Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
31/12/2018 - 09:35

Głos Festiwalu Biegowego. Zenon Nowakowski o kulisach pracy spikera w Krynicy

Zenon Nowakowski, dla wielu po prostu spiker Zenek. Głos i dusza wielu polskich biegów. Człowiek wyjątkowy: w głowie ma encyklopedię biegaczy, daty, nazwiska i czasy z dokładnością do sekundy nie stanowią dla niego problemu. Dowcipami sypie jak z rękawa, a przy tym odnajduje się w każdej sytuacji. Informuje, dopinguje, bawi, a jeśli trzeba, to pociesza. Od lat obecny na Festiwalu Biegowym wita Was na krynickim deptaku, w Muszynie i na szczycie Jaworzyny. Opowiedział nam o tajnikach pracy spikera i swojej słabości do Festiwalu Biegowego.

Kiedy zaczyna się praca spikera? My biegacze, widzimy Was chwilę przed startem, w trakcie biegu i krótko po nim, podczas dekoracji zwycięzców…

Zenon Nowakowski: Przed samym startem lubię zaczynać godzinę wcześniej, podawać ważne informacje, zapisy z regulaminu. Z tym się zawsze zapoznaję, bo wychodzę z założenia, że jestem kolejną osobą po organizatorach, która powinna mieć ich wiedzę. Witam zawodników, przedstawiam, przybliżam historię biegu i mówię kilka słów o poprzednich edycjach oraz ich zwycięzcach. Czasami mówię o warunkach na trasie, na przykład ostrzegam, że jest ślisko, warto założyć buty z większym bieżnikiem…

Ale te informacje trzeba przecież jakoś zdobyć. Ile czasu to zajmuje? Jak wyglądają takie przygotowania do biegu?

Wszystko zależy od rangi zawodów. Na duże imprezy zaczynam drukować materiały dużo wcześniej i robię to w każdej wolnej chwili. Poza tym cały czas staram się być na bieżąco: przeglądam relacje z biegów i listy wyników, czytam pierwsze 100 albo 50 nazwisk, próbuję zapamiętać zwycięzców. Nie robię notatek ot, tak. Dopiero przed konkretnymi zawodami siedzę w sieci szukając szczegółowych informacji i notuję to, co ważne o samej imprezie, zgłoszonych zawodnikach, rekordach, a nawet o mieście, w którym odbywa się bieg.

To stały element pracy spikera? Nie da się improwizować, iść i po prostu mówić do ludzi?

Należy się przygotować. Lepiej mieć przygotowanych więcej informacji, a potem ich wszystkich nie wykorzystać, niż nie mieć nic do powiedzenia. Trzeba wiedzieć, jakich wyników się spodziewać na danym dystansie i przy określonych zawodnikach. Ja potem często mówię: „Kochani, mamy pół godziny, możemy iść na ciepłą herbatę”. Ludzie idą i wracają za pół godziny, żeby przywitać zwycięzcę. Zawsze mam przygotowane informacje o zawodnikach, imprezie i takie bardziej ogólne, żeby zaciekawić słuchaczy, wciągnąć ich w dyskusję. Zawsze sprawdzam listy startowe, wyłapuję i wynotowuję sobie nazwiska najszybszych zawodników, informacje na ich temat. Nie zawsze da się to wykorzystać. Często organizator chce też, żebym wymienił sponsorów i nic w tym dziwnego. W końcu sponsor po to płaci, żeby o nim mówić, tak jak o zawodnikach.

Co jeszcze robi spiker?

Często coś podpowiadam organizatorom, bo jestem na wielu imprezach. Jeśli widzę jakieś zaniedbania, coś mi się rzuci w oczy, to mówię organizatorom, podpowiadam, uczulam… Jedni przyjmują, inni są źli, bo nie jestem od tego i mam nie pouczać.

Przed biegiem i w trakcie startu jest jeszcze w miarę spokojnie. Prawdziwe zamieszanie zaczyna się chyba na mecie?

Tak. Staram się powitać każdego zawodnika z imienia i nazwiska, jeśli jest czas, to wymieniam też miejscowość i dodaję kilka informacji. Do pierwszej trójki próbuję podejść z mikrofonem, ale wiadomo, że nie zawsze jest taka możliwość. Pytam o bieg, strategię… Tego, który wygrał, pytam, w jaki sposób uciekł, a drugiego, czy rywal był do dogonienia. Bardzo podoba mi się ten szacunek, który wtedy widzę: to rywal z wyższej półki, przegrałem z lepszym, jestem dumny, że byłem tak blisko…

Znasz to wszystko z drugiej strony, bo sam byłeś zawodnikiem. Jak trafiłeś przed mikrofon?

Zachorowałem, przestałem startować i pewnego razu po prostu dano mi do ręki mikrofon. Poprowadziłem dwie imprezy i wróciłem do biegania. Potem szukano spikera w klubie META Lubliniec. Poprowadziłem najpierw biegi dla dzieci, rok później całą imprezę i tak się zaczęło. Nie zawsze było łatwo i kolorowo. Czytałem wiele razy negatywne opinie. „Spiker żenada”. Zarzucano mi, że popełniłem jakiś błąd językowy, podałem najpierw nazwisko zamiast imienia, a przecież wiadomo, że tak są drukowane listy startowe i w zamieszaniu na mecie często nie ma czasu, żeby to przestawiać. Lapsusy językowe też się zdarzają w "ferworze walki". Miałem kryzys, chciałem zrezygnować, ale upomnieli się o mnie organizatorzy biegów. Wróciłem i oduczyłem się czytania opinii w internecie. Malkontenci są wszędzie, wśród biegaczy też.

A jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

Biegałem od podstawówki. Chociaż najpierw miałem ksywę Gruby, wystartowałem w eliminacjach zawodów, przeszedłem dalej i… tak się zaczęło. Biegałem i grałem w piłkę ręczną. To właśnie tam rozwalili mi staw skokowy i potem biegałem już tylko dla siebie. Byłem górnikiem, pracowałem na kopalni i biegałem. Potem dowiedziałem się o biegach ulicznych i zacząłem startować.

Zdarzały się śmieszne sytuacje w pracy?

Oj, jest ich sporo. Zdarza mi się coś palnąć, przejęzyczyć się, powiedzieć głupotę. Ale staram się tego nie pamiętać tylko przygotować kolejny bieg.

Od kilku lat jesteś spikerem podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy.

Festiwal Biegowy to fenomen. Jedyny taki festiwal w Polsce, z taką liczbą biegów i zawodników. Nigdzie indziej ludzie nie przyjeżdżają z tak wielu różnych stron. Poza tym, tam niesamowicie szybko łapie się kontakt i z zawodnikami, i z kibicami. To zupełnie inna atmosfera. Przyjeżdżają całe rodziny, drużyny, do tego przychodzą kibicować kuracjusze i turyści. Dla spikera to nawał pracy. Trzy dni ciężkiej harówki, pracy na akord. Ale warto. Tego nie ma nigdzie!

W tym roku musiałeś opuścić 9. TAURON Festiwal Biegowy. Tęskniłeś?

Ubolewam, że nastąpiła przerwa. Ale dzieci zaplanowały, jak zaplanowały i nie miałem nic do powiedzenia… Żenił się mój syn! Poinformowali mnie o dacie, kiedy już wszystko mieli ustalone. Jako rodzic nie mogłem nic zrobić. Tęskniłem za Festiwalem… (w tle słychać głos żony: „Pół wesela marudził o bieganiu!”). Za biegaczami, zawodnikami, ale też za organizacją. Z organizatorami różnie bywa, czasami trudno się dogadać. Ale tutaj zawsze był dobry kontakt i spora otwartość. Jeśli zostanę zaproszony do pracy w kolejnej edycji, przyjadę z radością!

Masz jak w banku! 

Rozmawiała Katarzyna Marondel








Dziękujemy za przesłanie błędu