednak tylko kluby.

Trudno nie zwrócić uwagi, że w momencie zatrudnienia byłego szkoleniowca drugoligowego wówczas Rakowa Częstochowa, sądeczanie byli na miejscu 15 a nie 17, jak przedstawiał to Radosław Mroczkowski. Również w temacie zaległości wobec piłkarzy mamy do czynienia ze znacznym wydłużeniem okresu opóźnienia w wypłatach. Owszem było, ale dużo mniejsze. Warto zaznaczyć, że wtedy każdy piłkarz mógł rozwiązać kontrakt z winy klubu przy 3 miesiącach zaległości i nikt tego nie zrobił.

- Chciałbym zobaczyć, jak przyjeżdża do Nowego Sącza i wchodzi na boisko, na którym leży śnieg po kostki. Wielu w ogóle nie podjęłoby się wyzwania - dodał trener w rozmowę o zagranicznych trenerach w Polsce. Radosław Mroczkowski pracę w Nowym Sączu podejmował w zimie, a treningi odbywały się na sztucznym boisku PWSZ. Czy było odśnieżane? To widać na zdjęciach z tamtego okresu. Warto zaznaczyć, że Sandecji jak wielu klubów w I lidze nie było stać na obóz zagraniczny.

Sporo miejsca poświęcono konfliktowi pomiędzy rzecznikiem prasowym a trenerem. - Marcin Rogowski pojawił się w Sandecji, kiedy byliśmy w I lidze, uczył się. W pewnym momencie klub chciał się z nim rozstać, ale postawiłem sprawę na ostrzu noża, interweniowałem u prezesa i ostatecznie został - mówił Mroczkowski.

Odkąd pojawił się w klubie Rogowski, nie było tematu jego zwolnienia. Owszem w czerwcu 2017 roku klub prowadził rozmowy z osobami mogącymi zastąpić go na stanowisku, ale wówczas miał on zostać częścią biura prasowego i pozostać w strukturach Sandecji.

Rozwijając temat konfliktu Radosław Mroczkowski prawił kolejne zarzuty w stronę rzecznika prasowego. - Choćby sytuacja z Adu, pojechał po niego, ani słowem mi o tym nie wspominając. A przecież widzieliśmy się i rozmawialiśmy codziennie. Następnego dnia w ostry sposób zwróciłem mu uwagę, że tak się nie postępuje i zrobił z klubu pośmiewisko - mówił w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego.

Warto pomyśleć, że przecież Marcin Rogowski pojechał tam na polecenie przełożonych, a do takich nie można zaliczyć szkoleniowca. Pretensje są więc kompletnie nie zrozumiałe, ukazują tylko władcze zapędy trenera.

- Moja reakcja była stanowcza, bo raz, że nie chciałem tego zawodnika, a po drugie w ogóle nie wiedziałem o tych testach. Pół roku wcześniej ktoś rzucił w żartach: „A może sprowadzimy do nas Adu”? Pośmialiśmy się, ale nikt nie potraktował pomysłu poważnie. I nagle, po dobrym meczu z Jagiellonią pojawia się historia, która szczególnie w tamtym momencie nikomu do niczego nie była potrzebna - pomimo tych słów w klubie do dziś zapewniają, że trener został poinformowany i to nie raz.

Kolejny fragment na temat Freddy Adu jest jeszcze ciekawszy. - Było mi go szkoda, bo wystawił się na pośmiewisko. Sytuacja została rozegrana niestosownie, dziwię się, że tak ją zostawił. Na jego miejscu reagowałbym bardziej stanowczo - zaakcentował Mroczkowski. Niestety sam również przyczynił się do tego, jak piłkarz został potraktowany. Skoro przyjechał, to można było nie sugerować swojej niewiedzy, a jedynie pozwolić mu zagrać w specjalnie na tę okoliczność zorganizowanym sparingu.

Trener wielokrotnie powtarzał, że chce testować zawodników, więc można było tak zrobić również w tym przypadku i gdyby rzeczywiście Adu się nie sprawdził, wówczas kulturalnie mu podziękować. O sparingu i jego celowości trener przecież wiedział, a także się na niego zgodził. W tamtym okresie jednak często krytykował swoich współpracowników na łamach mediów, stąd pewnie ten pomysł.

- Poziom zarządzania Sandecją jest naprawdę słaby. Gdyby nie czujność i zaangażowanie pani Ewy i pani Zosi w sekretariacie, które znają przepisy, to dziś można byłoby już zgasić światło. One i sztab trenerski to właściwie cały klub, plus prezesi z doskoku. Dlatego sytuacji, z którymi się nie zgadzałem, było wiele - argumentował.

Opisał tutaj jednak sytuację sprzed powołania spółki akcyjnej, gdzie rzeczywiście zarząd to byli ludzie działający dla stowarzyszenia Sandecja, ale nie będący w nim zatrudnieni, gdyż nie pobierali pensji i zawodowo zajmowali się prowadzeniem swoich prywatnych firm.

Po awansie i zmianie formy działania, większość ludzi jednak została, a doszedł do składu władz jedynie prezes Grzegorz Haslik. Pozostali Andrzej Danek i Arkadiusz Aleksander, ale jakoś w czasach pierwszoligowych trener Mroczkowski ich nie krytykował, a wręcz chwalił sobie współpracę. Co jak wiadomo zakończyło się historycznym sukcesem, czyli awansem do LOTTO Ekstraklasy.

- Trzeba się szanować, niezależnie, w jakim zespole się pracuje. Bo powiedzmy sobie szczerze: nie każdy trafia na klub dobrze zorganizowany. Czasami porównujecie dokonania trenerów, ale żeby to zrobić miarodajnie, ci szkoleniowcy musieliby mieć podobne warunki do pracy. A w wielu naszych klubach są archaizmy, najgorsi są ludzie pracujący przy drużynie. Prawdziwych dyrektorów sportowych możemy w Polsce policzyć na palcach jednej ręki. Większość jest z nadania, albo jak w Sandecji  z przypadku. Na zasadzie: „Raz, dwa, trzy dyrektorem jesteś ty” - argumentował były trener beniaminka ekstraklasy.

Trudno mówić o przypadku, skoro na dyrektora wybiera się byłego piłkarza, wykształconego człowieka, który cieszy się zaufaniem władz miasta, czyli źródła finansowania klubu. Trener ma prawo do swojego zdania, tylko dlaczego nie wygłaszał go w okresie sukcesów, a tam gdzie pojawiły się trudne chwile? Odpowiedź na to pytanie zna tylko Radosław Mroczkowski, inni mogą się domyślać.

MŚ ([email protected]). Fot. Sandecja







Dziękujemy za przesłanie błędu