Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
08/02/2019 - 10:00

Wiosna przyszła zimą. O Ruchu Biedronia z Krzysztofem Gawkowskim

O propozycjach partii Wiosna, jej stosunku do Kościoła, wysokości płacy minimalnej i tym, jak Słupsk ma się do Nowego Sącza rozmawiamy z Krzysztofem Gawkowskim, jednym z liderów nowej partii Roberta Biedronia.

Krzysztof GawkowskiDlaczego w najbliższych wyborach parlamentarnych mieszkaniec Nowego Sącza miałby głosować na kandydatów z list "Wiosny" Roberta Biedronia? Dlatego, że często mówicie o deglomeracji?
- Uważamy, ze w Polsce możliwa jest deglomeracja. To nie jest pewnik, że na przykład Najwyższa Izba Kontroli lub GUS muszą mieć siedzibę w Warszawie…

Możemy więc dostać na przykład Trybunał Konstytucyjny?
- Nie wiem, oczywiście za wcześnie jeszcze na tak konkretne deklaracje, ale trzeba patrzeć na mapę Polski również z uwzględnieniem byłych miast wojewódzkich, takich właśnie jak Nowy Sącz, który przestał nim być w 1998 roku, a zasłużył się Polsce. Jesteśmy jeszcze przed dokładną analizą, ale na pewno jest wiele instytucji, mogłyby być rozlokowane poza Warszawą, w Tarnowie, Nowym Sączu czy innych miastach, które nie są aglomeracjami takimi jak Kraków.

Miasta dopominają się o to od wielu lat. Nawet te wielkie. Na razie słyszą, że z wydarzeń centralnych mogą dostać najwyżej demonstracje górników…
- Nic dziwnego, bo do tej pory żadna partia polityczna oficjalnie nie zaproponowała konkretnych działań.

Nie odnajduje pan tych elementów w pisowskim programie zrównoważonego rozwoju?
- Trzeba odróżnić program zrównoważonego rozwoju od decyzji, jak ma wyglądać ten zrównoważony rozwój w praktyce. To plan rozdziału środków z Unii Europejskiej ale również polityka miejska, związana na przykład z degradacją całych obszarów przez wyjazdy młodych ludzi nie tylko za granicę, ale do dużych ośrodków.

Nowy Sącz czy Tarnów ciąży do Krakowa. Chcemy przeciwdziałać ucieczce ludzi z ich miejscowości tylko dlatego, że nie ma tam dla nich pracy, mieszkań, warunków ekonomicznych do rozwoju, bo tam nie opiekuje się nimi państwo. A zrównoważony rozwój to też kapitał ludzki.

Zrezygnował pan z funkcji wiceprzewodniczącego SLD by związać się z ruchem Roberta Biedronia. Czego brakowało panu w Sojuszu, a co znalazł pan w nowej formacji?
- To nie był transfer polityczny. Z Robertem Biedroniem znamy się od lat, obaj zdajemy sobie sprawę, że Polsce potrzebna jest formacja, która będzie w stanie przeciwstawić się dominacji PIS i Platformy Obywatelskiej, trwającej przez ostatnie 13 lat, formacja, która będzie dotrzymywała słowa i mówiła o sprawach, które są niepopularne.

Jedną z nich jest postulat wzmocnienia polskiej energetyki przez odnawialne źródła energii i wygaszanie górnictwa - to ma być zresztą proces powolny, rozłożony na najbliższe siedemnaście lat. Uważamy też, że w Polsce wciąż zarabia się za mało. Związałem się z ruchem Roberta Biedronia dlatego, że, daje realne szanse na realizację swego programu, bo jest ugrupowaniem, bez którego w przyszłości w polskim parlamencie nie będzie można stworzyć rządu.

Podobne hasła, przełamania dominacji PiS i PO, lewicowej albo prawicowej wrażliwości, miało wiele ugrupowań, które przepadały tak szybko jak szybko zyskiwały popularność. Na jaki wynik liczycie w tegorocznych wyborach do Europarlamentu i wyborach parlamentarnych?
- Na pewno wynik dwucyfrowy. Co do innych ugrupowań, na nasze spotkania, także w Nowym Sączu, przychodzą ludzie o bardzo różnej przeszłości politycznej. Są ci, którzy byli w partiach, są też bezpartyjni członkowie ruchów miejskich. Mówi się, że Sądecczyzna to zagłębie prawicy, a  jednak mam wrażenie, że wcale tak nie jest. Tak jak wszędzie, jest tu mnóstwo ludzi, którzy od polityków po prostu oczekują dotrzymywania słowa, zrealizowania planu, który obiecali – konkretnych rozwiązań w ochronie zdrowia, wyższych płac w określonym sektorze, czy choćby rozwiązań komunikacyjnych, drogowych czy kolejowych – by sprawniej można było dojechać do domu czy do firmy.

Mam wrażenie, ze politycy partii rządzących przez ostatnie 13 lat składali wiele obietnic, ale nie dotrzymali słowa. I tym się różnią od Roberta Biedronia, który przyszedł do Słupska w momencie, gdy miasto było zadłużone i wlokło się w ogonie listy polskich miast. Pokazał, że można było wyjść z długów i powoli realizować często sprzeczne roszczenia lub postulaty wielu grup społecznych. W Polsce, podobnie jak w Słupsku, nie da się zrobić wszystkiego od razu, ale na pewno można przedstawić spójny plan na wiele lat i po kolei, punkt po punkcie go realizować. To właśnie zrobimy.

Sensowny pomysł na zastąpienie węgla i postęp w skomunikowaniu Sądecczyzny ze światem na pewno się tu spodoba. Myśli pan, że zwolenników przysporzy wam również plan ścisłego rozdziału Kościoła od państwa, a nawet od samorządu? Tym również chwalił się Robert Biedroń.
- Tak, mówimy o tym, ja też nie mam problemu, by o tym mówić, choć jestem katolikiem. Rozdział panstwa od kościoła jest potrzebny, ale przecież nikt nie chce walczyć z religią. Nie chcemy żadnej walki z wiarą, chcemy tylko, by księża byli traktowani jak zwykli ludzie, a nie mieli specjalne przywileje.

I tak jak zwykli ludzie opodatkowani?
- To jest przecież normalność, która powinna wreszcie w Polsce zapanować. Ksiądz powinien płacić takie same podatki jak nauczyciel, przedsiębiorca czy policjant. 

Nie będziecie zatem walczyli z wiarą. A z Koalicją Obywatelską?
- Nasza partia Wiosna z nikim nie będzie walczyć, a jedynie prezentować swój nowoczesny program. My w partiach nie szukamy wrogów i uważamy, że spór może być na argumenty. Chcemy np. żeby minimalna emerytura wynosiła 1600 zł, pracownik powinien zarabiać 3000 zł, i do lekarza specjalisty powinniśmy dostać się najdłużej w miesiąc. Te postulaty to nasza siła i na nie możemy się mierzyć. 

Będzie pan startował w najbliższych wyborach do Europarlamentu? Jeśli tak, z jakiego okręgu?
- Na razie nie planuję startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a jeżeliby się to zdarzyło, to wyłącznie by pomóc liście, więc nie z pierwszego miejsca. Osobiście nie wiążę z tymi wyborami żadnych planów, choć dla ugrupowania są bardzo ważne. Nie myślimy o liczbie mandatów, interesuje nas wynik procentowy, na pewno stać nas na dwucyfrowy wynik i to z dwójką z przodu. Jeśli to się uda, na pewno łatwiej będzie w wyborach parlamentarnych. Patrzymy na to pragmatycznie, spokojnie, bo w centrum naszego programu jest człowiek, rozmowa z ludźmi, spotkania lokalne i rozwiązywanie lokalnych problemów, bo nie można na wszystko patrzeć z perspektywy Warszawy. Tak samo cenna jest perspektywa Nowego Sącza, Zakopanego, Gorlic, czy innych miast południa Polski.

Takie szukanie lokalnych perspektyw nie na wiele się jednak partiom politycznym przydaje. Ostatnie wybory samorządowe pokazały, że partie poniosły klęskę w wyborach samorządowych. Ich kandydaci zostali daleko w tyle w porównaniu z lokalnymi komitetami…
- W samorządzie głosuje się na tych, którym się ufa, a dotychczasowe partie zbytnim zaufaniem widać się nie cieszą. Nieco inaczej jest już w sejmikach, gdzie wybory są zdecydowanie polityczne, a w Małopolsce rządzi jedno ugrupowanie. Z nami wiążą się jednak bardzo różni ludzie, członkowie ruchów miejskich, ale też wójtowie, burmistrzowie i prezydenci. Bo nie jesteśmy ruchem na chwilę, swoją reprezentację chcemy mieć również w wyborach samorządowych roku 2023.

Ruch Biedronia przetrwa zatem dłużej niż ruch Palikota, partia Razem, ruch Petru, zielonych, czy Barbary Nowackiej?
- Uważam, ze partie i ruchy polityczne trzeba budować na rozsądku i dobrym programie, na rozmowach z ludźmi. Taką politykę właśnie Robert Biedroń uprawia i dlatego nie jest to polityka, która upadnie po pierwszej kadencji. Gdy słyszę porównania do takich jednokadencyjnych partii przypominam, że tak Prawo i Sprawiedliwość jak Platforma też kiedyś zaczynały, mając początkowo 12 procent w przypadku Platformy, a 9 procent poparcia, jak PiS, w 2001 roku. Każda partia kiedyś zaczynała, a my mamy duże szanse, bo ludzie, którzy jednoczą się w ruchu Roberta Biedronia chcą prawdziwej dobrej zmiany, nie szukają w polityce zarobków po kilkadziesiąt tysięcy jak w przypadku asystentek z NBP.

Chciałbym jeszcze spytać skąd u pana pasja pisania kryminałów? Bo to kolejna pana rola, poza wcieleniem polityka, wykładowcy akademickiego, autora książek o polityce i lewicowym jej postrzeganiu …
- Gdy byłem młodym chłopakiem, w szkole średniej, zacząłem się interesować się zagadkami kryminalnymi, kupowałem miesięcznik „Detektyw”. Moja pierwsza książka powstawała bardzo długo, bo dwa i pół roku, ale później już poszło. Nie chodzi o budowanie nazwiska czy szukanie pieniędzy, po prostu to lubię, a czytelnikom najwyraźniej się podoba.

Rozmawiał: [email protected]







Dziękujemy za przesłanie błędu