Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
10/02/2019 - 11:00

Z Łukaszem Połomskim rozmawiamy o jego najnowszej książce

Z Łukaszem Połomskim, autorem wydanej niedawno książki „Między zacofaniem a nowoczesnością. Społeczeństwo Nowego Sącza w latach 1867-1939", rozmawia Tomasz Kowalski.

Spotkanie promujace książkę Łukasza Połomskiego odbyło się w pięknych wnętrzach nowej siedziby Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu
Panie doktorze, skąd taki, a nie inny okres (1867-1939), w którym poddaje pan analizie to, co działo się w Nowym Sączu?

- To niezwykle ważne daty w dziejach Nowego Sącza. W 1867 roku rozpoczyna się autonomia galicyjska, nabiera rumieńców, a nasi pradziadowie świetnie odnaleźli się w nowej, austrowęgierskiej rzeczywistości. Liberalizacja prawa otwarła wiele możliwości przed sądeczanami, a szczególnie przed ludnością żydowską. Wydarzenia z lat. 60. XIX w. są źródłem wszystkich przemian, jakie analizuje, choć czasem trzeba były sięgnąć wcześniej, nawet do początku XIX wieku.

Ten okres ciągle czeka na pełną kwerendę, zbadanie źródeł i opracowanie. Momentem kluczowym w datacji jaką obrałem są lata 1914 – 1918 – Wielka Wojna. Po tych wydarzeniach Nowy Sącz nie był już takim samym miastem. To co się wydarzyło 100 lat temu dało nam upragniona wolność, ale jednocześnie wojna wyhamowała impet z jakim rozwijało się miasto.

Warto podkreślić, że te wszystkie zjawiska są charakterystyczne dla większości miast galicyjskich, stąd porównuje Nowy Sącz do Rzeszowa i Tarnowa. Dziś widzimy, gdzie są dwa ostatnie miasta, a startowaliśmy w 1867 roku z tego samego punktu. Tak więc możemy się także czegoś nauczyć z tej książki, przemyśleć, gdzie nasze drogi się rozminęły.

Zestawiam miejsca, ale też epoki. Pomysł na tytuł – jak cała książka – powstał na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, gdzie przygotowałem rozprawę doktorską. W historiografii niezwykle ważne są metody badawcze, a uznałem że komparatystyka, czyli porównanie będzie tutaj idealne.

Pana książka mówi o społeczeństwie Nowego Sącza. Czy przed 1939 rokiem nie były to raczej zamieszkujące wspólnie jeden teren odrębne społeczności? Klasowe, wyznaniowe, narodowe...
-
To prawda. Nowy Sącz był podzielony na wiele sposobów. Wydaje się jednak, że podziały narodowościowe nie były tak silne jak podziały majątkowe. Biednemu Żydowi z Piekła było łatwiej dogadać się z biednym katolikiem z Jagiellońskiej, niż z bogatym żydowskim kupcem z centrum miasta. Na odwrót to samo.

Oczywiście, podziały religijne rzutowały na wiele spraw codziennych, ale jednak dla sądeczan ważna była pozycja majątkowa. Moja książka jest o sądeczanach, nie tyle o mieście, co o jego mieszkańcach. Stąd pracując nad nią sięgnąłem do socjologii.

Różnorodność z jaką mieliśmy do czynienia w Sączu mogła wypływać pozytywnie na modernizację życia. Przecież stronnictwa polityczne ze sobą rywalizowały, szukały poparcia. To samo w gospodarce. Dzięki temu – pod warunkiem, że była to zdrowa konkurencja – rozwijało się życie obywatelskie.

To niezwykle ważny wyznacznik nowoczesnego społeczeństwa. Niestety były też takie sytuacje, kiedy mieszczanie korzystali z różnorodności negatywnie budując niepotrzebne mury. Myślę tu szczególnie o narastających w latach 30. XX w. antagonizmach narodowych i religijnych.

Chciałbym też zaznaczyć, że w 1918 roku, kiedy uzyskaliśmy wolność, sądeczanie stanęli razem – socjaliści, konserwatyści, chłopi, arystokracja, handlarze, kupcy – wszyscy. Niebywała solidarność. Patrząc na te niesamowicie radosne wydarzenia z 1918 roku aż serce rośnie i człowiek aż marzy, aby nasi współcześni politycy stanęli ramię w ramię. Niestety historia uczy, że na takie zachowanie stać nas tylko w momentach krytycznych. A szkoda.

Na spotkanie z Łukaszem Połomskim przyszło wielu sądeczan  

Na ile - pana zdaniem - Nowy Sącz i jego ówcześni mieszkańcy różnili się od społeczności zamieszkujących inne, galicyjskie miasta?
-
Sądeczanie nie różnili się wiele. Oczywiście mieliśmy swoje wyjątkowe sądeckie sprawy. Kolejarze to jedna z grup, która bardziej niż w wielu innych miastach odcisnęła pozytywne piętno na Nowym Sączu. To także syjoniści, którzy aktywnie działali na przekór chasydom. Poza tym problemy z jakimi zmagali się mieszkańcy były te same.

Brudne ulice, rozpite społeczeństwo, czy choroby związane ze złym odżywianiem się były typowe dla większości miasteczek. Podobnie sprawa wyglądała z wielkimi inwestycjami: wodociągami, kanalizacją itd. Dlatego warto podkreślić, że książka jest o nowosądeczanach, ale tak naprawdę w uniwersalny sposób dotyka problemów wielu miast w Galicji i południowej II Rzeczypospolitej.

Dariusz Popiela napisał o pana książce: „Łukasz Połomski ukazał mechanizmy funkcjonujące do dzisiaj! Pewne problemy naszego miasta mają swoje źródła już od dawien dawna.” Zgadza się pan z tym?
-
Edyta Danielska, która prowadziła moją promocję, ku mojemu zaskoczeniu otworzyła książkę na fragmencie dotyczącym… obniżki pensji radnym, aby zatrudnić leśniczego. Historia sprzed kilku dni. Razem znaleźliśmy wiele spraw, które się powtarzają, nie muszę ich tutaj wymieniać, bo czytelnik się dowie o nich niemal z każdej kartki tej książki. Bo jak nie nawiązać analogii Nowy Sącz – podmiejska gmina Załubińcze z dzisiejszym sąsiadem miasta zza Dunajca? Nie da się uniknąć tych analogi. Załubińcze zostało włączone do Nowego Sącza w 1903 roku, więc ta historia jeszcze przed nami.

Dlaczego Nowy Sącz jest wykluczony komunikacyjnie? Polecam przeczytać rozdział dotyczący komunikacji i osłabienia roli kolei w II Rzeczypospolitej. Takich przykładów można by mnożyć. To historie z życia urzędników, a nawet postrzegania nauczycieli, jako głupkowatych i niedouczonych. Sam jestem nauczycielem więc wiem co mówię. Kiedy przygotowałem książkę – a właściwie jeszcze pracę doktorską – śmiałem się, że śmiało można tę naszą „nowoczesność” badać do 2017 roku. To już wyzwanie dla kolejnych badaczy.

Nawiązując do Darka chciałbym jeszcze odnieść się do tytułu projektu „Ludzie, nie liczby” jaki prowadzi, aby upamiętnić żydowskich mieszkańców. Uświadomiłem sobie, że każdej osobie w książce dałem biogram. Szczególnie ważne jest to w kontekście Żydów i Łemków. Przez 70 lat byli anonimowi! To były liczby.

Kompletnie tego nie rozumiem czym Maurycy Korbel czy Leon Silberman byli gorsi od innych zacnych obywateli miasta. Dałem im daty życia, opisałem ich biografię, często godzinami szukając informacji o nich w archiwach. Uważam to za bardzo cenną część tej publikacji.

Co było najbardziej wartościowym źródłem, spośród tych, z których korzystał pan w pracy nad książką? I co - jeśli na coś takiego pan się natknął - samego pana zaskoczyło?
- Dziś nie rozumiem historyków, którzy pracują nad dziejami nie badając archiwów Lwowa. To bezcenne źródło. Proszę sobie wyobrazić, że trzymałem w rękach dokumenty sprzed nawet 200 lat – jako pierwszy historyk. Czy może być coś lepszego? Chyba nie. Stąd wiele nowych wątków, jakie udało mi się wnieść.

Kto w Sączu widział donosy na nauczycieli, lustracje urzędów, czy nawet podziały godzin lekcyjnych z XIX wieku? Ale tego się spodziewałem. Natomiast zaskoczyły mnie źródła rodzinne. Ludzie mają niesamowite rzeczy w domach, szczególnie stare sądeckie rody. Jestem bardzo wdzięczny Monice Ślepiak, że mogłem przebadać spuściznę Barbackich, Pani Marcie Kalarus, że uzyskałem tyle informacji o rodzinie Aleksandrów. No i oczywiście Archiwum Narodowe w Nowym Sączu – bezcenna instytucja. Tutaj ciągle są dokumenty, których nie przebadano.

Ze wzruszeniem czytałem list robotnika, który w XIX wieku odebrał sobie życie, bowiem zaczął chorować i nie mógł wystać przy maszynie – wolał nie być obciążeniem dla rodziny. Napisał list do syna, aby uczył się, żeby jego los w przyszłości był lepszy… To historie, które jakoś zapadają w pamięć, a nawet papier z archiwum może wzbudzić po tylu latach wielkie emocje.

Jak długo pracował pan nad tą książką?
-
Praca nad książką to praca nad doktoratem, a wiec 7 lat. Przeliczając to na moje lata to ćwierć mojego życia. Ale warto było!

[email protected]







Dziękujemy za przesłanie błędu